Czarne koty i prima aprilis: Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu? – Harry Oliver
Przełożył Jakub Góralczyk ; ilustrował Mike Mosedale
Wydawnictwo Literackie , 2011 , 290 stron
Literatura angielska
Przesąd to była bardzo ekscytująca, najprawdziwsza w swej nieprawdziwości informacja, odpowiednik dzisiejszego niusa, którą z namaszczeniem i atencją, przekazywałyśmy sobie w gronie szkolnych przyjaciółek. A im bardziej przerażająca, grożąca latami chorób, nieszczęść, szczególnie w miłości, a najlepiej skutkująca nieodwracalną śmiercią, tym lepiej. Wymiana tych wieści, zakazów i nakazów pewnie trwałaby jeszcze długo, gdyby pani od biologii w piątej klasie, nie wytłumaczyła racjonalnie, nam, żyjącym w godnym ubolewania zabobonie, dzieciom, dlaczego jaskółki niskim lotem zwiastują nadejście burzy (nie, nie, wcale jej nie wywołują), a przy okazji źródeł powstawania przepowiedni, przesądów, wierzeń i gestów odczyniających uroki. Ziarno sceptycyzmu zostało zasiane. Od tamtej pory, szablon ten przyjęłam za swój, przykładając go później do każdej takiej informacji, szukając jej prawdopodobnej przyczyny, źródła pochodzenia czy nadinterpretacji. Ba! Zrobiłam się wręcz przekorna i postępowałam odwrotnie niż nakazywał przesąd.
Oprócz jednego przyzwyczajenia.
Nigdy, przenigdy nie stawiałam i nadal nie stawiam torebki na ziemi, podłodze, bo wieść gminna niesie, że jej zawartości z czasem ubędzie. Szukam więc za każdym razem jakiejkolwiek powierzchni płaskiej powyżej kostek, by ją tam umieścić albo przynajmniej zawiesić na oparciu, haku czy wieszaku. A wszystko to przez trzymane w niej, nie, nie pieniądze, ale bezcenne, dyżurne książki. Nigdy, przenigdy nie chciałabym, aby mi ich kiedykolwiek i gdziekolwiek zabrakło. Nielogiczne myślenie, sądząc po ich ilości wokół mnie, ale nie potrafię i nie chcę zamordować w sobie miłości do słowa drukowanego.
Dlatego zaintrygowała mnie ta książka z pytaniami umieszczonymi na skrzydełku:
Zwłaszcza to dotyczące „grzechożerców”. Chociaż autor przestrzegał uczciwie, że zajrzenie do niej skutkuje w miarę czytania, zamianą w pustelników odczuwających paranoidalny strach przed wyjściem z domu, z góry za to przepraszając.
I faktycznie.
Przesądy i wierzenia ludowe, jakie w niej zgromadził, często ukryte pod postacią pozornie wolnych wyborów, delikatnych szantażów emocjonalnych, znanych obyczajów, powszechnych elementów tradycji, otaczają nas wszędzie, na każdym etapie życia, nawet w okresie prenatalnym, zarówno w domu jak i na zewnątrz, w każdym dniu tygodnia, godzinie dnia, każdej wykonywanej czynności każdego zawodu, a ich niedopełnienie, nieprzestrzeganie może się skończyć katastrofą, tragedią, wręcz końcem świata, po którym na pewno nikt nam nie zaśpiewa The Show Must Go On. Uświadomił mi, że tacy cynicy jak ja nawet nie wiedzą, że są ofiarą ich podstępnego kamuflażu czyniąc ze mnie na przykład grzechożercę tylko dlatego, że brałam udział w stypie!
Mogę sobie zlekceważyć czarnego kota, trzynastego w piątek (będzie za 2 dni!), stłuczenie lustra, rozsypanie soli czy rozłożenie parasolki w pomieszczeniu, ale co zrobić, kiedy uczestniczę w klątwie nieświadomie? Nigdy nie jeść na żadnych pogrzebach?!
Z pomocą przyszedł mi autor!
Pogrupował nie tylko przesądy według sfer życia człowieka jak dom, odzież, ciało, zwierzęta, miłość i małżeństwo, jedzenie, pogoda, narodziny, śmierć, liczby, zdrowie, święta i wiele innych, ukazał ich korzenie sięgające nawet czasów starożytnego Rzymu, wskazał źródło pochodzenia, wytłumaczył logikę procesu powstania, ale również umieścił na końcu każdego rozdzialiku remedium na złamane zasady, antidotum odczynienia uroku. Ale to, niestety nie rozwiązuje sprawy popełnienia przestępstwa, ponieważ wymienione spluwanie przez lewe ramię, noszenie amuletów, odpukiwanie w niemalowane drewno, czynienie znaków krzyża, szeptanie takich zaklęć:
byłyby jeszcze do zastosowania, ale są i takie, których zadośćuczyniające wykonanie wymagałoby ode mnie sadystycznego samozadowolenia kata z pasją wykonywanej profesji. Tak, tak, czasami, żeby uniknąć klątwy trzeba zabić niewinne zwierzę, zakopać cielaczka żywcem, uciąć łapki żywemu kretowi na naszyjnik, przynoszący szczęście i pomyślność albo potrzymać ździebko niemowlę nad ogniem. Zupełnie jak Rozalkę na czas zdrowaśki w piecu do chleba, w nowelce Antek Bolesława Prusa. Autorowi również takie skojarzenia z literaturą i filmami nasuwały się podczas opracowywania zgromadzonego materiału, ponieważ czasami do nich nawiązywał, wskazując na ich obecność, wplatanie w fabułę, ale i na proces odwrotny. Kiedy to film tworzył przesąd. Tak było z przekonaniem, że czosnek odstrasza wampiry. Autor odarł mnie również ze złudzenia niezmienności i wieczności trwania przesądów. Nic bardziej błędnego. One zmieniały się, zmieniają i będą się zmieniać wraz z rozwojem ludzkiej świadomości. Są tworem żywym. Niektóre z nich giną w mroku zapomnienia wraz z akcesoriami im przynależnymi, jak powszechne niegdyś wróżenie z fusów od herbaty wyparte pojawieniem się torebek ekspresowych. Niektóre zmieniają znaczenie, jak zakaz w XVI wieku podnoszenia znalezionych pieniędzy przynoszących pecha, na jak najbardziej pożądane podnoszenie z dodatkowym chuchnięciem na szczęście w wieku XXI. A niektóre rodzą się wraz z postępem cywilizacyjnym, jak złowróżbny przesąd o przewracaniu kartek w kalendarzu nim nadejdzie nowy dzień czy miesiąc, powstałym wraz z pojawieniem się jego papierowej wersji.
Materiał przebogaty i uświadamiający, jak gęsto i ciasno jestem otoczona zaraźliwymi skutkami, czasami kuriozalnymi tworami, ludzkiej potrzeby bezpieczeństwa, egoistycznego szczęścia czy pomyślności w życiu i po śmierci. Trzeba być faktycznie bardzo odpornym psychicznie, żeby po przeczytaniu tego zbioru ludzkich wierzeń nie przypominać Jacka Nicholsona z zespołem obsesyjno-kompulsywnym z filmu Lepiej być nie może.
Chociaż sprawiedliwie muszę przyznać, że autor starał się rozwiać atmosferę grozy czyhającego piekła na ziemi na niewiernych regułom i zasadom, krótką, humorystyczną puentą, żartem, mrugnięciem oka w moją stronę czy rysunkami ilustrującymi niektóre przesądy:
Jednak dla pewności, że książek nie zabraknie do końca dni moich, nadal nie będę kładła torebki na ziemi. Tak na wszelki wypadek pozwolę sobie posiadać jeden przesąd, zwłaszcza, że jak torebkę niechcący upuszczę, to nie będę musiała odczyniać uroku mocząc w mleku dłoń nieboszczyka lub wystawiając dziecko na całonocny mróz, bo i skąd tylu nieboszczyków i dzieci wziąć na te czary-mary? A poza tym zgadzam się z jednym z największych racjonalistów świata mego, którego wypowiedź na temat przesądów umieszczono na tylnej okładce, niczym wniosek podsumowujący jej treść i moje rozważania:
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz