Historia Bez Cenzury – Wojciech Drewniak
Wydawca HBC , 2016 , 302 strony
Literatura polska
To ostrzeżenie już wystarczyło, żebym jednak zajrzała do środka, bo jeśli rzeczywiście będę żałować? Zwłaszcza że niedawno mój zaprzyjaźniony nastolatek z fascynacją malująca się na twarzy opowiadał mi o „zajebistych” (to jego określenie) filmach na YouTube opowiadających polską historię w niewybredny i dosadny, ale przede wszystkim humorystyczny, sposób. Obiecałam mu, że zajrzę na profil kanału Historia Bez Cenzury.
I trochę się przestraszyłam!
Ale i pośmiałam, bo humor ma coś z Monty Pythona, a także bardzo zaciekawiłam, czy tak samo będzie w wersji drukowanej? Czyli szybko, zabawnie, skondensowanie i wulgarnie? Tak, tak – autor nie cenzuruje również doboru słów, chociaż te większego kalibru maskuje efektami specjalnymi. Na pewno nieocenzurowana jest historia podana w luzackiej formie, chociaż opisywane fakty już takie nie są. Jak autor podsumowuje we wstępie – …cała ta Historia Bez Cenzury to supersprawa, bo pokazujemy historię inaczej, tak, że nasz program uczy jak szlag i bawi jak cholera. Ma ogromną oglądalność i skutecznie przekonuje dotychczas zrażonych i nieprzekonanych przez szkołę, że poznawanie historii może być najwspanialszą rozrywką, ale i powodem do dumy, bo gdzieś pod tą warstwą nudnych, podręcznikowych bredni, umyka chyba najważniejsze – mamy z czego być dumni! Ma też solidne, bo merytoryczne i formalne podstawy, by o niej opowiadać – jest absolwentem historii na UMCS w Lublinie, o czym przeczytałam w wywiadzie Naga Prawda.
W takim razie, w obliczu takiego sukcesu, po co ta książka?
Podobne pytanie zadał sobie autor, odpowiadając na nie – bo internauci chcą więcej na dany temat, a filmy są za krótkie. Potwierdzenie tego znalazłam w komentarzach umieszczonych pod filmikami, w których internauci wytykali „maliznę”. Chcieli obszerniej. Ku żalowi autora czas nie jest z gumy. Nie potrafi nasycić kilkunastu minut absolutnie wszystkimi faktami bez zrobienia dwugodzinnego filmu. Pyta – kto by to oglądał?!
A w książce może!
Otrzymał możliwość pisania tyle i tak długo, aż poczuł – OK, Wojtas, to chyba wszystko. W ten sposób upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze mógł dać żądnym wiedzy więcej w wersji full wypas. Po drugie „oglądaczy” zachęcić do czytania. I tym drugim autor bardzo zaplusował u mnie. A że czytelnik przyzwyczajony do cierpliwego czytania, które czasu wymaga, w przeciwieństwie do odbiorcy szybkich przekazów obrazkowych, który czasu na czytanie nie ma, to stworzył dziesięć pełnych biogramów (biografia to za obszerne słowo) znanych przywódców narodu polskiego – Władcy Z jajami, Na Krzywy Ryj, Bigamisty Wielkiego, Władka-Niedźwiadka, Jagielońskiego Twardziela, Ruskiego Koszmara, Rycerza, Który Został Królem, Jebakinga, Cioty Na Tronie i JP Na 102%. Każdy poprzedzony satyrycznym portretem bohatera z użyczoną twarzą autora.
Z przekory nie zdradzę, kto z dobrze znanych postaci historycznych kryje się pod tymi autorskimi określeniami i bardzo trafnymi pseudonimami. Ich losy, działalność i osobowość autor wykorzystał do napisania historii może nie na nowo, ale na pewno z innego punktu widzenia, uzupełniając ją faktami niewykorzystywanymi przez Historię Wielką i Poważną. No bo po co komu wiedzieć, który z władców Polski gwałcił, kastrował mężczyzn i wycinał cudzołożnicom wargi sromowe, przybijając je nad drzwiami domostwa? Autor stwierdził, że jest komuś na coś jednak to wiedzieć i jak widać po fanach, nie mylił się. Naród polski wiedzieć chce. A ponieważ w filmach im tego mało, więc dostali jeszcze książkę. Chociaż muszę przyznać, że ciężko było mi przełknąć, kto dostał wpierdol, po czyjej śmierci wszystko się spieprzyło, kto posunął się do skurwysyństwa, który z nich dymał czyją córkę, a kto rozwiązał parlament w przysłowiowy piździec. Ale te „ubarwienia” narracyjne, w książce jednak ocenzurowane i podane w dawce lajtowej (nie ma w niej „kur” i kogutów), trafiają do młodzieży, bo to ich język potoczny. Ale autor uprzedzał, książkę oznaczył i w tekście przypomniał – Trochę dystansu, drogie panie, kierując to zdanie przede wszystkim do feministek.
Nabrałam więc dystansu i…
Świetnie bawiłam się! Z uśmiechem na ustach poznawałam grzechy, grzeszki i cnoty wielkich znanych, a jakoby mi jednak nieznanych. Filmową wersję mogłam obejrzeć od razu, dzięki kodowi QR umieszczonemu na końcu każdego rozdziału.
Odkrywałam na nowo przede wszystkim człowieka, który pił, uprawiał seks, kochał, mordował, cudzołożył i gubił się, jak każdy w życiu, próbując ugrać coś dla Polski. Dla mnie takim odkryciem był Stefan Batory, który się nie pierdzielił! (Mam ubaw z naśladowania autora!) Nabrałam do niego ogromnego szacunku, mimo że Polakiem nie był. A ja myślałam, że był!!! Najcenniejsze w tej książce jest to, że nie ma w niej narzekania, męczeństwa i martyrologii.
Wręcz przeciwnie!
Fajni byliśmy i niejednemu z dupy jesień średniowiecza zrobiliśmy! O proszę, jak się zdystansowałam! Obala przy tym mity o cudach w historii, na które uwielbiamy się powoływać. Nie było żadnych cudów! – grzmi autor. Zwłaszcza nie było tego najsłynniejszego „cudu nad Wisłą”! Bo to nie był żaden „cud”, wszystko było idealnie przygotowane, a to określenie było wymyślone przez ludzi, którzy chcieli umniejszyć rolę Polaków w uratowaniu Europy przed komunistyczna szarańczą. – no proszę, jakie zabobony nam wmówiono, a Poważni Historycy powtarzają je do dzisiaj w szkolnych podręcznikach. Zapracowaliśmy sobie na efekt bitew, wojen i traktatów pokojowych ciężkim trudem i inteligencją! W miarę czytania rosła we mnie duma z mojego narodu i w tym sensie przypomina mi inną publikację Polskie Imperium. Nie ma w niej dat i wielkiej polityki, jest za to seks, przemoc, chciwość na władzę i pieniądze jako przyczyny wszelkich działań, których te pierwsze są tylko skutkiem ubocznym. A właśnie tylko o tych skutkach ubocznych mówi się w szkołach, bo mówienie o seksie jest wstydliwe, ryzykowne i zamiast tego lepiej zasypać biednych uczniów wiadrem dat i postanowień pokojowych. A najlepiej szklanka wody zamiast!
Robi się więc nudno…
Pytanie czy to rewolucyjne podejście autora i sugestie bardziej efektywnego nauczania historii przyjęłoby się w szkołach? Myślę, że wymagałoby to reformy systemu edukacji nauczycieli historii. W hardkorowej wersji autora sprawdza się. W lajtowej wersji szkolnej – nie wiem, bo nie znam takiego historyka. A jeśli nawet jest, to pewnie siedzi cicho, żeby larum w Polsce nie podniesiono i od braku patriotyzmu nie wyzwano, a może nawet z pracy wyrzucono. Ale jeśli nie siedzi cicho, to zazdroszczę jego uczniom. Bo o historii można mówić ciekawie i zajmująco, a autor, pasjonat i samorodny talent, udowadnia to.
I jeszcze jedno słowo do nauczycieli-historyków.
Warto zajrzeć do internetowej i drukowanej wersji Historii Bez Cenzury, aby być przygotowanym na „dziwne” pytania uczniów oraz zaskakujące określenia i oceny wydarzeń, faktów czy postaci historycznych, nie tylko po to, by być na propsie z młodzieżą, ale i po to, by móc wejść w dyskusję z uczniem bez poczucia zamachu na dotychczasową wiedzę i własny autorytet. Aby Stanisław August „Ciota” Poniatowski był świetnym punktem wyjścia do dyskusji i opowieści o historii, a nie źródłem konfliktu i niepowodzenia szkolnego.
Dla mnie było wprawdzie hardkorowo, ale nie żałuję! Powiem więcej – kilka wieczorów spędzę z kanałem Historia Bez Cenzury, bo mam trochę do nadrobienia i parę tematów do rozwinięcia z moim nastolatkiem-fanem tego kanału.
A wszystko zaczęło się od tego pierwszego odcinka.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Humor anegdota żart
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz