Mechanizm serca – Mathias Malzieu
Przełożyła Magdalena Krzyżosiak
Wydawnictwo Świat Książki , 2010 , 166 stron
Literatura francuska
Lubię wyjmować ze skrzynki pocztowej katalog klubu książkowego, do którego należę od czasów starożytnych, czyli od 1994 roku i mam nawet złotą kartę czytelnika. Lubię moment, ten czas, kiedy siadam z filiżanką (tak, pijam w czymś bardzo niepraktycznym) herbaty i zaczynam przeglądać jego strony w poszukiwaniu tej jednej, jedynej, która mnie urzeknie okładką, zachęci opisem, obudzi szósty zmysł czytelnika-myśliwego. Dodam, że troszkę wymuszonej, bo przynajmniej jedną muszę kupić (takie są zasady klubu), ale za to średnio co drugi miesiąc systematycznie czytam kolejną nowość. Ale nie byle jaką, bo taką moją, tylko przeze mnie odkrytą. Specjalnie po to do księgarni się nie wybieram, bo daleko i dlatego bywam okazjonalnie, a Internet nie daje mi takiej przyjemności, bo z każdej strony atakuje mnie reklama sugerująca – Lubisz to! Chcesz mnie! Kup tę! Czasami mam ochotę na swoje dziewicze wybory. Takim właśnie moim odkryciem było Oczyszczenie Sofi Oksanen, które pozostało dla mnie najlepszą książką przeczytaną w ubiegłym roku. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby instynkt mnie zawiódł, aż do tego pierwszego razu, który kiedyś zawsze musi nastąpić…
Z przedostatniego katalogu wybrałam spośród innych właśnie tę książkę, uwiedziona przede wszystkim okładką, a potem mało widocznym napisem tuż nad nazwiskiem autora:
No i to serce w tytule. Jakżeż mogłam nie chcieć jej przeczytać?! A kiedy po otrzymaniu i odwinięciu z papieru, wzięłam ją do rąk, nie mogłam z kolei przestać jej dotykać. Doznanie uczucia aksamitnej gładkości dopełniło swego. Lubię ten przyjemny w dotyku rodzaj materiału okładkowego, wyjątkowo podkreślającego przestrzenność grafiki i wyrazistość kolorów, coraz częściej wykorzystywanego przez wydawców. Wiedzą czym jeszcze mnie można uwieść. Starają się i chwała im za to!
Zagłębiłam się więc w powieść z bardzo pozytywnym nastawieniem, z oczekiwaniem na obiecaną baśń.
I baśniowo się zaczyna…
W najzimniejszym dniu świata, jak mawiali starzy, w dziewiętnastowiecznym Edynburgu, pokrytym puchem śnieżnej bieli, przyszedł na świat chłopiec z uszkodzonym sercem. Miejscowa lekarka ludzi kalekich, potępionych i odrzuconych przez społeczeństwo, wszyła w klatkę piersiową chłopca mechanizm zegarowy, wspomagający bicie serca biologicznego. Od tej pory Jack, bo takie dano mu imię, nosił w sobie zegaroserce nakręcane kluczykiem. Delikatną i wrażliwą na wstrząsy hybrydę podtrzymującą płomień życia. Jego opiekunka Doktor Madeleine, by chronić delikatne wnętrze organizmu przed niebezpieczeństwem uszkodzenia bądź zniszczenia, umieściła nad jego łóżkiem taki napis, w którym podkreśliłam zakaz najstraszniejszy i najokrutniejszy:
To co wydarzyło się później, było złamaniem wszystkich wymienionych przykazań. Jak Jack nie mógł nie pokochać istoty jemu podobnej, bo kalekiej? Filigranowej, zwiewnej, delikatnej, o niebiańskim głosiku śpiewaczki, której podarował najcenniejszą rzecz jaką posiadał – klucz do swojego serca. W tym związku doświadczył wszystkiego, czym zmienna miłość obdarza każdego człowieka – pięknem radości, szczęścia, euforii, spełnienia, tęsknoty, pożądania, ale i bólem rozstania, rozpaczy, cierpienia, zazdrości, odrzucenia, niezrozumienia, nieszczęścia, nienawiści, depresji, a nawet samobójstwa. Przeżył całe spektrum uczuć, emocji, wrażeń i wynikających z nich zachowań miłości nastoletniej, tej romantycznej, ale i „chmurnej i durnej”, a potem miłości dojrzałej, doświadczonej, naznaczonej, człowieka dorosłego, bo, jak przestrzegała Medeleine, cała przyjemność i radość, które daje miłość, muszą któregoś dnia odbić się cierpieniem. A im mocniej się kocha, tym ból będzie silniejszy.
To również opowieść o miłości rodzicielskiej. Egoistycznej, zaborczej matki do przybranego syna, chcącej poprzez zakazy i nakazy, uchronić dziecko przed bezkompromisowym życiem i okrucieństwem ludzi, zatrzymując go przy sobie, uzależniając od siebie. W efekcie Jack został skrzywdzony przez wszystkich, w tym również przez najbliższych – porzucającą go matkę biologiczną, nadopiekuńczą matkę zastępczą, agresywnych rówieśników, nietolerancyjne społeczeństwo i wreszcie jego kapryśną ukochaną. Takiej dawki zniewolenia i odrzucenia może nie wytrzymać każdy mechanizm serca, nie tylko Jacka, gubiąc rytm pracy, grożąc zatrzymaniem, ale może też otoczyć się grubym pancerzem i stać się sercem Kuby Rozpruwacza, niezdolnym do miłości z żywymi, który radził Jackowi – Nie bój się chłopcze, szybko nauczysz się przerażać, żeby przetrwać!
Całość opowieści zaciekawia wielością symboliki, treści etycznej, filozoficznej, materiału do przemyślenia, zastanowienia się, przyłożenia do własnego mechanizmu serca, z sugestywnymi, przepięknymi opisami zdarzeń i postaci, które wykorzystując metafory, przenośnie, porównania, odwołania, obfitują w liczne perełki poetyckiej prozy. I tak mogłabym wymieniać dalej dobre strony tej powieści jeszcze długo, gdyby nie jedno ale…
Niczego nowego się nie dowiedziałam, bym mogła wypełnić puste przestrzenie mojej wiedzy. Żadnych odkryć nie dokonałam. Mitów nie obaliłam, ani nie potwierdziłam. A co najsmutniejsze dla mnie, tak pięknie podana historia, mnie nie wzruszyła! A powinna! Wszystkie znaki na okładce i w treści na to wskazywały. I nic! Zupełnie nic! Miałam wrażenie, że w tym tak precyzyjnie skonstruowanym mechanizmie, z idealnie wycyzelowanymi trybikami słów, zabrakło duszy, spajającej opowieść w całość i wprowadzającej w ruch emocje.
Po długim namyśle znalazłam dwa wyjaśnienia moich odczuć.
Pierwsze to znak, że życie stworzyło wokół mojego mechanizmu serca zbyt grubą skorupę i na tę książkę jest dla mnie już za późno, a drugie, że forma przerosła treść.
Chcę wierzyć w to pierwsze, bo wtedy mogłabym znaleźć idealnego odbiorcę tej baśni. Może nie dla dorosłych, ale dla starszej młodzieży. Dla niej takie opowieści są i odkrywcze, i wzruszające, i na pewno przeczytane nie za późno.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść filozoficzna
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz