Człowiek sobie sam najgorszym wrogiem… Co sobie sam robi, tego by mu dziesięciu nieprzyjaciół uczynić nie mogło.
Tak zawsze powtarzała Maksowi Barabanderowi jego matka. Jej syn, jakkolwiek nie starałby się, nie umiał z sobą się zaprzyjaźnić. Od zawsze ciągnęło go do zła, więc całe jego życie było pasmem szwindli i kradzieży. Był złodziejem z urodzenia, okradając nawet własną matkę, a kiedy wydawałoby się, że już ułożył sobie dostatnie i ustatkowane życie w Buenos Aires, spadły na niego kolejne ciosy. Śmierć syna, potem choroba psychiczna żony i najgorsze – impotencja, a kiedy mężczyzna w jego wieku nie może dłużej zaznawać przyjemności z kobietą, wówczas wszystko – podróże dookoła świata, jedzenie, picie, ubieranie się – wszystko staje się ciężarem.
Postanowił poszukać ratunku dla siebie w Warszawie.
W mieście jego dzieciństwa i dorastania na poddaszu przy Krochmalnej 17. W żydowskiej dzielnicy, którą opuścił ponad dwie dekady temu, emigrując do Argentyny. Miał nadzieję, że długa podróż, stare kąty i nowe towarzystwo pozwolą mu zapomnieć o rozpaczy i odzyskać wigor. Maks naprawdę nie miał zamiaru wdawać się w konszachty ze światkiem przestępczym Warszawy. Wprawdzie z jednej strony zadawał sobie rozsądne pytanie – Po co ze zdrową głową wchodzić do łóżka chorego? To jednak z drugiej prowokował wydarzenia, uciszając sumienie – Lecz rozejrzeć się nie zawadzi.
Jak zwykle nie słuchał przestróg matki nawet zza grobu.
Świat Krochmalnej przyciągał go jak magnes. Udręką były mu nerwy. To uciszone, to znowu napięte, jakby przez jakiegoś wewnętrznego demona, który przenika człowiekowi do środka i stroi sobie z niego żarty. Już myślisz, że zwyciężyłeś demony, a tu one wywalają języki. W ten sposób autor stworzył bohatera rozdartego wewnętrznie, który bardzo dobrze wiedział, co powinien zrobić lub jak postąpić, ale za każdym razem wybierał źle, ściągając na siebie coraz większe problemy. Ich groteskowe namnażanie się czyniły z powieści historię z cechami thrillera z zaskakującym zakończeniem. Za każdym razem Maks zapewniał siebie, że nie ma nic do stracenia, a w sytuacji krytycznej zawsze może spakować się i uciec. Nie doceniał lepkiego i grząskiego półświatka szemranego skupionego wokół Krochmalnej, który wciągał go niczym bagno. Wraz z Maksem, który zanurzał się w nim powoli wbrew sobie, a jednocześnie za własnym przyzwoleniem, bo lepiej tkwić w więzieniu niż obijać się na wolności, poznawałam żydowski świat przestępczy Warszawy – handlarzy kobietami i narkotykami, prostytutek, alfonsów i złodziei. Barwną, brutalną i niebezpieczną rzeczywistość szumowin, o której mało kto pisał, obawiając się zburzenia powszechnego obrazu bogobojnych Żydów i naruszenia tabu ich martyrologii w czasie II wojny światowej. I coś w tym było, skoro kolejne dwie części trylogii ukazały się w Polsce dopiero w latach: 2022 Ruda Kejla i 2023 Odwiedziny.
Jednak dla mnie właśnie ten mało znany i niedostępny świat szemrany był w tej opowieści najciekawszy.
Podążanie uliczkami przylegającymi do Krochmalnej w 1906 roku, po których jeździły już elektryczne tramwaje i automobile. Miasta w zaborze rosyjskim i ówcześnie uznawane za Rosję. Stolicy tuż po rewolucji w 1905 roku i nastrojami walki między światkiem przestępczym a strajkującymi robotnikami, jak donosiły czytane przez Maksa gazety, było fascynujące. To również obraz dnia powszedniego ówczesnej dzielnicy żydowskiej. Pełnego życia, zapachów, brudu, hałasu, ruchu związanego z tradycją, zwyczajami i obyczajami religijnymi, w których relacje męsko-damskie odgrywały istotną rolę. To one, a właściwie nieustanna walka między pozycją społeczną kobiet a rolą mężczyzn, kształtowały i ustanawiały jakość życia od sacrum po profanum. Pokazane z męskiego punktu widzenia głównego bohatera pełnego wewnętrznych sprzeczności w myślach, pragnieniach i uczynkach. Nieustannej walki między rozumem a pożądaniem, która nieuchronnie prowadziła do zguby. Do jednego pytania, które stanowiło kwintesencję rozważań filozoficznych w tle – Do jakich wariactw zdolny jest człowiek?
Ta powieść była odpowiedzią, a jednocześnie prozatorskim zobrazowaniem słów przytoczonych jako motto tej powieści przez autora z własnego opowiadania Śmierć Matuzalema – Ciało i zepsucie stanowiły jedno od samego początku i pozostaną na zawsze szumowinami stworzenia, przeciwieństwem Bożej mądrości, miłosierdzia i chwały…
Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym pesymistycznym i deterministycznym podejściem.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Szumowiny – Isaac Bashevis Singer, przełożył Łukasz Nicpan, Wydawnictwo Phantom Press International, 1992, 208 stron, seria Biblioteka Mistrzów, trylogia tom 1, literatura amerykańska.
Kilka słów o autorze i jego twórczości.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz