Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Unorthodox – Deborah Feldman

21 marca 2019

Unorthodox: jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów – Deborah Feldman
Przełożyła Kamila Slawinski
Wydawnictwo Poradnia K , 2017 , 376 stron
Literatura amerykańska

   Dokładnie rok temu na dobre odeszłam ze społeczności chasydzkiej.

   Tak rozpoczyna swoją opowieść o życiu wśród chasydów satmarskich i procesie odchodzenia ze społeczności ultraortodoksyjnej jej była członkini. Autorka wspomnień nie odnajdywała się we wspólnocie zamkniętej, hermetycznej i archaicznej. Do tego stopnia, że wolność ceniła bardziej niż przynależność do rodziny i narodu. Jak sama napisała – Chcę być wolna – nie tylko fizycznie, ale w każdy inny sposób. Chcę mieć wolność, która pozwoli zdefiniować, kim naprawdę jestem… W nowojorskim Williamsburgu, gdzie chasydzi satmarscy znaleźli miejsce na stworzenie kahału (wspólnoty), by powrócić do cudem uratowanej spuścizny z Holokaustu, odkupić winy za asymilację i syjonizm (tak uważali!) oraz zrekompensować śmierć licznych ofiar zagłady i na nowo pomnożyć swoje szeregi, nie było miejsca dla kobiety, która bardziej kochała niezależność. Wśród chasydów nie było miejsca na indywidualizm. Każde osobne życie było podporządkowane dobru społecznemu, a jednostka – społeczeństwu, które z kolei kierowało się prawami zawartymi w Torze.

   Opowieść autorki odebrałam na dwóch poziomach.

   Pierwszym – osobistym, w którym uzasadniała swoje odejście. Od czasów dzieciństwa do zerwania kontaktów z rodziną i wspólnotą podkreślała to, co jej nie odpowiadało. Co było powodem wyboru odcięcia się. Przeszkodą w samorozwoju, w dążeniu do niezależności, w hamowaniu chęci do brania losu w swoje ręce, do samostanowienia, samodzielnych wyborów i decyzji. Do bycia kobietą, która dokonuje cudów własnymi rękami, nie czekając, aż Bóg się tym zajmie. Jak przekonywała – Pożądam władzy, ale nie po to, by dyrygować innymi: chce być panią samej siebie. Jej uśmiech widoczny na zdjęciach, które otwierały w książce kolejny rozdział jej życia, krył to, czego nie było, do wydania wspomnień, widać.

   Przyznawałam jej rację.

   Chociaż tylko częściowo. To prawda, że jej życie z taką osobowością i postawą było traumatyczne i okupione zestawem chorób psychosomatycznych. W tym pochwicą jako skutek odkrycia u siebie pochwy i macicy wieku siedemnastu lat tuż przed zamążpójściem! Jednak autorka nie zmusiła mnie do negatywnej oceny chasydów. Trafiłam po prostu na jedną z tych opowieści rozliczających się z przeszłością, w której bohaterki nie odnajdywały się. Podobną historię poznałam w Córce Rabina Revy Mann. Pojawiają się jednak wśród nich również i takie, w których kobiety dobrowolnie wchodzą w świat chasydów, odnajdując wśród nich swoje miejsce i tożsamość tak, jak Rama Burshtein. Reżyserka, która nakręciła o tym film Wypełnić pustkę. Dlatego ważniejszą informacją tych wspomnień był dla mnie przekaz drugi – kulturowy.

   Fascynujący, niezwykły i wyjątkowy świat chasydów!

   Tak odmienne tło społeczne, obyczajowe i religijne wspólnoty, do której trudno wejść, a tym samym poznać z różnych stron. W tym od strony bardzo intymnej, jakim jest wychowanie seksualne i pożycie małżeńskie. Autorka zaprosiła mnie nawet do sypialni i do ginekologa! Pozwoliła mi na bezpieczne przekroczenie nieprzekraczalnego progu dla gojki. Pokazała, wbrew pozorom, zalety życia we wspólnocie. Kiedy ona widziała wady, ja dostrzegałam zalety. Cechy, których tak brakuje zindywidualizowanym społeczeństwom. To przede wszystkim zwyczaje, zachowania, obyczaje i tradycja budujące solidarność i więź międzyludzką silnie powiązane z wiarą w każdej dziedzinie życia. Bóg u chasydów jest najważniejszy i jest wszędzie! Nie w słowie, ale w czynach. Nawet w tańcu, który szczegółowo opisywała autorka, a ja zobaczyłam jego porywającą radość na stronie Forumemjot dla Polski. To także troska o siebie nawzajem od narodzin do śmierci. To również życie z dala od cywilizacji bez książek i czasopism w innym języku niż hebrajski lub jidysz, telewizji, radia i filmów w samym jej sercu – Nowym Jorku. A przede wszystkim spełnianie się w bogobojności, by sprostać przyjętej nazwie – chasyd czyli pobożny, bogobojny, czysty. To świat unikalny, odmienny, niemalże jak relikt z przeszłości, który żyje na przekór diametralnie odmiennemu otoczeniu!

   Świat, który wzbudza we mnie przede wszystkim szacunek.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Polecam!

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *