Kontrakt panny Brandt – Mija Kabat
Wydawnictwo Świat Książki , 2010 , 222 strony
Literatura polska
Z ogromną nieufnością podeszłam do tej książki. Do tego stopnia, że gdybym miała pod ręką rękawiczki lateksowe, nie zawahałabym się ich użyć. Tak restrykcyjne myśli, towarzyszące mi podczas wstępnego oswajania się z nią, zawdzięczałam rozczarowaniu i przykremu doświadczeniu jakie zapamiętałam z lektury Dziewczyna komendanta napisanej przez Amerykankę. Tym razem to właśnie autorka była tym czynnikiem, który ostatecznie przekonał mnie do jej przeczytania. Bo temat wprawdzie ten sam – zakazana miłość w okupowanej Polsce między kobietą a mężczyzną z walczących ze sobą wrogich stron konfliktu , ale tym razem napisana przez Polkę.
Czyżbym usłyszała, że to nie ma znaczenia?
Ma i to ogromne!
Mija Kabat nie popełniła błędów Amerykanki. Nie stworzyła prostego, naiwnego romansu, na tle historii, której nie rozumiała, nie znała, a przede wszystkim nie czuła, ale pozwoliła na pojawienie się uczucia, przy całym spektrum różnic dzielących zakochanych, kładąc jednak nacisk na podkreślenie koniecznych warunków prawdopodobieństwa jego zaistnienia oraz na złożoność procesów psychicznych mu towarzyszących. Tym razem między niemieckim oficerem a Polką. On komendant obozu jenieckiego w Gross Born, ona konspiracyjna działaczka w szeregach AK. On uważający wojnę za idiotyzm i wariactwo szaleńców, którą najlepiej przetrwać w zaciszu obozu przyjmując dowództwo z najwyższym obrzydzeniem, ona widząca w nim wroga, z którym trzeba walczyć. On zblazowany, rozkapryszony potomek znaczącego rodu Steinbergów, ona wykształcona panna z dobrego domu ziemiańskiej rodziny Lubienieckich. Różniło ich wszystko, a najbardziej czas wojny, podczas którego oficjalne kontakty seksualne Niemców z ludnością krajów okupowanych były zhańbieniem rasy nadludzi, a dla Polaków godności i honoru oraz zdradą ojczyzny.
A jednak kontrakt między nimi został zawarty.
Nieoficjalnie – życie najbliższych, siostry i jej synka, bohaterki opowieści za dotrzymywanie towarzystwa w nudnym, urzędniczym życiu kierującego pracą obozu – swoisty kompromis kaprysu Franza i przymusu Anny. Oficjalnie – posada panny Brandt jako sekretarki komendanta obozu. To co wydarzyło się później nie miało prawa zaistnieć.
A jednak…
Czas tworzył nowe, coraz bardziej skomplikowane relacje, aż ona złapała się na tym, że minęło ledwie kilka miesięcy i już jej pierwszą myślą nie jest to, jak unicestwić swego wroga, ale jak zdobyć jego względy, a on odpychał od siebie myśl – Masz kobietę na każde zawołanie, a jednocześnie każdego dnia musisz o nią walczyć, żebrać o dobre słowo czy przychylny gest. Jak jakiś Syzyf.
Chciałam uwierzyć w to uczucie. W powolny proces zmiany wyrachowanej, wymuszonej umowy w bezinteresowną miłość. A właściwie w możliwość jej prawdopodobieństwa, którą autorka uwiarygodniła liberalnymi poglądami Franza na temat wojny, polityki Hitlera i ryzykownymi zachowaniami, narażającymi go nie tyle na degradację w hierarchii wojskowej, co na pewną śmierć. Wewnętrzną walką Anny z rodzącym się, niechcianym uczuciem, do którego nie przyznawała się nawet przed samą sobą, ale której podszeptów do zachowań potwierdzających jej istnienie, opanować już nie potrafiła. Początkowy jasny, łatwy do osądzenia obraz, jaki naszkicowała autorka, przestał być jednoznaczny, godny jedynie potępienia. Uzupełniony o łagodzące okoliczności mu towarzyszące, pozytywne fakty go rozbudowujące, szlachetne motywy postępowania go wyjaśniające stał się przyczyną podziału otoczenia pary na dwa obozy. Zwolennicy pierwszego golili Polkom głowy lub wydawali wyroki śmierci za zdradę i kolaborację, a Niemcy wysyłali zdrajców rasy na front wschodni. Natomiast zwolennicy drugiego usprawiedliwiali korzyściami politycznymi w ramach pracy szpiegowskiej. Żaden obóz nie uwzględniał w tych rozważaniach człowieczych emocji. W warunkach wojennych nie było miejsca na miłość, bo nie miało prawa jej być. To był czas nienawiści walczących ze sobą stron. Bez wyjątków.
Ale ona była!
Wbrew wszystkiemu i na przekór wszystkim rodziła się, nie zważając na morderczy dla niej czas, polityczne, rasowe i narodowościowe podziały, wojenne fronty i ludzi ją zabijających. Również przez tych, których dotknęła.
Ta książka to prowokacyjna manifestacja jej niezniszczalnej potęgi.
Mam jednak jedno ale, które krzyczało przez cały czas trwania opowieści, a które podważało mi moją wiarę w tak misternie podawane powody prawdopodobieństwa wypadków. Nigdy nie uczyniłabym bohatera komendantem obozu. Możliwość ucieczki i uniknięcia kary natychmiastowej lub odroczonej w czasie, tak wysoko postawionego oficera w hierarchii obozowej, była skrajnie prawdopodobna. Zbyt skrajnie bym mogła uwierzyć w zakończenie tej opowieści.
A przecież tak bardzo chciałam uwierzyć w tę miłość…
Autorka to bardzo tajemnicza osoba. Na stronie wydawnictwa dowiedziałam się tylko, że pod pseudonimem Mija Kabat ukrywa się znana dziennikarka i że właśnie w styczniu miała premierę jej druga książka Gąszcz. Podejrzewam, że powieść na pewno nie będzie jednoznaczna w ocenie postaw jej bohaterów, zawierając tytułowy gąszcz wątków psychologicznych. Ciekawe w jakim stopniu się mylę?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz