Las Zębów i Rąk – Carrie Ryan
Przełożył Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo Papierowy Księżyc , 2011 , 350 stron
Trylogia Las Zębów i Rąk ; Tom 1
Literatura amerykańska
Początek powieści jest dla mnie bardzo ważny. Te kilka pierwszych zdań wprowadzających podpowiadają mi, jak będzie czytało mi się dalej, gdzie zapadną pierwsze słowa, obrazy, odczucia? W umyśle czy w sercu?
Kiedy więc w biegu zajrzałam na moment, na jedno spojrzenie na pierwszą stronę i przesunęłam wzrokiem po zdaniach wprowadzających do tej powieści, poczułam jak zanurzają się powoli w moim sercu. Od razu przylgnęły do niego niesione baśniowym nastrojem, płynnością słów i szmaragdowym marzeniem o bezkresie oceanu, który przetrwał w opowieściach przekazywanych z matki na córkę w rodzinie głównej bohaterki – Mary. Dziewczyny pamiętającej nieistniejące już zdjęcie ze swoją prapraprababką, otoczoną niekończącą się wodą, dającą poczucie wolności i obarczającą pragnieniem jej ujrzenia, chęcią namacalnego doświadczenia. Jednak to marzenie musiała ukrywać głęboko w sobie, w najdalszym zakamarku serca. Zarówno przed przyjaciółmi, jak i przed własnym bratem i matką, bo wokół niej istniał Las Zębów i Rąk. Wystarczyło podnieść wzrok, by na horyzoncie dostrzec siatkę odgradzającą jej osadę od wegetujących w nim Nieuświęconych. W lesie pełnym ich zębów i ich rąk. Martwych za życia, bezwolnie trwających w istnieniu i opętanych jednym, wiecznie nienasyconym głodem – ludzkiego mięsa. Wystarczyło podejść do ogrodzenia, by ujrzeć, zwietrzone zapachem człowieka, powoli zbliżające się, rozkładające się, poranione, połamane ciała, poczuć trupi odór i usłyszeć nieustanny, monotonny jęk i wycie z bólu niezaspokojonego pragnienia. Wystarczyło zobaczyć ten ocean śmierci, by zrozumieć, że osada Mary jest ostatnią na nim wyspą żywych ludzi, nad którymi wisi ciężar śmierci, przetrwania i strachu. Rządząca się prawami, ustanowionym przez Siostrzeństwo i egzekwowanymi przez Strażników, mającymi na celu jedno – życie i przetrwanie, które według siostry Tabithy nie polega na miłości, lecz na poświeceniu. Egzystencja każdego mieszkańca wioski była temu przesłaniu bezwzględnie podporządkowana.
Ale Mary w najdalszym zakamarku serca pielęgnowała inną prawdę. Marzenie o oceanie i pytania, na które uparty umysł dopominał się odpowiedzi – Kim jesteśmy i dlaczego tu jesteśmy(…) kim są Siostry, co spowodowało Powrót. (…) Czy ta wioska istniała zanim nastąpił Powrót, czy stworzono ją później? Czym jest – przystanią, w której kryjemy się przed światem?
Cieszyłam się, że Mary była niepokorną i odważną dziewczyną, bo i ja również chciałam poznać odpowiedzi, których w miarę czytania przybywało w zastraszającym tempie. Chciałam wiedzieć więcej. Więcej rozumieć. Pragnęłam, żeby weszła na zakazane ścieżki ginące w Lesie Zębów i Rąk w poszukiwaniu swojego marzenia. Oceanu wyszeptanego jej przez matkę.
I stało się.
Dostała taką szansę. Ale nie za darmo. Na drugą szalę wagi los położył jej miłość do Travisa, siostrzane uczucia do brata, przyjaźń z Cass i Harrym, lojalność wobec wspólnoty i obowiązek powinności wobec przetrwania ludzkości, każąc wybierać i zabijać tych, których kochała.
Od początku tej opowieści gęstej od skrajnych emocji, łączącej w sobie cechy powieści postapokaliptycznej i dystopicznej, towarzyszyła mi tajemnica niosąca nostalgię i dotyk niewiadomego, otulone ciągłym lękiem przed śmiercią, przed zarażeniem się na odległość nieostrożnego wyciągnięcia dłoni w stronę ogrodzenia, łagodzonych zrozumieniem i współczuciem dla skazanych na cierpienie głodu przez nieznaną chorobę. Uczucie spokoju, które pozwalało żyć bohaterom w stałym lęku, a bać się tylko w chwilach bezpośredniego zagrożenia. Poczucie wewnętrznego azylu bezpieczeństwa, pomimo budowanego napięcia grozy na zewnątrz, w którym bohaterowie walczyli o życie, potęgowane dodatkowo również przez zmysłowy, plastyczny styl narracji. To on pozwalał na istnienie punktów, w których spotykał się horror śmierci i poezja życia. W ostatnim spojrzeniu gasnących oczu przed przemianą, w dotyku palcem ukochanych ust pośród morza jęków i wycia zarażonych, w bliskości przyjaciela broniącego przed zębami ścigających żywych trupów, w przytuleniu kochanego ciała, któremu przed chwilą odebrano życie, w dotknięciu opuszkiem palca, paznokcia martwej dłoni wczepionej w siatkę, by zaglądając w oczy pokryte bielmem poczuć tylko współczucie dla istoty, będącej kiedyś bratem, ojcem, żoną, przyjaciółką.
I tak, jak dwa światy martwych i żywych kreowane przez autorkę, stykały się na granicy ogrodzenia, a wewnętrzny świat Mary z otaczającą ją rzeczywistością, na granicy opuszków palców i uczuć, tak mój kończył się w momencie wzięcia książki do rąk, a zaczynał świat horroru pisany poezją. Czułam go w sercu, wyczuwałam dotykiem palców Mary, otoczona pięknem smutku i siłą realizacji marzeń kosztem miłości. Obiecany na początku ocean zamienił się w ocean słów, których spokojne falowanie i burzliwe momenty przelał we mnie obrazami, całkowicie zatapiając wrażliwość moich zmysłów na świat zewnętrzny. Opłynął, pochłonął i uniósł, dając i odbierając życie, strasząc i łagodząc, usypiając czujność i budząc do działania, bym poczuła jak upływający czas obmywa mnie jak kamień wodę.
Czas niestracony, wart tych emocji, doznań i obrazów, by zapamiętać jedno – Siostrzeństwo nie miało racji. Nie chodzi o przetrwanie. Chodzi o miłość. O pewność, że miłość jest azylem, w którym można schronić się przed otaczającą nas śmiercią.
Zostałam zarażona pragnieniem czytania dalszych części.
Tutaj obejrzałam zwiastun filmu amerykańskiej wersji książki z początkowymi zdaniami, których nie mogłam zapomnieć, a potem popłynęłam. Teraz czekam ogarnięta głodem na kolejną część, która, jak wyczytałam na stronie cyklu, ma się ukazać dopiero za parę miesięcy, a na okładce ma szansę znaleźć się kolejna twarz polskiej dziewczyny.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Dla młodzieży
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz