Biała Rika – Magdalena Parys
Wydawnictwo Znak Literanova , 2016 , 299 stron
Literatura polska
Mogłabym powiedzieć, że to piękna opowieść była, gdyby nie jej tragizm.
I z powodu tego bólu i cierpienia miała nie powstać. Nie ułatwiali tego najbliżsi, na komentarze których natknęłam się po kilkudziesięciu stronach, a które właściwie powinny być wstępem do powieści.
Napisała!
Niby powieść, niby ze zmienionymi imionami, ulicami, bohaterami, a i tak wyzierała z niej bolesna prawda o własnej rodzinie okaleczonej przez wojnę. O niemieckich siostrach bliźniaczkach, Gerdzie i Ruth, zakochanych w Polaku, Karolu, który w 1943 roku pracował u ich ojca jako przymusowy robotnik. Obie zaszły z nim w ciążę, ale tylko Ruth nazywana Riką na tyle była odważna, by uciec z Karolem do Polski. Do Szczecina. I o tych latach przeszłych i latach w powojennej Polsce, w poniemieckim mieście, gdzie wszystko, domy, cmentarze, ulice, meble, a nawet babcie, było poniemieckie, opowiada wnuczka Riki – Dagmara. Jej opowieść o losach własnej rodziny, której pogmatwane koligacje, powiązania, powinowactwa i pokrewieństwa były tak skomplikowane, że od czasu do czasu próbowała zilustrować je graficznie.
Tak jakby statyka nieruchomego obrazu, wizualizacja płynnej abstrakcji, posiadała moc zatrzymania dynamicznych więzi i interakcji rodzinnych. Zdolność scalania rozdartego, spajania rozdzielonego, najpierw przez wojnę, potem przez granice państw i wreszcie przez niewybaczony żal spowodowany siostrzaną zdradą i porzuceniem przez ukochanego mężczyznę.
Rolę spoiwa pełniła również sama opowieść.
Tworzyła się na bieżąco wraz z moim czytaniem. Byłam świadkiem jej dziania się, powstawania i krystalizowania się wersji ostatecznej. Każdy z bohaterów miał prawo głosu, prawo do uzupełnienia, bo inaczej zapamiętał przeszłość, inne szczegóły odegrały ważniejszą rolę, inne zachowania i słowa szczególnie zapadły w pamięć. Każdy z nich podsuwał swoje uwagi opowiadającej Dagmarze, nie zgadzając się z opisywanymi przez nią faktami czy przytaczanymi dialogami. Konfrontacja pamięci narratorki z pozostałymi postaciami opowieści uwidoczniała się w delikatniejszej czcionce druku, wyraźnie odróżniającej się w tekście głównym.
Dołączające się do nich głosy redaktorek z wydawnictwa, których rady techniczne czy kosmetyczne poprawki odbiegające od prawdy, pozwalały na obserwację procesu kreacji powieści, chociaż i tak nie miały wpływu na prawdziwość rodzinnej historii. Dlatego Dagmara czasami poddawała się tym sugestiom, a czasami nie. Mogłam sobie wybrać, którą wersję wolę. Zawsze wolałam Dagmary. Były prawdziwe, naturalne, rzeczywiste. Te liczne wtrącenia pełniły również ważną funkcję odróżniania czasu akcji wydarzeń. Wprawdzie współcześnie opowiadała ją Dagmara dorosła, ale z perspektywy nastolatki, która próbowała poznać rodzinne tajemnice i sekrety jej najbliższych, by zrozumieć swoje miejsce w niej – przybłędy z Gdańska. Muszę sobie teraz wszystko na nowo poukładać. – mawiała Dagmara, gdy przybywał jej kolejny fakt-puzzel do rodzinnej układanki i na nowo rysowała drzewo genealogiczne, umieszczając w tekście kolejny rysunek. To był bolesny proces, pełen zaskoczeń i trudnych wpasowań w posiadany stan wiedzy, ale konieczny do zrozumienia zachowań babci Białej Riki, która miała chropawy akcent i nie rozumiała dobrze języka polskiego. Która zawsze w kwietniu jeździła do jednego kościoła za Odrą, otrzymywała paczki od siostry, chociaż nigdy się z nią ponownie nie spotkała i nienawidziła brzóz, które nie bez powodu znalazły się na wyklejce książki.
To także mikrohistoria powojennego Szczecina pełnego antyniemieckich nastrojów i procesów polonizacyjnych, które najcelniej podsumowała córka Riki i Karola – Powiem ci, biedna ta moja matka była wtedy na wojnie i po wojnie. Biedna Niemka i biedny Karol, Polak.
A ja zastanawiam się, ile jeszcze takich nienapisanych, trudnych historii rodzinnych jest w Szczecinie?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz