Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Zapomnij patrząc na słońce – Katarzyna Mlek

21 marca 2019

Zapomnij patrząc na słońce – Katarzyna Mlek
Wydawnictwo Oficynka , 2013 , 255 stron
Literatura polska

Oj, tak!
Znam tę radę, która stała się treścią tytułu tej przytłaczającej emocjami, trochę społecznej, a trochę psychologicznej w swoim wymiarze, powieści. Radę dla mnie bardzo cenną, bo zaraz po przebudzeniu nie patrzę w okno, zwłaszcza gdy budzi mnie słonecznym widokiem. Ja chcę pamiętać swoje sny, koniecznie te dobre, przyjemne, ciepłe. A śnię dużo, barwnie, smacznie i różnorodnie. Czasami myślę, że to mój trzeci wymiar życia w odsłonie onirycznej, bo darzę śnienie i życie jednakową miłością. To dlatego, kiedy zobaczyłam ten napis na koszulce:

 

musiałam ją mieć (niekoniecznie nosić) na własność, bo miałam jednoznaczne skojarzenie – o tak!, śpieszno mi do tego barwnego wymiaru. Podejrzewam, że autorzy koszulkowego pomysłu nie całkiem to akurat mieli na myśli, chcąc raczej trafić w gust ludzi zmęczonych trudami życia, ale rykoszetem trafiło w mój.
Szczęściara ze mnie?
W oczach głównej bohaterki Hanki, na pewno. Ona nie miała dobrych snów, a rada jakiej udzielał jej ojciec po przebudzeniu – Nie martw się, to tylko sen – zapewniał ją Janusz. O kruku słyszał od dziecka nie pierwszy raz. Każdy człowiek ma swój dyżurny koszmar, najwyraźniej Hanka postawiła na ptaka. – Popatrz rano na słoneczko, zapomnisz. Zapomnisz… – była dla niej wybawieniem. Gumką wymazującą wizje makabrycznych, nocnych przeżyć. Ktoś mógłby pomyśleć – A co taki kruk, niewielki ptak, może zrobić człowiekowi we śnie? Pewnie i ja bym tak pomyślała, gdyby nie pierwsza scena wprowadzająca w historię życia dziewczyny. Ostrzegawczy i bardzo bolesny prolog, zwiastujący nadchodzący thriller wzięty żywcem z życia (miałam wrażenie, że czytam autentyczną relację!), w którym kruk nawiedzający Hankę we śnie pokazał swoje sadystyczne możliwości, a po których …budziła się po nocach, wołając Janusza. Miewała jakieś koszmarne sny, których nie potrafiła dokładnie opowiedzieć. Mruczała, szlochała, a potem zasypiała w ramionach ojca. Czasem siedział z nią do rana… Na to, co przeżywała i co musiała robić pod kruczym wpływem, nie zdradzę. Dość, że sny miały krwawą barwę i proroczy wymiar. Chociaż w miarę czytania coraz bardziej skłaniałam się, że może jednak to jej życie wpływało na ich treść, ułatwiając podświadomości uporanie się z koszmarem jawy.
Bo Hanka nie miała lekko.
Matka niepracująca, depresyjna, agresywna alkoholiczka znęcająca się nad córką, wyznaczająca jej swoim nałogiem rytm dnia według cyklu – kłótnia z mężem, picie, leczenie kaca. Hanka musiała się dostosować, …musiała zająć się wszystkim. Nieważne, czy chciała. Czy nie. Czy mogła. Czy nie. Czy potrafiła. Nieważne. I nieważne też, że miała dopiero 7 lat, gdy poznałam jej koszmary. Te na jawie i te nocne. I mimo, że jedynym oparciem był jej ojciec niepotrafiący rozwiązać patologicznej sytuacji w rodzinie, tkwiła w nim do końca opowieści o jej życiu. Do momentu, kiedy była już dorosłą kobietą i nadal patrzyła rano w słońce. I to właśnie dokładnie taki koniec uświadomił mi, że oprócz Hanki, do głównych bohaterów powieści powinnam zaliczyć również jej rodziców, a tym samym całą rodzinę. Tak ukazana historia ich żyć, przez narratora zewnętrznego, nie pozwoliła mi na jednostronną, negatywną ocenę postaw bohaterów, na potępienie patologicznego zachowania matki i bierności ojca. Stworzyła bolesne warunki (dosłownie – sceny samookaleczeń!) do przeanalizowania łańcucha przyczyn i skutków, mających ostatecznie wpływ na jakość efektu końcowego roli rodziny – wychowanie dzieci. Autorka wykreowała jedną z wielu prawdopodobnych historii żyć, które stoją za każdą dzieciobójczynią w więzieniu lub pacjentem przebywającym na oddziale psychiatrycznym. Tym samym zmieniła mój pryzmat patrzenia na głośny medialnie przypadek matki Madzi z Sosnowca i jej podobnych kobiet. Nie na usprawiedliwiający jej czyn, ale na zrozumienie przyczyn, które doprowadzają do okaleczenia psychicznego, fizycznego, a nawet zabójstw własnych dzieci. Najczęściej słyszę – wyrodna matka, ale ta książka tłumaczy, że nie ma czegoś takiego. Są tylko matki nieszczęśliwe, wychowujące nieszczęśliwe dzieci. Mam wrażenie, że ta mroczna powieść, w której życie i sen jest jednym koszmarem, próbuje zmienić świadomość społeczną na temat macierzyństwa, które nie dla wszystkich kobiet jest darem. Dla niektórych przekleństwem. Konflikt interesu jednostki (nazywany często egoizmem życia dla siebie) z presją społeczną (a zwłaszcza rodziny) wyznaczającą kobiecie powinności, a którym nie potrafi lub nie może się przeciwstawić, może mieć katastrofalny wymiar. Skutki takich siłowych wyborów zapełnione są nie tyle więzieniami, co szpitalami dla psychicznie chorych i cmentarzami. Nie tylko ofiarami dziecięcymi. Również ich matkami. Pocieszam się tylko, że to margines bolesnego zjawiska społecznego, o którym ma odwagę mówić tylko Maria Czubaszek przyznająca się publicznie do niechęci posiadania dzieci i niewidząca w nich kolejnego cudu świata.
Tylko czy jakiekolwiek życie zasługuje na jakikolwiek margines?
Nie popatrzę po tej powieści na słońce, by zapomnieć. Chcę pamiętać dobrze jej przesłanie, gdy media znowu doniosą o kolejnej dzieciobójczyni i jej dziecku w plastikowym worku na śmietniku, w zamrażarce lub beczce, utopione w jeziorze, schowane za regałem, zagłodzone lub trzymane w klatce. Nie będę taka szybka w ocenach pamiętając, że mam przed sobą nie jedną, a dwie ofiary.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Swoje wrażenia spisałam dla portalu Zbrodnia w Bibliotece.

Zapomnij patrząc na słońce [Katarzyna Mlek]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść psychologiczna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *