Mała matura – Janusz Majewski
Wydawnictwo Marginesy , 2010 , 448 stron
Literatura polska
Takie opowieści chłonę jak sucha gąbka, przyklejam się do nich jak głodna pijawka, z nie do zaspokojenia pragnieniem ich poznawania, zaszczepionym mi tęsknymi wspomnieniami przez dziadków, o których wówczas w Polsce Ludowej mówiono – repatrianci. Taki był język komunistycznej propagandy, ale jak wyjaśnia jeden z bohaterów powieści, nauczyciel łaciny – zastanówcie się , czy można nazwać repatriantem kogoś, kto przyjechał z innego miasta w tej samej ojczyźnie? Jeśli przyjechał nie dobrowolnie, jeśli zmuszono go do tego, jest raczej uchodźcą. Dziadków już nie ma, a głód tamtych lat, z tamtych stron pozostał. Dlatego nie mam wstydu i skrupułów w prowokowaniu do rozmów i wspomnień przygodnych staruszków czy do wyciągania nawet od najbardziej niepożyczających właścicieli książek takich właśnie pozycji. Najlepiej, żeby opowiadający mówił godzinami, a książka miała dziesięć tysięcy stron. Wiem, dodaję i mnożę, ale marzy mi się! Najważniejsze, żeby opowieść się toczyła, kreśliła pogmatwane losy bohaterów i ich rodzin (im bardziej zawile, tym lepiej), przypominała dawne czasy, przywoływała atmosferę codziennego, przedwojennego życia miasteczek i wsi, z użyciem gwary danego regionu, wprawiającej mnie w zachwyt, ale i żal, że to już ostatnie pokolenie jeszcze ją pamiętającą i posługującą się nią. A jeśli dodatkowo trafię na gawędziarza z dużym poczuciem humoru, mającego smykałkę do celnej puenty, na przekór trudnym, ciężkim czasom, a dla bardzo wielu jedynych w jakich przyszło im żyć, to mogę słuchać, czytać, a świat przeszły stoi przed moimi oczami jak żywy. Tętni życiem, wypełnia się postaciami, dźwiękami, zapachami, krajobrazami, emocjami.
I taka też jest ta powieść.
Jedyna różnica to wiek wspominającego. Urodzony kilka lat przed wojną, zdążył zapamiętać lwowskie, beztroskie życie do wybuchu wojny, a potem w okresie nastoletnim czas wojny i okres powojnia do małej matury w 1947 roku. Tego egzaminu dojrzałości, którego zdanie oznaczało wejście w świat dorosłych. Dla Ludwika była to tylko formalność, bo dorosnąć musiał dużo wcześniej i dużo szybciej niż wyznaczona data szkolnego egzaminu. Proces ten przyśpieszyły przede wszystkim wydarzenia drugiej wojny światowej.
I może to właśnie młodość Ludwika, poczucie bezpieczeństwa odnajdowane w bliskości rodziny, miłość i mądrość najbliższych w najtrudniejszych momentach sprawiły, że pomimo wielu tragicznych, smutnych i traumatycznych wydarzeń opowieść jest niezwykle ciepła, pełna nadziei, wiary w dobroć ludzi i niezmienną wartość miłości do ojczyzny, w której nie zabrakło dystansu do widzianych obrazów, zwłaszcza tych malowanych przez śmierć, nędzę, głód, cierpienie, nienawiść, złagodzonych taktownym humorem czy zabawnymi historiami. Opowiadającym jest przecież nastolatek, przypomnę dojrzewający, a to oznacza, że z budzącą się wrażliwością na piękno płci pięknej, który stworzył jeden z najpełniejszych, najtrafniejszych i najtrudniejszych do osiągnięcia opisów esencji tajemnicy kobiecości, a czego poszukiwał potem przez długie lata: dziecinna niemal delikatność, świadoma swojej siły zmysłowość i macierzyńska dojrzałość. Nic dodać, nic ująć, trudniej jej sprostać.
Dlatego wojna nie wojna, wyprowadzki czy ucieczki przed okupantem, stare miejsca czy nowi przyjaciele, hormony i ich działanie brały górę nad postrzeganiem świata, nawet jeśli ten stawał do góry nogami, a koszmary przeszłości jeszcze długo prześladowały go w snach.
To uwypuklenie przeżyć nastolatka, dla którego wydarzenia były surowym, niebezpiecznym, ale jednak tłem jego życia i zapewnienie autora, że:
uczyniło dla mnie tę powieść niezwykle bliską. Bo w tych wspomnianych powyżej zdarzeniach, które mogłyby się wydarzyć, mieszczę się ja z moim dziedzictwem wspomnień po dziadkach. Odnalazłam je również i tutaj. Makaronizmy językowe, od naleciałości których moi dziadkowie nie uwolnili się nigdy, a i ja potrafię czasami w żartach, w gronie rodzinnym obce słowo wtrącić. Mój dziadek, który był rówieśnikiem pradziadka Ludwika, legenda krążąca w rodzinie jakoby mój dziadek (zaklinał się, że to prawda) spotkał Józefa Piłsudskiego na koniu podobnie jak ojciec Ludwika, Tadeusz, czemu zaprzeczała z kolei moja babcia. I taka sama ucieczka, jak rodziców Ludwika i wielu innych Polaków mieszkających przed wojną za obecną granicą wschodnią.
I mogłabym tak wymieniać po kolei, śledząc życie Ludwika i jego wędrówkę, czując się cząstką tamtych wydarzeń. Może tego właśnie szukam w takich wspomnieniach. Podobnych historii, czasami identycznych zdarzeń, takich samych punktów w losach mojej rodziny, echa dawnego życia moich bliskich. Wspólnych losów Polaków. Naszej polskiej przeszłości.
Dawnej Polski.
Tutaj obejrzałam zwiastun filmu, zrealizowany na podstawie tej powieści. Koniecznie do obejrzenia w całości.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz