Tytułowy sen o Jerozolimie to syndrom występujący tylko w tym mieście.
Jest wynikiem rozczarowania konfrontacją i płynącego z niej dysonansu poznawczego między własnym wyobrażeniem Jerozolimy a rzeczywistością. Wynikiem frustracji: wierni zbulwersowani tym, że miasto nie spełnia ich oczekiwań, na skutek głębokiego szoku mają doświadczenia mistyczne. Takimi pacjentami zajmuje się szpital w Ein Kerem. Takiego objawienia przy Grobie Świętym doznał również autor tego dziennika z podróży. Na szczęście nie został skierowany do szpitala.
Jednak wszystko po kolei.
Najpierw była propozycja Stolicy Apostolskiej wyjazdu do Ziemi Świętej. Autor miał ku temu wątpliwości, pytając – po co jechać? Był przekonany, że jego wiara nie potrzebuje nóg, nie zmieni się od chodzenia, dodając – bo umocnić się w wierze mogę niezależnie od miejsca, w którym przebywam.
Jednak po przemyśleniu zaproszenia i terminarzu zajęć – pojechał.
Skonfrontował swoje wyobrażenie z faktami. Miał ich sporo z teoretycznych przygotowań do pisania, chociażby Rajów utraconych, Bramy do nieba, Przypadku Adolfa H., Ewangelii według Piłata czy Dziecka Noego. Odwiedził najważniejsze miejsca związane z miejscami akcji swoich powieści, a tym samym z życiem Jezusa – Grotę Nawiedzenia, Kafarnaum, Nazaret, Betlejem, Jezioro Tyberiadzkie, górę Tabor, Drogę Krzyżową i wiele innych. Refleksje spisywał na bieżąco, notując je w trakcie wycieczki. W ten sposób powstała relacja nie tylko z podróży geograficznej, ale przede wszystkim duchowej. Gęstej od rozważań filozoficznych i religijnych na temat wiary, religii, historii Ziemi Świętej do czasów obecnych, próbując nakreślić podłoże i przebieg konfliktu między Izraelem a Palestyną. Cały czas mając w pamięci radę przyjaciela – Jeśli cokolwiek rozumiesz z aktualnej sytuacji w Jerozolimie, jest tak dlatego, że niewłaściwie ci to wyjaśniono.
Te rozważania, pełne ścierających się myśli, pęczniały od emocji.
Wynikało to charakteru wiary autora. Uważał się za katolika, kreśląc samodzielną drogę z ateistycznego domu do Boga, ale jednocześnie uważał, że jego wiara jest dzika, jednostkowa, buntownicza, osobista, podlega indywidualnemu rytmowi i nie ma żadnego związku z tradycją.
I to ta tradycja wywoływała w nim sprzeciw.
Zwłaszcza materializm, nepotyzm, kicz blichtru, selekcja wiernych, prywatne nabożeństwa, haniebne przywileje, teologiczne i polityczne umiejscawianie wydarzeń niż faktyczne, które to obserwował, podążając tropem miejsc swojej wiary.
To bardzo osobista relacja.
Pełna najintymniejszych myśli związanych z Bogiem, własnym światopoglądem, nastawieniem do innych religii oraz wewnętrznej walki z uprzedzeniami i stereotypami wobec inności. Również w sferze sacrum. Chroniącej jej istotę i odcinającej się od jej otoczki blichtru. Przyznania się do doznania objawienia i mistycznych snów, stawiając siebie wśród osób z syndromem snu o Jerozolimie, a jednocześnie wychodząc z tego doświadczenia z pełną tego świadomością.
Z lekką nutą autoironii.
Swoją wycieczkę zakończył spotkaniem z Franciszkiem I, którego posłowie zostało umieszczone na końcu książki. W tej części raczej o hagiograficznym nastawieniu autora wobec papieża.
Dla mnie to świadectwo kolejnego pielgrzyma do Ziemi Świętej.
Takich relacji poznałam kilka. Jednak autora różni się głębią wiedzy filozofa i darem umiejętności przelewania myśli i emocji na papier. W efekcie zagłębiłam się w świat rozważań zmiennych, płynnych, krytycznych, dociekliwych, wątpiących, polemizujących ze sobą w próbie dookreślenia, czym jest wiara, którą bardziej czułam, niż pojmowałam. I dokładnie tak miało być, bo duchowość sytuuje się na innej płaszczyźnie niż rozum i logika.
Balansuje na niepewności dającej wolność.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Sen o Jerozolimie: dziennik z podróży do Ziemi Świętej – Éric-Emmanuel Schmitt, przełożyła Adriana Celińska, Wydawnictwo Znak Literanova, 2024, 240 stron, literatura francuska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Podróżnicze, Religia
Dodaj komentarz