Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Nie ma co – Mahsa Mohebali

5 maja 2024

Wstrząsająca czytelnikiem, dosłownie i w przenośni, metaforyczna opowieść o ojczyźnie autorki – Iranie.

   W jej warstwie fabularnej główną bohaterką czyni dziewczynę tuż po studiach o imieniu Szadi.  Młodą osobę po załamaniu nerwowym uznawaną w rodzinie za chorą na depresję, a wśród znajomych za uzależnioną od leków i narkotyków.

   Przez autorkę za przedstawicielkę młodego pokolenia, w którym nałogi są problemem społecznym.

   Opowieść zaczyna się w momencie jej przebudzenia ze snu i pierwszej myśli zawierającej podstawową „zasadę Newtona” jej życia – Nigdy nie myśl za dużo, gdy jesteś na głodzie, bo myślisz z perspektywy własnej porażki. Dlatego druga zasada brzmi – jak jesteś na haju, to wszystko się w końcu układa, dlatego kolejną myślą jest – muszę zdobyć towar.

   Nie ma łatwego zadania.

   Na głodzie musi przemierzyć Teheran w trakcie cyklicznych wstrząsów sejsmicznych, by odnaleźć dilerów narkotyków. Jej wędrówka przez dzielnice pogrążone w chaosie przypomina skrajnie niebezpieczny survival, w którym giną spanikowani w ucieczce lub protestujący ludzie.

   W tej gorączce wszechobecnych, skrajnych negatywnie emocji zachowuje rolę pasywnej obserwatorki.

   Nie jest bohaterką, jakby się wydawało, tłumacząc swoją postawę – Nie ma chyba na świecie większego i bardziej pokręconego tchórza niż ja. Nie mam ochoty się stąd ruszać. Chcę tu tak siedzieć i patrzeć na ludzi. To z tej niemocy wobec wzbierającego chaosu bierze się dystans do wydarzeń, tworzący wokół jej osoby, zachowań i komentarzy bańkę spokoju. W pierwszym momencie można pomyśleć, że jest na głodzie, więc ma cel nadrzędny. Jednak to druga myśl podsuwa klucz do odkodowania tej powieści – czytelnik towarzyszy właśnie takiej Szadi, bo ma możliwość obserwowania wydarzeń jej chłodnymi oczami z samego epicentrum katastrofy pochłaniającej miasto i ludzi, by ostatecznie zrozumieć metaforę.

   Bardzo krytyczną.

   Przez opiniujących tę powieść, których wypowiedzi umieszczono na tylnej okładce książki – nawet radykalną. Odnosi się ona do państwa, rządzących i Irańczyków. Autorka oddaje izolację polityczną kraju uchodzącego za łamiącego prawa człowieka, czyniąc z niego wyspę pośród lądu nieustannie nękaną wewnętrznymi trzęsieniami ziemi, nawiedzającymi tylko to państwo. To nic innego jak protesty i zamieszki krwawo tłumione przez władze teokratyczne. Panika i ucieczka ludzi to postawa narodu wobec protestów, którą bohaterka z wściekłością podsumowuje wielokrotnie powtarzanym zdaniem – wszyscy tchórze, pomyleńcy i ludzkie śmieci chowają się do dziur. Jej odwiedziny rodzin dilerów lub miejsc ich zamieszkania pokazują dysfunkcyjność rodzin spowodowaną między innymi traumą represji pokoleń starszych. To również ukazanie przepaści międzypokoleniowej w światopoglądzie na życie, w którym młodzi na swój sposób buntują się przeciwko rzeczywistości zastanej, mając do wyboru – protesty, samobójstwo, choroby psychiczne lub ucieczkę w narkotyki, bo co za różnica, czy grunt pod nogami tańczy w rytm bandari, czy nie?

   Jeśli głębiej zajrzymy do tej metafory, to usłyszymy groźny pomruk nieuniknionego.

   Czegoś większego niż tylko protesty kończące się gwałtem na kobietach i śmiercią protestujących oraz nieopanowanym chaosem z braku wyraźnego lidera lub silnej opozycji w społeczeństwie. Wystarczy zwrócić uwagę, którą odebrałam jako swoisty apel do narodu, a zwłaszcza do młodego pokolenia, stanowczo nakazującą – Zamknijcie się choć na minutę i posłuchajcie. Posłuchajcie tych drgań! Tego, co się przesuwa pod spodem. Tego, co od wczorajszej nocy obluzowuje się, trzeszczy i stuka.

   Tak, tak, to chwieje się irański reżim.

   I w tym sensie to powieść prorocza o nadchodzącym nieuniknionym jego obaleniu. A tymczasem pozostaje zasysana i połykana gorycz, której symbol rozpuszcza się pod językiem w postaci małej, czarnej kuleczki opium.

   Czułam emocjonalnie tę gorycz rozczarowania Szadi własnymi rodakami.

   Opowieść porusza i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony tak, jak przejście przez szalejące epicentrum wstrząsów. Przed zagubieniem chroni dystans głównej bohaterki na haju oraz całkiem trzeźwe, rzeczowe, a czasami sarkastyczne komentarze do zdarzeń i scen, które są swoistym egzaminem z życia wyławiającym z niego nieliczne jednostki do roli walczących o wolność spod opresyjnego rządu.

   Irańczycy nie otrzymają jej w darze.

   Trzeba o nią zawalczyć i w tym sensie można uznać tę powieść za przesłanie do rodaków. Autorka czyni to piórem i dlatego w Iranie jej powieści nie zostają dopuszczane do druku przez cenzurę. Z kolei próby wydania ich poza granicami kraju kończą się zarzutami o prowadzenie działalności wywrotowej – jak przeczytałam na okładkowym skrzydełku. Ostatecznie trafia również do czytelnika takiego, jak ja, któremu pomaga zrozumieć, że w protestach nie chodzi tylko o kobiecy hidżab, jak wmawiają nam generalnie mass media, ale ich kontekst jest dużo szerszy społecznie, a nawet politycznie.

   Autorka to pokazuje metodą wstrząsu.

Nie ma co – Mahsa Mohebali, przełożyła Aleksandra Szymczyk, Wydawnictwo Glowbook, 2024, 184 strony, literatura irańska.

Krótko i przystępnie o sytuacji w Iranie.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *