Ja jestem Halderd – Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo Zysk i S-ka , 2010 , 485 stron
Cykl Północna Droga , Tom 2
Literatura polska
Prawie idealny świat Sigrun z pierwszego tomu tego cyklu został na wschodzie południowej Norwegii. Drugi tom przeniósł mnie na zachód, gdzie po sąsiedzku mieszkała jako żona jarla Helgiego, a z czasem rządziła niepodzielnie jako wdowa, Halderd. Kobieta tak różna i inna we wszystkim od lubianej przeze mnie Sigrun. Bo Halderd nie traciła czasu na haftowanie i snucie opowieści. Ona czyniła. Obserwowałam to nie tylko w szybko zachodzących zdarzeniach, w których uczestniczyła, będąc czasami ich inicjatorką, ale czułam to także w biegu powieści, tempie zachodzących zmian, rytmie języka krótkich zdań. Rzeczowych, chłodnych, obiektywnych, beznamiętnych, tylko stwierdzających i jakże bezlitośnie bolesnych w swojej prawdzie.
I tak miało być, bo Halderd, nie mając tyle szczęścia co Sigrun, walczyła o swój lepszy byt zaciekle. Wyrąbywała, gdy było trzeba, kawałek po kawałku drogę do lepszej przyszłości. Najpierw dla siebie, a potem dla synów. Aranżowanym zamążpójściem, intrygą, srebrem, obietnicą, podstępem i swoimi względami. O której się mówiło: Wilczyca na czele watahy. Było w niej więcej cech wymaganych od mężczyzny, a niepożądanych u kobiety, potrzebnych w dążeniu do władzy, do uznania, w tęsknocie do przestrzeni, wiatru na twarzy i woni morskiej wody. Ucząc się polityki, w niedostępnym dla kobiet męskim świecie, podsłuchiwanym, obserwowanym, sondowanym, musiała kluczyć, by nikt nie domyślił się jej samodzielności w myśleniu, planowaniu, osiąganiu celów, rzucanych uroków czy skrytych morderstw. Była jak tkanina odwrócona na drugą stronę, by wszystko to co najważniejsze chować do środka. Volva Urd mawiała, że Odyn podarował jej trzy moce: szału bitewnego, szaleństwa poezji, obłąkania w magii, a na końcu pomylił się i uczynił ją kobietą.
I tylko czasami, gdy serce pękało od bólu własnych, kobiecych pragnień, pozwalała sobie na grę na lirze, wyśpiewując w słowach pieśni to o czym nie mogła mówić, to czego nie mogła pragnąć i pożądać otwarcie, dopominać się głośno. Bo Halderd znana jako zimna Pani Ynge wbrew pozorom, nie miała serca z kamienia. Również kochała i niestety również skrycie. Miłością szaloną, potępioną, zdradliwą, bezwarunkową, cudzołożną, a przez to tragiczną zarówno dla siebie, ukochanego, jak i dla kraju, sprowadzając pośrednio do niego cudzego Boga.
Ale nie to poruszyło mnie w tej powieści najbardziej. Moje serce ujęła przyjaźń dwóch kobiet Szczury-służacej i Halderd-pani we dworze. Niemająca prawa zaistnieć, niemożliwa, a jednak spełniona, ziszczona. Mimo, że niewidoczna, a będąca obecna w ich życiu. Jej namacalność, wymiar i bezmiar odczułam dopiero w pustce jej odejścia. Jedyna i, jak się okazało później, najważniejsza i najwierniejsza wartość w życiu Halderd.
Ale żeby się o tym przekonać ona musiała przeżyć całe swoje życie, a ja towarzyszyć jej w nim do końca.
Prawie tak, jak Szczura.
Prawie…
Ten film, pomijając elementy współczesne, pięknie pokazuje przyrodę widzianą oczami Halderd. Mam wrażenie, że gdzieś ją tam zobaczę, jak ucieka na koniu z dworu, pod wiatr, na spotkanie ze swoim mężczyzną.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz