Gogol w czasach Google’a: korespondencje z Rosji 1998-2012 – Wacław Radziwinowicz
Wydawca Agora , 2013 , 336 stron
Seria Biblioteka Gazety Wyborczej
Literatura polska
Autor, wieloletni korespondent Gazety Wyborczej, jak przeczytałam w notce informacyjnej umieszczonej na tylnej okładce, zebrał w tej publikacji korespondencję z Rosji powstałą w latach 1998-2012. Mieszkając tam, był nie tylko uważnym obserwatorem rzeczywistości dzielonej z Rosjanami i widzianej osobiście oraz tej interpretowanej i przetwarzanej przez oficjalne media, ale i dociekliwym dziennikarzem eksplorującym te realia, aktywnie poszukującym odpowiedzi na nurtujące go pytania wśród zarówno znanych osobowości polityki, biznesu czy kultury, jak i zwykłych, szarych obywateli miast i wsi tego kraju. Jego osobiste przemyślenia i rozmowy z przedstawicielami poszczególnych środowisk społecznych począwszy od bezdomnego i prostytutki, poprzez uchodźcę i dziennikarza, na polityku i opozycjoniście skończywszy, pozwoliły stworzyć obraz zmieniającej się Rosji na przestrzeni ostatnich czternastu lat. I trzeba mieć dużo wyczucia taktu, chęci zrozumienia innej kultury, poczucia humoru, a przede wszystkim miłości, o której napisał w rekomendacji sam Wiktor Jerofiejew,
żeby nie wzbudzić w czytelniku poczucia wyższości wśród młodych odbiorców lub nie utwierdzić niechęci tkwiącej u wielu ludzi ze starszego pokolenia. Nie należę do żadnej z tych grup. Podejrzewam, że bakcyl rusofilstwa przeniknął do mnie jeszcze w życiu płodowym, kiedy to, chcąc nie chcąc, uczestniczyłam wraz z mamą rusycystką w lekcjach języka rosyjskiego. Rozwinięcie się miłości romantycznej, niczym nie uzasadnionej, wręcz niepoprawnej w czasach komunizmu, a potem niemającej nic wspólnego z realizmem i autopsją było tylko kwestią czasu. Teoretycznie powinno mi to pomóc w zrozumieniu współczesnej Rosji, wszak miłości do człowieka rosyjskiego we mnie cały ocean!
Teoretycznie.
Bo w praktyce ten realizm zawarty w reportażach i felietonach dopadł mnie brutalnie i boleśnie. Niby miałam czas i okazję, by obudzić się, nabrać dystansu dzięki beletrystyce, będącej swobodnym przetworzeniem rzeczywistości rosyjskiej przez literatów, sygnalizujących problemy Rosji (Moskwa Noir, DuchLess, Jestem Czeczenem), jednak możliwość przyjrzenia się tym zjawiskom z bliska oczami obcokrajowca niebojącego się tematów niebezpiecznych i niewygodnych, mającego możliwość pisania pod dyktando rozumu, serca i sumienia, rozmawiającego z konkretnymi świadkami wydarzeń, z ludźmi znanymi mi z doniesień prasowych i z programów informacyjno-publicystycznych, ukazanych na dodatek od strony nieformalnej (W. Putin), bez cenzury (A. Politkowska) lub faktów i wydarzeń (wojna w Czeczenii nazywana oficjalnie operacją antyterrorystyczną, tragedia w Biesłanie) ukazanych od strony jednostkowej, konkretnego człowieka, których był uczestnikiem, to zupełnie inne doświadczenie. Na dodatek podane w sposób demaskatorski, nadające moim wyobrażeniom nowy pryzmat, przestrzeń, kierunek myślenia i ostatecznie zupełnie inną jakość rosyjskiej rzeczywistości.
Autor zagląda dosłownie wszędzie. Do gabinetu prezydenta, pod garnitur Lenina, do muzeów ( istnieje muzeum łagru!), biur biznesmenów, redakcji dziennikarzy, na komendę milicji/policji, do więzienia, wojska, cerkwi, w zaułki moskiewskich ulic i na drogi dalekiej prowincji, do kieszeni zwykłego zjadacza chlebuszka i kartoszki i VIP-a, i w najciemniejszy kąt sumienia Rosji – do wagonów-chłodni otoczonych ciszą i tumanem trupiego odoru rozkładających się ciał żołnierzy, zwożonych z Czeczenii jako „gruz 200”. Przemierza Rosję mentalnie (a czasami i fizycznie) wzdłuż drabiny społecznej i wszerz dziedzin jej życia – politycznej, ekonomicznej, kulturalnej, a zwłaszcza szarej strefy nazywanej strefą cienia, w której nielegalne praktyki rodzą się w strukturach jak najbardziej legalnych. Wyciąga na światło dzienne to, co najbardziej boli, co najbardziej ukryte, a przez to, paradoksalnie, najbardziej widoczne i przygląda się temu uważnie i analitycznie, opisując to, co widzi tak, bym mogła pojąć nie tylko istotę rzeczy, ale i jej szerszy kontekst historyczny, kulturowy (stąd liczne odwołania do klasycznej literatury), polityczny, a nawet demograficzny. A żeby za bardzo nie przerażać groteską, irytować absurdem i mrozić grozą (po niektórych reportażach czułam w sobie emocjonalną próżnię), ubiera w szaty życzliwej karykatury (sytuacja w kraju jest znakomita, bo zamarza tylko 70 tys. ludzi), ironii (taksa za niegwałcenie legitymowanych kobiet przez milicjantów) i humoru (milicjanci, aby ugruntować przekonanie, że patriotyzm można okazywać na sygnał władzy, wlepiali winnym (…) mandaty). Były i takie tematy, które w całości autor traktował, jak dobrą anegdotę, bo na poważnie siłą rzeczy nie można pisać o Leninie wiecznie jak żywym czy o społecznym fenomenie maga, współczesnego następcy Rasputina, Grigorija Garbowoja zbijającego kapitał popularności na obietnicach wskrzeszenia umarłych.
Miał rację Wiktor Jerofiejew, że bez dystansującego poczucia humoru nie można pisać o Rosji. To niezbędny składnik, by się nie przerazić, a raczej zrozumieć. Z tym ostatnim było u mnie opornie. Mnie, tak pozytywnie nastawionej do tego kraju. Bo jak zrozumieć naród nieprzewidywalny i nieobliczalny. Pełen zagadek, jak bardziej dyplomatycznie ujął to Adam Michnik we wstępie do tego zbioru korespondencji. Może bolał mnie ten realizm, może nie mogłam się pogodzić z uległością większości ludzi, brakiem ducha oporu spotykanego tylko u jednostek (Pussy Riot na takim tle to nie wybryk młodych dziewczyn, to ważny głos sprzeciwu uszyty na ich miarę i możliwości!), niechęcią do walki ze słabościami narodowymi dziedziczonymi z pokolenia na pokolenie (korupcja, która nie jest złem, ale mechanizmem, który pozwala mu normalnie żyć, alkoholizm, niedojrzałość emocjonalna mężczyzn, skłonność do manipulowania przeszłością) i wiecznie żywą potrzebą cara-przywódcy-gospodarza rządzącego starą metodą – „mordą w stół”, ale pod sztandarem z nowoczesnym hasłem – Macho- z nami. Macho – lepszy od nas. Macho – na Kremlu!
Miałam jednak czas na przemyślenie tego ogromu informacji, na poukładanie ich sobie, na uzupełnienie brakujących wersji i dopasowanie do mojego idealistycznego romantyzmu o duszy rosyjskiej siedzącej na ramieniu, by w istocie zrozumieć jedno. Autor ukazał najmniej przyjemną postać przeobrażającego się państwa – stadium przepoczwarzania się kraju socjalistycznego w kraj demokratyczny. Sam proces nie wzbudza zachwytu. Jest wręcz brzydki, zniechęcający, a momentami odrażający, ale jest konieczny i, co najważniejsze, dający nadzieję na piękny końcowy efekt dzięki takim ludziom jak: Anna Politkowska, Grigorij Pasko, Galina Starowojtowa, Ludmiła Aleksiejewa czy nieliczni protestujący na Palcu Czerwonym w 1968 i 2008 roku. Wiem, że nie będę świadkiem pojawienia się motyla (a może bardziej pasuje silnego, zdrowego, trzeźwego i kochanego niedźwiedzia?), bo w myśl rosyjskiego powiedzenia – Rosjanie długo zaprzęgają, ale jadą szybko. – autor daje jeszcze na to jakieś 150 lat. Kto wie, może nasze prawnuki doczekają się stabilnego i zrównoważonego sąsiada. A póki co, pozostaje nam wyrozumiałość i zrozumienie, by w miarę bezkonfliktowo przejść przez ten czas także trudny dla Polaków. U nas ten proces również nie jest zakończony. Ale to temat na zupełnie inny zbiór korespondencji. Może w ramach rewanżu, napisanego przez Rosjanina?
Zamiast palić mosty porozumienia sąsiedzkiego, budujmy je choćby poprzez takie książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz