Lubię zabijać ludzi, bo to świetna zabawa…
Bardzo dobrze znał te słowa amerykańskiego mordercy seryjnego o pseudonimie Zodiak, którego tożsamości nie ustalono do dzisiaj, ale on wolał szerszy zakres „rażenia” zupełnie innej zabawy. Uwielbiał być panem i kreatorem, zbawicielem i niszczycielem.
Demiurgiem świata.
Od najmłodszych lat ekscytowała go władza decydowania o losach innych. Najpierw zwierząt, a teraz ludzi. Podniecało go plątanie ścieżek, przyglądanie się wywołanemu chaosowi, bo cóż mogło być wspanialszego niż unicestwienie całego wielkiego miasta? Zagrać z jego mieszkańcami w grę o życie, do której stworzył brutalne, mordercze zasady?
Na przykład w Szczecinie.
Idealne miejsce, od którego warto było zbawiać świat. Od miasta, w którym ludzie tak uwijali się wokół życia, że zapomnieli żyć. Zaczął więc od niewielkiej eksplozji w katedrze św. Jakuba Apostoła zostawiając pierwszą wskazówkę, jednak potraktowaną jak happening. Drugi atak pociągnął już za sobą ofiary śmiertelne, a ludzie zrozumieli, że kolejna wskazówka dotyczy kolejnego ataku tytułowego Zbawiciela, bo tak podpisywał swoje listy kierowane do wszystkich poprzez media – Heiland der Welt.
Również do Pauliny.
Redaktorki szczecińskiej gazety znanej mi z poprzedniej powieści autora – Sieci widma. To wystarczyło, żeby w nieformalne śledztwo dziennikarskie wciągnąć grupę przyjaciół znaną z jeszcze innej powieści Sedinum, która właśnie przypłynęła jachtem do Szczecina, planując wyprawę morską. Kreatywność, wiedza, ciekawość i przekora paczki przyjaciół pozwalała na podjęcie gry narzuconej przez Zbawiciela Świata i podążanie śladami pozostawianych tropów, które okazywały się zawiłe, pełne symboliki i kodów, prowadzące do wielu skojarzeń i ślepych zaułków albo tak nieprawdopodobne, że trudne do uwierzenia, by jakiś demiurg, który gmatwa ludzkie ścieżki i koleje życia, jakiś architekt świata, który przestawia ludzi jak pionki na szachownicy okazał się realną osobą.
Autor też był demiurgiem.
Swoją grę z czytelnikiem zaczął od totalnego chaosu, wprawiając w emocjonujący dreszcz przyjemności nadchodzącej przygody. Początkowo ukazywał krótkie sceny z różnych miejsc akcji i czasu sięgającego drugiej wojny światowej, by z czasem bardziej rozbudowywane powiązać wątkami, przyśpieszając tym samym dynamikę akcji i budując napięcie w walce bohaterów o czas. To z nich budowałam niczym gracz obraz sytuacji, odrzucając elementy zwodnicze i wyławiając cenne informacje. Autor był przy tym konsekwentnie wierny zasadzie z Sieci widm – Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach. Tyle że w tej powieści sensacyjnej ukazał je od strony demiurga, który nie stawiał żądań, bo czerpał satysfakcję z samego faktu gry w destrukcję. A ponieważ ilość graczy była dosyć spora, to i plątanina ich ścieżek okazywała się przyjemnie gęsta, utkana tajemnicami i sekretami, zaskakująca niespodziankami, a przede wszystkim oddająca w miniaturze relacje światopoglądowe w kraju. Autorowi celnie udało się ukazać patologiczne mechanizmy wypaczające drogi dialogu napędzane uprzedzeniami, nadinterpretacjami, a przede wszystkim brakiem dobrej woli w ślepym parciu na forsowanie jedynie słusznego poglądu. Również procesy manipulacji ludźmi zupełnie ich niedostrzegających, bo przekonanych o szlachetności swojej sprawy, w efekcie stając się „ofiarami” dezinformacji i walki na światopoglądy ludzi pracujących w mediach. To kolejna, niewidoczna gra demiurga tym razem realnego, który wpływa na życie wszystkich. Jak go zauważyć i przed nim się bronić?
Mam wrażenie, że autor w swoich powieściach sam poszukuje odpowiedzi na to pytanie.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zbawiciel – Leszek Herman, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2020, 608 stron, literatura polska.
Polecam ciekawy wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Buduje, cały czas podkręcając ją. 🙂