Martha Quest – Doris Lessing
Przełożyła Magdalena Słysz
Wydawnictwo Albatros A.Kuryłowicz , 2008 , 415 stron
Cykl Dzieci Przemocy ; Część 1
Literatura angielska
Miałam kiedyś naście lat…
Pamiętam siebie z tamtych czasów, tą wewnętrzną, skupioną na sobie, traktującą własne ja, jak filtr przepuszczający i dopuszczający wybiórczo do wewnątrz cały zewnętrzny świat. Koniecznie bezkompromisowo, bardzo krytycznie. I gdyby zmienić kraj, czas i ludzi mnie otaczających, nie różniłabym się niczym od głównej bohaterki Marthy Quest. Okres dorastania, jego mechanizmy, stany psychiczne są takie same. Zmieniają się tylko wpływające na nie czynniki.
Martha urodziła się w angielskiej kolonii Rodezja w Afryce Południowej (od 1964 roku Zambia) w latach 30. XX wieku. Poznałam ją, gdy miała 17 lat i dosyć rzeczywistości zastanej.
Bunt.
Tak określiłabym jej etap rozwoju psychospołecznego. Silny, wewnętrzny sprzeciw przeciwko wszystkim. Rodzicom, których normy społeczne, zasady postępowania w procesie wychowania, wyznawany system wartości uważała za zniewalające i krępujące jej rozwój. Społeczeństwu , które rozwarstwione rasowo i politycznie nie pozwalało jej na swobodne kontakty ponad podziałami z wybranymi przez nią przyjaciółmi. Znajomym i sąsiadom rodziców, których potępiała za hipokryzję w każdej dziedzinie życia i hołdowanie konwenansom. Nawet przeciwko literaturze, w której całe to szlachetne wielkie oburzenie nic nie dało, niczego nie zmieniło, dziewiętnastowieczny krzyk gniewu mógł równie zamilknąć już na początku – bo oto przechodził przed nią oddział więźniów, skutych po dwóch kajdankami. Nie był to jednak bunt (poza aspektem psychologicznym) konstruktywny, tworzący wielość innych dróg wyboru. Martha tej jednej, jedynej drogi nie posiadała. Nie potrafiła jej nawet kreatywnie stworzyć, a cóż dopiero wybrać. Jej nieudolne próby zmiany z góry były skazane na fiasko, tak mało wkładała w nie energii, uporu, chęci i jednoznacznego zdecydowania. Wiedziała tylko, że jest nieszczęśliwa, w stanie pełnej oszołomienia bierności; w jej uczuciach panował chaos. Przyjmowała więc biernie wszystko to, co nurt płynącego życia jej przynosił. Ochoczo brała i dopasowywała do siebie nie wartościując tego czym los ją obdarzał, nie segregując masy wydarzeń ją spotykających. Nasycała się nimi nawet wtedy, gdy ich nie rozumiała, a co gorsza nie była gotowa ich przyswoić. Wszystko co inne, nowe było lepsze od zastanego, zwłaszcza jeśli mogła swoimi decyzjami przeciwstawić się osobom wywierającym na nią presje. Jej rozchwianie emocjonalne – od sprzeciwu do poczucia winy, niezdecydowanie, przewidywalność zachowań kierujących się zasadą – na przekór wszystkim i wszystkiemu, a nawet wbrew sobie, niemożność określenia celu w życiu, dwoistość myśli i czynów, a przede wszystkim brak rozumienia siebie samej i swojego zachowania, były dla mnie irytujące, a zarazem odkrywcze.
Też byłam taką nieznośną, nie do ogarnięcia dla innych nastolatką?!
Mogłam się przejrzeć w Marcie jak w lustrze. Autorka ma niezwykły dar odtwarzania emocji i uczuć, które kiedyś przeżyłam, nie nazywając ich wprost. Odczytywałam je między wierszami w opisach zdarzeń, niespiesznym rytmie opowieści, zawoalowanych dialogach, ambiwalentnych postawach i myślach. Rozumiałam ją, ale jednocześnie współczułam. Miała dużo trudniej niż ja, w Polsce, kilkadziesiąt lat później. Bez przyjaciółki czy choćby przewodnika (w szerokim rozumieniu) po otaczającym ją świecie, w dobie głębokiego rasizmu i rodzącego się komunizmu, czerpiąca wiedzę tylko z literatury nie zawsze w tym wieku zrozumiałej, sama chętnie poddałabym się ideom socjalistów. Z jej perspektywy były szlachetne, porywające, sprawiedliwe, zaspakajające potrzebę bycia użyteczną, przydatną i robienia czegoś ważnego, zbawczego dla innych. To wystarczy, żeby zbłądzić i do upragnionych zmian wykorzystywać dotychczasowe mechanizmy zachowań, bo innych nie znała. Wyjazd ze wsi do miasta, zamiast na studia, do rozpoczęcia nowego życia. Małżeństwo jako drzwi prowadzące ją i Douglasa do krainy romantycznej miłości i zamknięcie tego jej miejskiego etapu życia, który już budził w niej niejasną pogardę, a uprawianie seksu kiedy i jak chcieli, było wręcz symbolem niezależności, czerwonym sztandarem, którym wymachiwali starszemu pokoleniu przed oczami.
Bardzo irytujący, ale zarazem bardzo wierny obraz w tej smutniejszej wersji samotnego okresu dorastania, który pragnie, dopomina się i krzyczy o jedno: chcę kochać i być kochanym!
Reszta zależy już tylko od mądrości rodziców.
Martha Quest otwiera cykl pięcioksiągu Dzieci Przemocy. Przede mną kolejne części: Odpowiednie małżeństwo i Fala po burzy.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz