Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Hurra, nie jestem Bogiem! – Tomas Halik

21 marca 2019

Hurra, nie jestem Bogiem! – Tomáš Halík
Pomysł i wybór tekstów Aleksandra Klich
Przełożyli Tomasz Dostatni , Andrzej Babuchowski , Leszek Engelking , Juliusz Zychowicz
Wydawca Agora , 2013 , 176 stron
Seria Biblioteka Gazety Wyborczej
Literatura czeska

W rekomendacji znanego czechofila Mariusza Szczygła umieszczonej na tylnej okładce książki przeczytałam – Czeski ksiądz Tomáš Halík jest jedynym księdzem, którego słucham z uwagą. Mam wrażenie, że jest to jedyny ksiądz, którego chętnie słuchają zsekularyzowani Czesi.
Byłam ciekawa, jak trzeba mówić, będąc człowiekiem wierzącym, katolikiem, ba! – księdzem, żeby słuchali go wszyscy, bez względu na światopogląd, a przy tym – co, żeby być w zgodzie z naukami Kościoła katolickiego, unikając przypochlebiania się „innowiercom”? Podejrzewałam, że musi być jakiś neutralny punkt styczności lub płaszczyzna porozumienia wspólna dla wszystkich ludzi od tych z lewa do tych na prawo.
Z niedowierzaniem otworzyłam książkę, zadając sobie po cichu pytanie – Ale czy to jest możliwe?
Widocznie tak, skoro ksiądz dociera do wszystkich ludzi. Intrygowała mnie jego tajemnica umiejętności komunikacji, a jeszcze bardziej mój odbiór jego przemyśleń zebranych w tej publikacji w postaci wyboru tekstów zaczerpniętych z wcześniej już wydawanych w Polsce książek, ale i tekstów pochodzących z przemówień konferencyjnych, kongresów, zjazdów czy publikacji w czasopiśmie Czas Kultury. Zwłaszcza że to moje pierwsze spotkanie literackie z katolickim księdzem-myślicielem. Nie licząc jezuity Anthony’ego de Mello, który zupełnie wymyka się (nie tylko mi) jakimkolwiek próbom zaszufladkowania. Ten wybór tekstów pozwolił mi na poznanie stylu przekazu księdza, który autor posłowia Tomasz Dostatni nazwał sposobem dialogicznego myślenia. Tekstów zresztą bardzo różnorodnych pod kątem tematycznym od pojęć uniwersalnych jak wiara, wierzący, których dzieli w ten sposób:

 

Bóg, życie po życiu, po zawężone do problemów chrześcijan i jeszcze wężej – do Kościoła katolickiego, na ekonomii skończywszy. A tak, ekonomii! Jak się okazuje, według autora, wszystko prowadzi do Boga. W nim ma początek i koniec. Podobno nawet u ateistów, którzy nie wierzą w Boga, w którego takiego nie wierzy również autor! Z humorem podsumowując w ten sposób ich twierdzenie, że sami dla siebie są Bogiem:

 

Nastawienie na porozumienie, dialog, zrozumienie myślących inaczej, otwartość na nowego człowieka XXI wieku zmieniającego tradycyjny monoteizm na „moneyteizm” kryje się właśnie pod enigmatycznym pojęciem dialogicznego myślenia. Stawia przy tym śmiało diagnozę kondycji Kościoła katolickiego, wskazując błędy i sposoby ich naprawy. Proponuje, jak dla mnie, wręcz rewolucję w sposobie mówienia o wierze, kładąc nacisk na jakość wiernych, a nie ilość, przeżywanie a nie manifestowanie, rozciągnięcie przeżywanego sacrum w kościele na życie codzienne, czyniąc z wiary fundament i treść życia, w której błądzenie i wątpliwości są koniecznym i pożądanym czynnikiem jej wzmacniania.
Wszystko to piękne – pomyślałam – tylko, jak wcielić w czyn? Jak dotrzeć do świadomości ludzi, którzy są leniwi umysłowo? Jak zaktywizować tych wszystkich, którzy od zawsze byli uczeni bierności, a bezmyślny automatyzm stał się ich wiernym towarzyszem? By dojść do poziomu myślenia autora, trzeba być otwartym na inną myśl, na inne poglądy, być głodnym wiedzy, czyli całe życie umiejętnie błądzić, budując swoją wiarę. Autor niebezpiecznie proponuje maraton człowiekowi, który całe życie przesiedział w fotelu pogryzając chipsy. Przekładając to na świat religijny – proponuje zlikwidować podział , w którym intelektualiści otrzymali wyrafinowane systemy teorii teologicznych, natomiast prostemu ludowi serwowano „biblia pauperum”, przystępne obrazy na ścianach w oknach kościołów oraz barwne opisy nieba, czyśćca i piekła w kazaniach z dobrotliwym Bogiem-ojczulkiem z białą brodą. Takiej wykładni religii katolickiej mówi – nie! i dodaje:

 

I podsuwa wiarę wymagającą, nad którą trzeba ciężko pracować, by była żywa, a za siostrę zawsze miała przy sobie wątpliwość. Mówi wręcz wprost – Nie, nie wierzę w często powtarzany frazes, że ze względów pedagogicznych należy zacząć od rzeczy prostych, a potem stopniowo przechodzić do bardziej skomplikowanych, bo, gdy tylko człowiek przywyknie do upraszczania, trywializowania i banalizowania poczucia, że „już wie”, to jest to „choroba śmiertelna”, która kończy się albo religijnym zgłupieniem, albo pogardliwym jej odrzuceniem. To ostatnie coraz powszechniejszym, zwłaszcza wśród młodego pokolenia.
A wszystko, mimo że mówi o sprawach trudnych, polemizując i powołując się na znanych filozofów i teologów, a zwłaszcza krytyków religii (tych ostatnich uważa za anioły użytecznie oczyszczające naszą wiarę z karykatur zbyt ludzkich naleciałości), ujmuje w sposób niezwykle prosty, łatwy do ułożenia, do wyobrażenia, często przytaczając zdarzenia, których był uczestnikiem, a będących impulsem do przemyśleń i jednocześnie ich zilustrowaniem. Daje gotową (i to jest bardzo niebezpieczne!) i prostą receptę, ale trudną do zrealizowania dla przeciętnego katolika (nieśmiało podejrzewam, że dla większości), jak i dla samego Kościoła katolickiego. Może dlatego, jak zauważa wspomniany wcześniej autor posłowia – Ma w Czechach wielbicieli, ma przeciwników. Podobnie w Polsce. Jedni go chwalą, inni ganią, ale czy jedni i drudzy go rozumieją?
Ja, człowiek „z innej parafii” go zrozumiałam, ale może dlatego, że bez emocji było mi łatwiej spojrzeć na problemy i bolączki, o których mówi. Słuchałam go z ogromnym zaciekawieniem, zwłaszcza tam, gdzie wiara jako taka nie dzieliła, a łączyła, gdzie jej istota i przeżywanie były wyjątkowym darem bez względu na wyznanie, gdzie tłumaczył, że świat można uczynić lepszym zaczynając od siebie i własnego kręgosłupa moralnego.
Trochę to brzmi idealistycznie (ha, poniosło mnie za księdzem!), więc może zejdę na ziemię i przetworzę ten przekaz na bardziej dosadny – należy ruszyć duchowe cztery litery z wygodnej kanapy i zacząć ćwiczyć czyli zacząć czytać Biblię (lub inną Księgę) i zacząć zadawać pytania i wątpić, wątpić i jeszcze raz wątpić! Jak bardzo przypomina mi to zalecane skuteczne błądzenie przez ateistę Zbigniewa Mikołejkę. No i proszę, jaki piękny punkt styczności między ateizmem i wiarą, bo życie to maraton. Dla jednych ku Bogu, dla innych ku nie-Bogu, ale jednakowo wymagający. Ważne, żeby przebiec go z godnością i przyzwoicie.
Tyle teoria czyli recepta. Czas na jej realizację!
Nie napiszę, czyj chichot usłyszałam po napisaniu powyższego, ostatniego zdania…

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *