Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Każdy – Salvatore Scibona

12 lipca 2020

   Człowiek jest światem, który kroczy przez świat.

   To zdanie i jego treść o podwójnym dnie wyjęte z powieści bardzo celnie oddaje jej przesłanie. Automatycznie nasuwa się pytanie, jakim światem i przez jaki świat kroczy? Autor nie odpowiada wprost. To byłoby zbyt proste i nieskuteczne w zrozumieniu dla tak skomplikowanych i trudnych zagadnień, które porusza. Wybiera formę przekazu, która najcelniej trafia do umysłu czytelnika – przejmującą i gęstą od wydarzeń opowieść o życiu ojców i synów z kilku pokoleń. Rozpoczyna współczesną sceną na lotnisku w Hamburgu, w której siedmioletni chłopiec zostaje porzucony przez mężczyznę. Ten prolog nie nasunął mi jednak ocen moralnych tego czynu, ale pytanie – kim był i dlaczego to zrobił? Żeby na nie odpowiedzieć, autor przeniósł mnie w przeszłość obu. Do farmy Frade’ów, którą porzuca ich syn Vollie w latach sześćdziesiątych XX wieku. Zbuntowany nastolatek, który odcina się od rodziny i swoich korzeni, zaciągając się na ochotnika do Korpusu Piechoty Morskiej. To dlatego oryginalny tytuł książki brzmi The Volunteer, co w kontekście tej powieści można tłumaczyć jako ochotnik, bo taką też ksywę chłopiec otrzymuje w środowisku żołnierzy – Ochotnik. Los rzucił go na front wietnamski, z którego trafił w niewolę prosto w czeluść podziemnych tuneli wroga. To tam po raz pierwszy świadomie traci siebie, własne ja, którego nie potrafił dostrzec w życiu. To w izolującej ciemności zauważa, że jego »ja« może odejść, pozostawiając ciało, które będzie żyło dalej. Jego przybrany syn Elroy staje się również żołnierzem biorącym udział w kolejnych misjach amerykańskich we wszystkich punktach zapalnych świata. To on porzuca syna Janisa na lotnisku.

   Każdy z nich to osobny, skomplikowany świat.

   Łączy ich jedno – nie ma w nich miłości. Tej głównej wartości czyniącej człowieka lepszym, a tym samym świat, przez który kroczy. Nie ma jej również w całej powieści, chociaż jej kruche istnienie czułam, jak w Heideggerowskiej obecności transparentnej. Bohaterowie są tylko jej negatywnym tłem, a ich losy i historia świata skutkiem jej braku. Autor wykorzystał znaną zasadę w psychologii dotyczącą miłości, z którą buduje się świat, zaczynając od siebie samego. Wszyscy bohaterowie w tej powieści, zarówno główni, jak i drugoplanowi, zabijają ją w sobie, niszcząc własne ja, odcinając się od korzeni, zaprzeczając własnej tożsamości, wyrzekając się jej paradoksalnie w jej imię lub pojmując ją na opak jako wolność seksualną. To opowieść o jej indywidualnym i systemowym zarzynaniu. Krew leje się dosłownie i w przenośni, a przed nią kroczy śmierć fizyczna i psychiczna. Wbrew pozorom to niszczenie jej jest tak naprawdę rozpaczliwym krzykiem tęsknoty za nią i desperackim poszukiwaniem drogi do niej poprzez nieujawnianie prawdziwego imienia, chronienie wewnętrznego dziecka lub szukanie jej w ślepych uliczkach kolejnych, chybionych wyborów. Rzeczywistość stworzona przez takie pokolenia ojców i synów napawa przerażeniem.

   Żyjemy w niej my wszyscy.

   To obraz naszego współczesnego świata na przestrzeni kilku dekad od czasów wojny wietnamskiej po rok 2014, pełen nienawiści, która nie ma końca, a miłość ma krótki termin przydatności do spożycia. Bywa zaledwie błyskiem, krótką chwilą, chybotliwym płomyczkiem na wietrze, haustem powietrza tonącego, ale i sfinksem odradzającym się stale z popiołów i zgliszczy, by znowu zostać zniszczonym, zabitym, wypartym, unicestwionym lub zastąpionym substytutem. Autor zalewa czytelnika skutkami tego, budując sceny okrucieństwa, opresji, brutalności, agresji i autoagresji oraz wzajemnej przemocy, w których liczy się zysk, ekspansja, władza, a nieliczne postawy przyzwoitości nie mają prawa doczekać się nagrody, bo nie wypływają z miłości.

   Wbrew pozorom jest to jednak powieść optymistyczna.

   Jej trudną emocjonalnie treść, z wyraźnie zarysowanymi postaciami i przemyślanymi wątkami o koronkowej fabule przesiąkniętej myślami filozoficznymi i religijnymi, autor zbudował po to, by przeanalizować przyczyny i procesy powstawania nienawiści oraz mechanizmy tworzenia przez nią rzeczywistości pełnej egoizmu, materializmu, konsumpcjonizmu i nieszczęścia oraz tego skutki dla jednostki, społeczeństw, państw, Ziemi, a nawet Kosmosu. Zmienia powszechny punkt widzenia, że to świat wpływa na człowieka. W jego przesłaniu świat najpierw tworzy człowiek w sobie, ale żeby go stworzyć dobrym, musi być dla siebie uważnym, współczującym, a przede wszystkim zacząć siebie kochać. Kochający człowiek jest bytem pełnym miłości, który krocząc przez świat będzie siał to ziarno miłości na zewnątrz. Wśród bohaterów nie ma żadnej takiej postaci, ale może stać się nią każdy. Również czytelnik, a może przede wszystkim on, bo ta opowieść jest po coś. Dla każdego, kto może uwierzy w jej istnienie, a przynajmniej spróbuje. W powieści czyni to najmłodszy syn, który ma odwagę spróbować, ale otwarte zakończenie nie deklaruje jednoznacznego powodzenia tej próby. Pozostaje jeszcze nadzieja w potęgę miłości, jej siłę i moc stałego odradzania się. To jedyna droga ku lepszemu siebie i ku światu, przez który idziemy ku przyszłości.

   Jest kandydat na ochotnika/Ochotnika?

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Każdy – Salvatore Scibona, przełożył Jerzy Kozłowski, Wydawnictwo Znak, 2020, 538 stron, literatura amerykańska.

Wywiad z autorem na temat powieści i nie tylko.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *