Dom tysiąca nocy – Maja Wolny
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2010 , 200 stron
Literatura polska
Typowa historia charakterystyczna dla polskiego społeczeństwa w ostatnich dziesięcioleciach. Historia jakich wiele patrząc oczami stojącego z boku obcego, niewtajemniczonego obserwatora – kobieta wyjeżdża do zagranicznej pracy, by zarobić trochę pieniędzy, a potem wraca bogatsza nie tylko finansowo, ale również w nowe doświadczenia, doznania, emocje. Przyjmowana w środowisku niemalże w aureoli chwały otarcia się o wielki świat. Skąd ja to znam? Pytanie jest oczywiście retoryczne, wystarczy dobrze rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć tych, którzy wrócili. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym z jakim rodzajem bagażu doświadczeń. Było, minęło, kolejny rozdział życia zamknięty.
Przychodzi jednak taki moment, kiedy mija euforia powrotu i konieczność wymijających, dyplomatycznych odpowiedzi na dociekliwe pytania, a pojawia się uczucie przepełnienia emocjami, które do tej pory leżały grubym osadem naniesionym przez życie jeszcze przed wyjazdem. Patrząc w oczy przyjaciółce lub przyjacielowi, odgrodzeni od wścibskich oczu czterema ścianami pokoju lub w opustoszałej wieczorem kuchni, mają odwagę i potrzebę wygrzebać z zalęgającego, ciążącego im mułu wspomnienia z tysiąca nocy spędzonych poza krajem, tak samo jak one – czarne, nieprzeniknione, smutne, ciche.
Są i takie historie. Są.
Autorka powoli, ostrożnie, wręcz delikatnie zaczęła obarczać mnie rolą takiej właśnie przyjaciółki. Od początku, od wprowadzającego intro czułam, że nie będą to radosne zwierzenia, że wyłuska z życia wszystkie najtragiczniejsze wydarzenia, jakie mogą przytrafić się kobietom, by umieścić je w życiu jednej. Bez widoku na szczęśliwe zakończenie, na nadzieję na dobre. To od głównej bohaterki Mal(w)iny dowiedziałam się, że pieniądze nie są jedynym motywem wyjazdu z kraju. Może nim być, tak jak w jej przypadku, chęć zmiany istniejącej sytuacji, opuszczenia martwego punktu egzystencji, ucieczka od przytłaczającego tragicznymi wydarzeniami losu, żeby odnaleźć część swojego rozbitego na kawałki życia. Bo może tam, gdzie nas nie ma, jest lepiej? Łatwiej? Prościej?
Jednak nie jest ani lepiej, ani łatwiej, ani tym bardziej prościej.
Mal(w)ina z ciężarem złych doświadczeń, które chciała zgubić, zostawić daleko poza sobą, podejmuje pracę we włoskim Sorrento u Carli, kobiety również po przejściach. Potrzebują się wzajemnie, jak zauważa Mal(w)ina: Ona mnie potrzebuje, tak jak ja potrzebuję jej i jej domu. Plombowanie ubytku, uzupełnianie braku, wypełnianie poczucia własnej pustki życiem innych, równie nieszczęśliwych może owocować tylko kolejnym nieszczęściem. To przejmująco smutna opowieść o depresyjnej linii życia zataczającej koło, gdzie tragiczny początek jest zarazem takim samym, a może tragiczniejszym końcem w wymiarze osobistym jednego człowieka, ale i w powtarzalnym wymiarze historycznym kolejnych pokoleń. Nie ma w niej złudzeń i miraży szczęścia. Nawet miłość w jej zasięgu rodzi się kaleka, chora, z wrodzonym piętnem skazańca. I tylko mądrość Mal(w)iny, za którą jestem wdzięczna autorce, ratuje mnie przed łzawą historią. Wolę to ciężkie brzmię mądrego smutku dojrzałej, doświadczonej bólem kobiety skłaniającego do refleksji, do zastanowienia się niż oczyszczenie z szybko następującym po nim zapomnieniem. Bo dla mnie dobry tekst nie pachnie słowami, jak uważa Mal(w)ina, ale emocjami. Nawet jeśli ich aromat jest ciężki, duszący, przytłaczający, ale za to namacalny do bólu, bliższy prawdziwemu życiu.
To książka, która jest przykładem, jak powszechny, banalny temat, opowiedziany nietypowo, niezwykłym językiem, a według Olgi Tokarczuk – wrażliwym, wysokiej próby, można uczynić wyjątkowym.
Maja Wolny to potrafi.
Aż żal, że mieszkam zbyt daleko, by uczestniczyć w spotkaniu z autorką w warszawskim Czułym Barbarzyńcy 22 października 2010 roku o godzinie 19:00, o czym przeczytałam na stronie klubu. Szczęśliwi ci, którzy tam będą.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz