Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Historia urody – Georges Vigarello

21 marca 2019

Historia urody: ciało i sztuka upiększania od renesansu do dziś – Georges Vigarello
Przełożył Maciej Falski
Wydawnictwo Aletheia , 2011 , 334 strony
Literatura francuska

W opisie umieszczonym na tylnej okładce tej książki przeczytałam, że tytułowa „uroda” oznacza tu kanon piękna ciała odzianego, a w autorskim wstępie, że w książce chodzi raczej o historię społeczną, gdzie poprzez codzienne gesty i słowa odsłaniają się kryteria bezpośrednio doświadczanej estetyki fizycznej, kryteria atrakcyjności i smaku. Te informacje były zgodne z moimi oczekiwaniami, ponieważ tematykę obnażonego ciała ludzkiego poznałam niedawno w Historii nagości Philipa Carr-Gomma, dzieje ubioru przy okazji zajęć z historii malarstwa, a fizjologię i psychologię zauroczenia pięknem człowieka z dominującą i bezwzględną teorią atrybucji, na zajęciach z psychologii społecznej. Czułam się przygotowana (nie do końca, jak się potem okazało) do odbioru treści książki, patrzącej tym razem na zjawisko urody od strony społecznej, opartej na historii modeli płci kulturowej i tożsamości, dla której sztuka jest tylko obszarem jej uwidocznienia się, efektem końcowym w postaci powszechnie znanych i uznanych dzieł. W przypadku tej książki, przede wszystkim w malarstwie i literaturze, ponieważ to na nich, jako źródłach swojej wiedzy, w głównej mierze autor oparł swoją wiedzę. Zwłaszcza na początku swojej opowieści.
Ta moja pewność i gotowość do zmierzenia się z umysłem autora, bardzo szybko ulotniła się w zderzeniu z jego ogromną pasją erudyty, który zapomniał, że ma przed sobą przeciętnego odbiorcę, a nie równego sobie w wiedzy z historii sztuki. Ale o tym napiszę później.
Autor przygodę z urodą nie zaczął od starożytności. Doszedł do wniosku, że te czasy wraz ze średniowieczem spowite były nie tylko mrokiem, ale i szatą, tym samym na tyle nieciekawe, że niegodne większej uwagi. Z tych obfitych draperii kształty ciała wydobył dopiero Mantegna w Ukrzyżowaniui Masaccio:

 

Wikipedia

 

Wprowadzając nowe pojecie urody w epokę nowożytną, a tym samym czyniąc z tego faktu atrakcyjny i inicjacyjny moment dla autora, wart jego uwagi i rozważań. Stąd cezury czasowe tej monografii, ujęte w podtytule, rozpoczyna renesans, a kończy rok 2000, dzieląc automatycznie zawartą treść na pięć części odpowiadającym pięciu stuleciom. W każdej z nich powielał schemat, według którego analizował kolejno kanony urody zobrazowanej i opisanej słowem (stąd powołanie się na dzieła malarstwa i literatury), wpływie prądów filozoficznych danej epoki na postrzeganie urody, wpływie rozwijających się dziedzin nauki i wreszcie sposobach jej pielęgnacji. Dzięki tak podanemu materiałowi porównawczemu poszczególnych wieków mogłam śledzić fascynującą ewolucję postrzegania urody z różnego punktu widzenia i na różnych jej płaszczyznach. Od tej idealnej, objawionej, nienaruszalnej, nieskazitelnej, nadanej przez Boga do kreowanej, przez samego człowieka włącznie z wykorzystaniem do tego celu chirurgii plastycznej. Od jej przedmiotowego traktowania do podmiotowości. Od ograniczenia jej tylko do górnych partii ciała do zauważenia jej w stopniowo odkrywanych częściach dolnych. Od statycznej, nieruchomej, posągowej, powściągliwej i skrytej do dynamicznej, elastycznej, ekspresyjnej, w ciągłym ruchu. Od postawy pionowej, wyprostowanej do zmieniającej się w pożądane krzywizny. Od zakazu jej poprawiania do gwałtownego rozwoju przemysłu kosmetycznego już nie tylko poprawiającego i korygującego, ale stwarzającego ją na nowo. Od niewymierności i braku wyrażania jej w liczbach do kanonu piękna opartego na wymiarach ciała, wzrostu i wagi.
Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, a i tak bogactwo ujęć tego zjawiska przedstawionych w tym opracowaniu, nie wyczerpałoby się tak szybko. A wszystko zilustrowane licznymi cytatami pochodzącymi z literatury, publicystyki i badań naukowych, których bibliografię wraz z przypisami autor umieścił na końcu książki.
I tutaj wrócę do uwagi, na temat mojego nienadążania za erudycją i „kwiecistym” językiem autora, opanowanego pasją badanego zagadnienia. Dotyczyło to tylko malarstwa. Pierwszą przeszkodą był brak reprodukcji ilustrujących tekst. Autor chcąc nie chcąc, nadał opracowaniu interaktywną formę przekazu, zmuszającą mnie do szukania ich w innych mediach. Nie przeszkadzało mi to, kiedy autor powoływał się na ogólny obraz kobiety w pracach na przykład Albrechta Dürera czy na szkołę innego mistrza albo na konkretne płótno, choćby Panny dworskieDiego Velázqueza:

 

Wikipedia

 

Ale podawanie tylko i wyłącznie nazwiska nieznanego mi artysty, skutkowało zaskakującymi „sukcesami” w obszarze naukowym, a nawet sportowym. Ale akurat te przeszkody były do pokonania. Internet jest niezgłębiony w swoich zasobach, a ja jestem cierpliwa i potrafię poszukiwać, zwłaszcza kiedy byłam nagradzana takimi „odkryciami”, że dech zapierało! Dyskomfort frustracji nie do pokonania pojawiał się wtedy, gdy autor powoływał się na rycinę umieszczoną w książce wydanej tylko we Francji lub na francuskie katalogi mody z początków XX wieku. Dla mnie nie do odszukania i nie do zobaczenia. Trochę żałowałam, że moja niewystarczająca wiedza i ograniczenia fizyczne oraz techniczne, wpływały na zawężenie przekazu ikonograficznego.
Na koniec zostawiłam sobie zagadnienie urody męskiej.
Z premedytacją pisałam tylko o urodzie utożsamianej z kobietą, bo i w książce niewiele jest o jej męskim odpowiedniku. Autor już w pierwszym rozdziale wyraźnie zdeterminował urodę płcią z dwiema przeciwstawnymi cechami: siła dla mężczyzny, uroda dla kobiety. Mężczyźni, najogólniej rzecz ujmując, zawdzięczają to Demetriuszowi synowi Antygona (nie wiem, dlaczego w tekście imię ojca – Antygon, odmieniono jak imię żeńskie – syn Antygony?), który miał w sobie naraz wdzięk i straszliwość. Tę piękność i straszność chętnie przejął świat nowożytny i pomimo upływu kilku wieków, z krótkim epizodem dandysa pod koniec XVIII wieku, ten kanon urody obowiązuje do dziś. Jego współczesnym ucieleśnieniem jest David Beckham, który łączy w sobie siłę i agresywność wykonywanego zawodu z urodą mężczyzny „metroseksualnego”. Chociaż dla mnie zawsze to był, jest i będzie Gary Oldman.
Wnioskuję z tego, że podstawowe kanony urody mężczyzny nie zmieniły się od czasów starożytnych, a w znanym powiedzeniu – kobieta zmienną jest – brzmi wiele prawdy. I wcale nie świadczy to źle o kobiecie, a raczej o jej inteligentnym wykorzystywaniu i dostosowywaniu swojej urody do wywalczenia sobie w patriarchalnym społeczeństwie własnego, niezależnego, równego mężczyźnie miejsca.
Ta walka, wbrew pozorom, właściwie trwa do dziś!

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *