Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Mistrz – Tadeusz Pietrzykowski, Eleonora Szafran

4 września 2021

Towarzyszyła mi jedna natrętna myśl: za walkę dają chleb. Byłem głody.

   To uczucie popchnęło Tadeusza Pietrzykowskiego do ujawnienia swoich umiejętności bokserskich, zdobywanych przed wojną jako nastoletni uczeń pod opieką Feliksa Stamma. Miał za sobą tylko mistrzostwo Warszawy w 1937 roku w wadze koguciej. Doświadczenia początkującego boksera dawały mu jednak szansę na zdobycie pozycji ułatwiającej przeżycie w obozowej społeczności Auschwitz, do której trafił w pierwszym transporcie więźniów w 1940 roku. Otrzymał numer 77 i pozostał w tym piekle przez następne pięć lat, zmieniając pod koniec niewoli tylko nazwy obozów. W momencie wybuchu wojny miał dopiero 22 lata, marzenia o studiowaniu architektury i żadnego fachu, który tak bardzo liczył się w obozowych realiach, umożliwiając bycie użytecznym, a tym samym szansę przeżycia.

   To dlatego boks stał się dla niego tym „fachem”.

   Walczył z bokserami zawodowymi wszech wag trafiających do obozu z całej Europy. Mimo innej kategorii wagowej, mimo niedożywienia i bardzo widocznej niedowagi (40 kg i około 170 cm wzrostu), wygrał pierwszą walkę z dobrze odżywionym i umięśnionym kapo (70 kg przy wzroście 170 cm) z tytułem mistrza wagi półśredniej zawodowców w Niemczech. W obozie „trenującym” boks na słabszych więźniach. Właściwie był bez żadnych szans, ale pamiętał słowa trenera Feliksa Stamma – Nie ma rzeczy straconych. Do końca walcz!

   I stał się cud!

   Wygrał! Pokonał przeciwnika wbrew wszystkim oceniającym jego szanse. Tak jak wygrywał niemal każdą kolejną walkę aż do wyzwolenia. Było ich tak wiele, że w swoich wspomnieniach opisał tylko te najważniejsze, najbardziej znaczące lub decydujące o czymś ważnym. Z czasem boks stał się silnym motywatorem dla pozostałych więźniów. Jak sam napisał – Sport w obozie miał też funkcję mobilizacyjną. Potrafił poderwać słabszych, zrezygnowanych. Każda wygrana walka bokserska, mecz piłkarski czy starcie zapaśników był dopingiem dla setek tysięcy uwięzionych w obozie. Wygrana kolegów była jak spełnienie marzenia o wygraniu walki o życie. O wygraniu wojny. Z czasem stał się również przykrywką do konspiracyjnej działalności w ruchu oporu razem z Witoldem Pileckim, bo jeśli boks na początku był głównym celem, tak w późniejszych latach stał się tylko zasłoną dymną przed tym, co trzeba było robić naprawdę. A tym, co trzeba było robić, co w każdym z nas kiełkowało, to była pomoc kolegom więźniom – jaka tylko była możliwa, niejednokrotnie z narażeniem własnego życia.

   O wielu zdarzeniach nie wspomniał.

   Niektóre z nich miały tak wysoką skalę okrucieństwa na tle odwróconej moralności obozowej, że uznane za normę, więc i niewarte wspominania. To przenicowanie systemu wartości zauważyłam w zeznaniu sądowym przytoczonym w formie zdjęć oryginału, w którym świadczył przeciwko komendantowi Auschwitz Rudolfowi Hössowi. To tam zostało ujętych wiele skrajnych emocjonalnie scen, której brutalną formę opisu pomijał w swoich wspomnieniach. Tak okrutnych, że kiedy już pisał, to zmieniał narrację pierwszoosobową na trzecią, by zbudować dystans i nie przygnieść ich ciężarem odbiorcy. To dlatego bardziej skupiał się na faktach i wydarzeniach niż na wewnętrznych emocjach, będąc w ich ocenie bardzo wyważonym i powściągliwym. Umiał przy tym, w tym świecie sadyzmu, odrzucić generalizująca nienawiść i dostrzec człowieka we wrogu. Znamienne było, że obok listy współwięźniów, wymieniał również nazwiska esesmanów i Niemców, którzy nienawidząc ideologii faszyzmu, współpracowali z obozowym ruchem oporu lub pomagali na swój możliwy sposób. To o nich pisał zaskakujące opinie – był cichym bohaterem tamtych złych lat, był człowiekiem.

    Człowiekiem ze swastyką.

    To te momenty ludzkiej twarzy w morzu cierpienia i bólu najbardziej mnie wzruszały w tej opowieści, a najbardziej człowieczeństwo i umiejętność wybaczania, których nie pozwolił zabić w sobie Teddy i których nie przesłoniła wszechobecna nienawiść, a potem chęć zemsty. Nie ma nic na wyrost w opinii jego córki Eleonory, która napisała – był niezwykły, niezłomny i szlachetny, ale i delikatny, romantyczny, zabawny i czuły.

   Człowiek, który pozostał człowiekiem.

    Mimo wszystko i wszystkiemu, co go spotkało. Takiego zapamiętała go córka Eleonora i takiego chciała pozostawić w pamięci innych. Stąd ta publikacja wspomnień dopiero teraz, chociaż teoretycznie powinna ukazać się tuż po wojnie, bo o to starał się za życia Teddy. Jej zawiłe losy prowadzące do druku, które opisała córka, to historia wielu ludzi represjonowanych przez władze PRL, a dla mnie wyjaśnienie, dlaczego dopiero teraz ukazuje się tak dużo świadectw więźniów obozów koncentracyjnych. Tadeusz Pietrzykowski miał to szczęście, że jego spuścizną pamięci zajęła się córka Eleonora, której słowa komentarza otwierały każdy rozdział głosu ojca. Zebrała w nich wspomnienia pochodzące z ojcowego pamiętnika i prowadzonej kroniki, nagranej i spisanej relacji, publikacji w czasopiśmie, notatek i grypsów. Wzbogaciła je reprodukcjami jego prac malarskich i rysunkowych świadczących o kolejnym talencie i drugiej pasji bohatera wspomnień.

   Przyglądałam się tej złożonej osobowości wymykającej się wszelkim kategoriom i za każdym razem dochodziłam do tego samego wniosku, co jego córka Eleonora – Kiedy zagłębiam się w pozostawione przez tatę rękopisy, w których próbował wyrzucić z siebie te wszystkie obozowe obrazy, wciąż nie potrafię sobie wyobrazić, jak można było znieść poniżenie, ból, strach przed śmiercią, ciągły głód. I przetrwać tak pięć lat.

    Ja również mierzę się z tą wiedzą na próżno, bo brakuje mi skali i miary, by to pojąć.

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Mistrz: Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski – Tadeusz Pietrzykowski, rękopisy i opowieści ojca z Auschwitz zebrała i opatrzyła komentarzami Eleonora Szafran, Wydawca Ringier Axel Springer Polska, 2021, 304 strony, literatura polska.

„Walczył i dawał nadzieję. Jego dzieje to gotowy materiał na film”. – to słowa widniejące na okładce książki. Należą do Macieja Barczewskiego, reżysera filmu, który opowiada o Tadeuszu Pietrzykowskim.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Biografie powieść bograficzna, Wspomnienia powieść autobiograficzna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *