Dla mnie to książka-pomnik.
Dlaczego zaczęłam tak patetycznie, napiszę później. Na pewno był to wielowątkowy i wielopłaszczyznowy kryminał wybiegający poza swoją formułę rozrywkową. Jego akcja śledcza toczyła się dwutorowo. Formalnym dochodzeniem w sprawie zabójstwa w Prypeci, mieście widmie opustoszałym od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku z powodu awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu, oddalonym o 3 kilometry, zajmował się kapitan czarnobylskiego komisariatu Melnyk wraz z młodziutką policjantką Nowak. Drugie śledztwo, ale nieformalne, prowadził policjant Rybałko. Nietypowy Rosjanin z Moskwy o korzeniach kubańskich, ale urodzony w Prypeci. Wynajął go Sokołow, ojciec ofiary. Jego syna znaleziono ze śladami sadystycznych tortur, z zaszytymi oczami i ustami, rozciągniętego na fasadzie głównego budynku. Upiorny widok pierwsi dostrzegli turyści, którzy, szukając wrażeń ujętych w sloganie reklamowym – Wycieczka, której pozazdroszczą jej wszyscy znajomi – otrzymali ich tym razem aż nadto.
A wszystko to zanurzone w atmosferze thrillera.
Budowało ją napięcie wynikające z niebezpieczeństwa ze strony śmiercionośnego promieniowania miejsca akcji, inteligentnego i nieprzewidywalnego seryjnego mordercy-taksydermisty, biegłego w sztuce wypychania martwych zwierząt, a także miejscowej mafii. Wybuch reaktora atomowego zamienił tysiące kilometrów wokół w strzeżoną zonę. Zdawałoby się martwą, bezludną i niedostępną, a jednak żywą i dziurawą jak ser szwajcarski. Żyły w niej „samosiejki”, czyli mieszkańcy, którzy wrócili do rodzinnych domów. Stalkerzy nielegalnie przekraczający granice, by penetrować interior, napawając się obrazem świata bez ludzi po apokalipsie. Systematycznie przyjeżdżali do niej także turyści w ramach zorganizowanych wypraw przez biura podróży, których program można prześledzić na poniższym filmie. Dla mnie o tyle ciekawym, że zobaczyłam w nim wszystkie najważniejsze miejsca akcji i zbrodni w Prypeci.
Był to też teren przyciągający jednostki aspołeczne – narkomanów, bandytów i szabrowników. Po prostu idealny teren do porachunków, nielegalnych interesów i pozbywania się niewygodnych osób. Jednak sprawa zabójstwa młodego Sokołowa sięgała daleko w przeszłość. Do dnia wybuchu w elektrowni, w którym zamordowano jego matkę. I kolejnych współczesnych zbrodni pełnych ukrytych i jawnych symboli zostawianych przez upiornego taksydermistę. Między innymi w postaci świetnie wypreparowanych, tytułowych jaskółek. To nawiązanie do kluczowej daty w dziejach Ukrainy i wydarzeń historycznych rozgrywanych w tle miało nawiązać do grozy ówczesnej sytuacji, z której obecnie zdaje sobie sprawę niewielu Europejczyków. Dlatego dla mnie ta książka to swoisty hołd oddany niezliczonym tysiącom ludzi, którzy poświęcili zdrowie i życie, gasząc pożar, ratującym środowisko przed skażeniem topiącego się rdzenia, a potem usuwającym skutki katastrofy. Bardzo silnie ta myśl wybrzmiewała w rozważaniach rosyjskiego policjanta – Rybałko pomyślał z goryczą, że świat pamięta o dyktatorach, brazylijskich piłkarzach i artystach malujących białe kwadraty na białym tle, ale nikt nie potrafiłby wymienić z nazwiska ani jednego z tych ludzi, którzy uratowali Europę przed bezprecedensową katastrofą nuklearną. Kto kiedykolwiek słyszał o Aleksieju Ananience, Walerym Bespałowie i Borysie Baranowie? I wielu, wielu innych? Zaciekawionym polecam pięcioodcinkowy, świetny serial Czarnobyl w reżyserii Johana Rencka, który kosztował mnie sporo emocji, ponieważ pamiętam tę przerażającą atmosferę niepewności.
To nie wszystko!
Ta powieść ukazuje również grozę obecnej sytuacji, jaką stwarzają chciwi ludzie, niezważający na skutki swojej działalności dla innych. Przytoczę tylko jeden z wielu fragmentów mówiących o śmiercionośnych procederach traktujących zonę, jak darmowy skład budowlany lub złomowisko, z których można wywozić wszystko, na co jest popyt. Na przykład w szczytowych momentach, każdej nocy, przy współpracy z gliniarzami pilnującymi punktów kontrolnych – od dziesięciu do piętnastu ton metalu. „Czarne złoto z Czarnobyla” trafiało następnie na wschód kraju, gdzie w hutach Donbasu przetapiano je i wysyłano do Chin albo Indii. A tam robiono z niego karoserie samochodowe, drabiny albo hulajnogi, które następnie sprzedawano na rynek europejski. Z dyskretnym gratisem – promieniowaniem. To tylko jeden z problemów odziedziczonych w spadku po katastrofie i zasygnalizowanych przez autora. Problemów, z których nie zdaje sobie sprawy wielu Europejczyków, ale w postaci książki mogą do nich dotrzeć.
Przemyślany, dobrze skonstruowany i społecznie pożyteczny kryminał z przesłaniem – Ludzie chcą wierzyć, że Czarnobyl należy do przeszłości. Tymczasem niektóre ofiary katastrofy nawet się jeszcze nie urodziły.
I dopiero powiało grozą!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2020 roku.
Jaskółki z Czarnobyla – Morgan Audic, przełożył Paweł Łapiński, Wydawnictwo Mova, 2020, 554 strony, literatura francuska.
Zwiastun serialu – polecam.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz