Martwe Jezioro – Olga Rudnicka
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2008 , 240 stron
Literatura polska
Mam wyjątkowe szczęście do wysłuchiwania historii pisanych przez los. Opowiadanych mi przez przypadkowych ludzi. Osób poznawanych i znanych tylko na czas ich trwania. Zarówno tych smutnych, przepełnionych bólem i żalem, jak i tych z radośniejszej strony życia.
Tym razem nie było przypadku. Otrzymałam oficjalne zaproszenie na spotkanie z osobą, która takie zawiłe koleje ludzkich dziejów tworzy i utrwala w słowie drukowanym.
A w nim taką informację o gościu wieczoru literackiego:
Po której przeczytaniu zwątpiłam, czy tak młoda dziewczyna potrafi stworzyć równie prawdopodobne i ciekawe historie jak te opowiadane przez przypadkowych ludzi z bagażem doświadczeń? Tego mogłam się tylko dowiedzieć sięgając po jej powieść i muszę przyznać, że „Martwe Jezioro” to udany debiut wpisujący się w literaturę popularną. Zresztą autorka ma tego świadomość, często używając na spotkaniu określenia wobec swoich powieści – moje czytadła.
Historię głównej bohaterki Beaty, od zawsze traktowanej w rodzinie jak obcą, uwikłaną w tajemnicę jej zjawienia się wśród Rostowskich, przeczytałam w jeden wieczór. Współczesna wersja Kopciuszka , ale jak się okazało po rozwikłaniu zagadki, wokół której osnuta jest fabuła, dużo tragiczniejsza niż w bajce. Myślę, że gdyby nie spotkanie autorskie, do którego zawsze czuję się zobowiązana przygotować czytelniczo, nie sięgnęłabym po nią z własnej woli, ponieważ tekst widniejący na okładce zapowiadał kryminał, a te czytam rzadko. Zapytałam wiec autorkę o tę mylącą informację. Okazało się, że nie miała na to wpływu. A efekt jest taki, że miłośnicy kryminałów mogą czuć się zawiedzeni (drugoplanowa postać detektywa i wypadek samochodowy nie czyni jeszcze z powieści kryminału), a docelowy odbiorca (nieprzepadający za tego typu książkami) może ją odrzucić w wyborze lektury. I to jest dobry przykład, jak można bardziej zaszkodzić debiutującemu pisarzowi niż mu pomóc.
A sama Pani Olga Rudnicka okazała się być komunikatywną, bezpośrednią,rozgadaną,roześmiana,niezwykle żywiołową osobą, zdystansowaną do siebie i swojej twórczości i posiadającą to co cenię u pisarzy w bezpośrednim kontakcie najbardziej – szacunek dla czytelnika.
Przede mną kontynuacja tej opowieści „Czy ten rudy kot to pies?”, leżącej w stosiku książek podpisywanych przez autorkę.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Spotkania z pisarzami
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz