W chwili utworzenia »dzielnicy żydowskiej« stałem się nieoczekiwanie jej mieszkańcem, jako właściciel apteki „Pod Orłem” przy palcu Zgody 18.
Tak rozpoczyna swoje wspomnienia autor. Jedyny Polak w getcie krakowskim na Pogórzu, który w swoim inicjującym zdaniu wymownie użył pojęcia nakazanego przez okupanta w cudzysłowie.
Historia jego wyjątkowej sytuacji była bardzo ciekawa.
Niemcy w chwili tworzenia getta 20.03.1941 roku jakimś cudem pominęli aptekę autora podczas przenosin pozostałych trzech ówcześnie istniejących aptek na krakowskim Pogórzu. Po zorientowaniu się, że ją przeoczyli w planach likwidacyjnych, zaproponowali farmaceucie jedną z aptek pożydowskich w Krakowie. Autor robił wszystko sposobem „łapówkowym”, by w swojej aptece pozostać. O powodzie tej karkołomnej i ryzykownej decyzji napisał – Zdawałem sobie bowiem sprawę, że Niemcy wojnę przegrają, aptekę moją w getcie zniszczą, a ja cudzą własność na każde żądanie prawowitego właściciela lub jego rodziny będę musiał po wojnie zwrócić. Historia pokazała, że dobrze przewidywał.
Tym sposobem stał się wyjątkowym świadkiem w „tragicznym miasteczku”.
Jego powstania, odgradzania murem w formie macew żydowskich, likwidacji w 1943 roku, bestialskich wysiedleń, zacieśniania jego granic aż do utworzenia obozu koncentracyjnego w Płaszowie, metod manipulacji Niemców, a przede wszystkim życia codziennego i losów jego mieszkańców. Apteka „Pod Orłem” zrządzeniem okoliczności mieściła się w samym sercu getta, gdzie stała się świadkiem nieludzkich wysiedleń, potwornych zbrodni i stałego poniżania godności ludzkich przez okupanta.
Dwa i pół roku nieograniczonej obserwacji!
Machiny faszyzmu wobec narodu żydowskiego i przerażających skutków jego eksterminacji, które podsumował – Na placu Zgody z okien dyżurnego pokoju widziałem najokropniejsze zbrodnie, jakich dopuszczał się okupant nad bezbronną ludnością żydowską. Nie będę opisywać makabrycznych scen zbiorowych, a zwłaszcza tych pojedynczych, indywidualnych. Autor, by uniknąć generalizacji bólu i cierpienia, opisywał konkretnych, dobrze znanych mu ludzi, z którymi się zżył, a przynajmniej znał z widzenia, bo każdy miał swoją indywidualną tragiczną wymowę. To te sceny były dla mnie najtrudniejsze do emocjonalnego przyjęcia, od których tamci ludzie kamienieli z bólu, popadali w choroby psychiczne, popełniali eutanazje na najbliższych lub samobójstwa. To były osoby, które przychodziły do apteki nie tylko po leki, ale również po rozmowę, komentarz najnowszych komunikatów wojennych, dyskusje na różne tematy, ocenę bieżącej sytuacji politycznej, możliwość czytania prasy niemieckiej i podziemnej, omówienie codziennych kłopotów i zmartwień, pociechę i wreszcie po namiastkę poczucia wolności i nadziei, bo apteka była dla nich również ambasadą, placówką dyplomatyczną, reprezentującą świat swoiście wolny w obmurowanym i zakratowanym mieście. W miarę upływu miesięcy apteka otwarta w dzień i w nocy zaczęła pełnić również funkcję pośrednika ratowania na różne sposoby Żydów. Autor wraz z trójką swoich wyjątkowych pracownic, którym poświęcił te wspomnienia, pomagał organizować dokumenty, przekazywać informacje na zewnątrz, organizować przerzuty osób na stronę aryjską, sprowadzając stamtąd żywność. Przyznawał – Rzadko byłem tu sam, zwłaszcza po godzinie policyjnej. Apteka zawsze była w centrum uwagi.
Również Niemców.
To do niej przychodzili esesmani robiący biznes na pożydowskim mieniu, życiu, śmierci i wolności, o których napisał – Jakżeż oni wszyscy byli do siebie podobni przy mordowaniu! Te same ruchy, te same gesty, ten sam styl poruszania się, a ja dokładnie widziałam drapieżnika z atawistycznym odruchami. A autor musiał umiejętnie poruszać się między katami a ich ofiarami. Jego pozycja w getcie pozwalała na to, ale niestety stwarzała również sytuacje zagrożenia życia, z których cudem się ratował.
Dzięki temu wiemy, jak było za murem getta.
Jednak jak sam napisał – Moje wspomnienia nie mają ambicji pracy historycznej, chociaż mogą stanowić przyczynek do dziejów okupacji, martyrologii Polaków i Żydów. Są relacją wiarygodną, prawdziwą, pisaną na gorąco, bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych, kiedy jeszcze w świeżej pamięci miałem wszystkie wydarzenia, sprawy i osoby. Najnowsze ich wznowienie było w 2019 roku, jednak ja dotarłam do wydania drugiego z 1982 roku ilustrowanego fotografiami i mapkami i takie też polecam zainteresowanym. Wydanie pierwsze ukazało się bowiem z różnych względów w stanie okrojonym, niepełnym i tylko domyślam się, co autor miał na myśli, pisząc – „z różnych względów”. Autorowi udało się również ukazać przekrój mieszkańców getta – żydowską inteligencję i zwykłych mieszkańców, konfidentów, odemanów i Niemców, opisując konkretne osoby z imienia i nazwiska. Unikał przy tym własnych komentarzy, opinii, syntezy czy podsumowań, skupiając się raczej na mechanizmach postaw i zachowań człowieka w zagrożeniu, strachu i w chwili zagłady, jak również postaw tych, którzy byli sprawcami nieszczęść. W tym sensie liczył na przyczynkowy charakter swoich wspomnień do poznania psychologii zbrodniarza i jego ofiary. I mimo zastrzeżeń, że klimat getta miał w sobie coś tak osobliwego, że nie sposób opisać, jak i co naprawdę czuli i myśleli ludzie, ludzie-cienie, którzy przebywali w tym »infero«, to jednak udało mu się to.
Miałam wrażenie, że tam jestem.
Że przeżywam wydarzenia razem z jego bohaterami, czując na sobie wzrok prześladowcy w wiecznym mroku, w ciągłym napięciu, poczuciu zagrożenia i stałej trosce o byt, o przeżycie. Byłam ściganym zwierzęciem.
To dlatego odebrałam je bardzo emocjonalnie.
Sięgnęłam jednak po nie z innego powodu niż informacja o getcie. Autor opisał w niej bohaterów powieści historycznej opartej na faktach z getta krakowskiego Miłość w czasie zagłady napisanej przez Dominika W. Rettingera, po której czułam niedosyt. To w tych wspomnieniach farmaceuty z apteki mogłam przyjrzeć się oczami bezpośredniego świadka znającego zastępcę komendanta schupo (niemieckiej policji) i poznać jego tragiczny los zakończony rozstrzelaniem 18.10.1044 roku za zbezczeszczenie czystości rasy, czyli miłość do Żydówki. Bo tak naprawdę autor wyraźnie pokazał szarą strefę ludzi dobrych między katami a ofiarami. Bez względu na ich pochodzenie, narodowość czy pozycję społeczną w getcie.
Nie oceniał jednak nikogo.
Widział zbyt wiele powodów i motywów postępowania w granicznych, skrajnych warunkach. To fakty mówiły za niego, wyjaśniały, tłumaczyły, pozostawiając formułowanie wniosków mnie. Nie śmiałabym tego czynić, widząc ilość osób uciekających z tego koszmaru w samobójstwa, bo i to zjawisko autor opisał. Jego wspomnienia odpowiadają również na często zadawane pytania po wojnie – dlaczego Żydzi nie mieli odruchów samoobrony, czemu dawali się prowadzić jak barany na rzeź? Odpowiedział im i nam współczesnym – Kto nie był bezpośrednim widzem w tym niesamowitym teatrze grozy, ten nie może zrozumieć i pojąć okoliczności, w jakich ludzie tutaj żyli, nie zrozumie perfidii kłamstw, jakimi ich łudzono w przeddzień śmierci. Gdyby każdy z mych rozmówców był choć kilka godzin w tej atmosferze, w jakiej odbywały się „akcje”, kiedy co parę kroków kogoś zabijano, bito i poniewierano, nad kimś znęcano się, gdyby mógł poznać kulisy zbrodni, zobaczyć jej wykonawców, sposoby, jakich używali, by zwiększyć strach i wywołać przerażenie, raz strzelając z całym okrucieństwem, innym razem łudząc nadzieją, że przesiedlani będą żyć, a jeszcze innym grożąc odpowiedzialnością zbiorową i odwetem na najbliższej rodzinie za chęć ucieczki, za sabotaż lub jakikolwiek odruch samoobrony – nie pytały już »dlaczego«.
Ja już dawno przestałam pytać.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Apteka w getcie krakowskim – Tadeusz Pankiewicz, Wydawnictwo Literackie, 1982, wydanie 2, 312 stron, ilustrowana fotografiami, seria Cracoviana, podseria Ludzie i Wydarzenia, literatura polska.
Tutaj można zobaczyć autora i jego aptekę.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Historia, Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz