Jeden Bóg – Katarzyna Mlek
Wydawca Rozpisani.pl , 2014 , 296 stron
Literatura polska
To fantastyka (na szczęście!), ale o bardzo silnym wydźwięku społecznym (na nieszczęście)!
A jak dobrze i uważnie pogrzebać w warstwach przekazu tej kasandrycznej wizji opowieści, to można dokopać się do pokładów metafizycznych z punktu widzenia ludzkości i egzystencjalnych z punktu widzenia człowieka.
Początek historii o powolnym, a przez to niezauważalnym, rozpadzie społeczeństwa (bo to opowieść o nas, gatunku ludzkim) zaczyna się w bliskiej przyszłości. Zaledwie kilka lat później od dzisiaj czyli od 2014 roku (dwa tysiące czternastego a nie dwutysięcznego czternastego), by zakończyć się u schyłku 2100 roku (dwa tysiące setnego a nie dwutysięcznego setnego). Musiałam dodać tę treść w nawiasach, ponieważ bardzo irytowała mnie nieprawidłowe odczytywanie i pisownia lat w treści. A ponieważ podawanie upływającego czasu było koniecznym, a przez to częstym, to i irytacja towarzyszyła mi przez cały czas.
Ale wracając do fabuły.
To co działo się w międzyczasie to jest to nieszczęście, o którym wspominałam na początku, a które rozgrywało się przed moimi oczami wyobraźni. Bo oto grupa ambitnych ludzi, dla których Bogiem stał się pieniądz, zaczęła grzebać w genach roślin, zwierząt i, o zgrozo!, ludzi, doprowadzając do zaburzenia równowagi szeroko pojętego ekosystemu Europy. Patrzyłam z przerażeniem na proroczy rozwój wypadków, procedury omijania lub wybiórczego zmieniania prawa w interesie wąskiej grupy społecznej, łatwy proces ogłupiania ludzi, kierujących się egoistyczną wygodą w zaspokajaniu potrzeb konsumpcji i bycia wartościowym poprzez wygląd i posiadanie, zaraźliwej korupcji sięgającej rządów, polityków i duchowieństwa, dla którego wiara nie była tu istotna, ważne były skuteczne rozwiązania biznesowe. Wiało grozą z każdej kartki, którą pogłębiało poczucie wysokiego prawdopodobieństwa spełnienia się takiego scenariusza, zbudowanego na dobrze mi znanej rzeczywistości z zalążkami zła. Ich rozbudowanie do świata przyszłego nie przekroczyło mojej granicy zwątpienia. Nie mogłam tej wizji odłożyć, zamknąć książkę po przeczytaniu i odłożyć między bajki z satysfakcją dobrej rozrywki. Ta książka zmusiła mnie do myślenia, do zastanowienia się, do wewnętrznych rozważań, prowokując do dyskusji w gronie bliskich i znajomych. Wszystko to, co podyktowała autorce wyobraźnia, miało swoje źródło w moim świecie i wszystko mogło rozwinąć się tak, jak zaproponowała autorka. No może poza jednym – nie mogłam uwierzyć, że Kościoły różnych wyznań chrześcijańskich połączą się w Jeden Kościół. Niemożliwym jest uwspólnienie dogmatów – myślałam dokładnie tak, jak jeden z bohaterów. Ale i tę wątpliwość rozwiano mi szybko tym dialogiem:
– Przesadzasz. Przecież jest jeden Bóg, czyż nie? – zauważył Morot.
– Fakt, wszyscy lubimy pieniądze – prychnął papież.
Autorka nic w tej powieści nie wykorzystała lub nie stworzyła ad hoc. Będąc uważną obserwatorką realnej rzeczywistości, w której żyje, natury ludzkiej skłonnej do egoizmu i łatwo ulegającej manipulacyjnym technikom socjotechnicznym, przewidywalnych procesów społecznych, psychologii tłumu, trendów technologicznych w nauce, brutalnej walki o pieniądz i wykorzystywanie do jego zdobycia handlu narkotykami, bronią czy ludźmi, dodała jeszcze jeden – genetykę. Niszę naukową do wykorzystania przez hieny biznesowe.
Pozwoliła człowiekowi zabawić się w Boga.
Pokazała to szaleństwo z wielu punktów widzenia – naukowców, genetyków, biznesmenów, duchowieństwa, polityków i zwykłych ludzi. O niejednolitej postawie – od pasjonata na psychopacie skończywszy. Wprowadzając do akcji kolejną postać reprezentującą określoną grupę społeczną i jej światopogląd, tak naprawdę prowokowała do dyskusji, do polemiki z ich argumentami za lub przeciw. Do ciągłych, trudnych wyborów moralnych. Nie pozwalała przy tym na przywiązywanie się do postaci, prędzej czy później uśmiercając je.
Do wielkich pieniędzy lub zaspokajania osobistych potrzeb szło się w tej historii po trupach.
Śmierć była cicha, dyskretna, a czasami niewidoczna. Począwszy od pojedynczego człowieka na ludzkości skończywszy. Rozpadał się moralnie człowiek i rozpadało oraz umierało społeczeństwo.
Na szczęście to tylko fantazja!
Na wielkie szczęście, o którym wspomniałam na początku, to tylko fantastyka o cechach sensacji i thrillera! Ale podsuwająca bardzo ważny temat do rozważań w ten świąteczny czas. Jak najbardziej odpowiedni do zadumania się w komercyjno-konsumpcyjnej gonitwie, w której coraz mniej Boga jednego, a coraz więcej bożków. To też czas, do którego chciała po latach powrócić jedna z bohaterek, współsprawczyni zagłady, ale nie miała już takiej możliwości. Było już za późno. Dla nas jeszcze nie jest. Stoimy na początki wizji opisanej w fabule. Jeszcze możemy wybrać między człowiekem-agresorem o egoistycznej, roszczeniowej postawie, stawiającym się w roli Boga i wyznającym religię pieniądza a człowiekiem rozumnym. Pracującym nad sobą w wierze lub bez niej, ale pracującym.
Każdy po tej powieści musi wybrać sam, a wybór będzie bardzo indywidualny. Inny u człowieka wierzącego, inny u ateisty, inny u bezpłodnej kobiety, a jeszcze inny u osoby śmiertelnie chorej. Zapewniam jedno łączące wszystkich – ból wyboru. Bo książki autorki bolą. I nieważny jest rodzaj powieści. Ważny jest temat, któremu podporządkowuje bardzo dobry warsztat pisarki, gatunek literacki oraz dokładnie pogłębioną wiedzę opisywanego problemu. Tak było w przypadku powieści psychologicznej Zapomnij patrząc na słońce, tak jest i w tym przypadku.
Nie zdziwię się, jeśli kolejny, bolesny problem autorka skieruje do młodzieży w postaci komiksu z równie dobrym skutkiem – przerażeniem zmuszającym do myślenia.
A tutaj wysłuchałam wywiadu z autorką na temat tej powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fantastyka
Tagi: biologia
Dodaj komentarz