Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Równoleżnik zero – Olgierd Budrewicz

21 marca 2019

Równoleżnik zero – Olgierd Budrewicz
Wydawnictwo Naukowe PWN , 2010 , 230 stron
Seria Odkrywanie Świata
Literatura polska

Lecąc samolotem z Mombasy do Dar es Salaam, zauważyłam w dłoniach jednego z pasażerów Heban Ryszarda Kapuścińskiego w wydaniu obcojęzycznym, sądząc po braku polskich znaków diakrytycznych w nazwisku. Poczułam dumę, tym uczuciem patriotyzmu pojawiającym się na obczyźnie. Chciało mi się krzyczeć, że to mój rodak i że ja również przed podróżą na afrykański kontynent jestem świeżo po jej lekturze. Wówczas, w moim odczuciu, byłam solidnie do wyjazdu przygotowana.
Z perspektywy czasu wiem, że opieranie wiedzy tylko na najnowszej literaturze podróżniczej, przewodnikowej czy reporterskiej było błędem. To tak, jakbym chciała cudzoziemcowi wytłumaczyć zjawisko polskiej fantazji ułańskiej, polecając książkę Co z tą Polską? Tomasza Lisa. Teraz już wiem, że aby spróbować zrozumieć (podobno do końca nie można nigdy – to opinia obcokrajowców mieszkających tam od kilkunastu i więcej lat) obcą kulturę i ludzi ją tworzących, diametralnie różniącą się od tej, w której wyrosłam, muszę sięgnąć również po tytuły wydane dziesięć, trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt lat temu. Zwłaszcza, że wydawnictwa wznawiają pierwsze wydania książek podróżniczych i nie muszę poszukiwać ich w bibliotekach ze skutkiem trudnym do przewidzenia. Niedawno czytałam Wyprawę do Chiwy Fredericka Burnaby’ego w serii Podróże Retro, a teraz otrzymałam wznowienie książki wydanej po raz pierwszy w latach sześćdziesiątych w nowej serii:

 

 

I co ważne, książka pomimo upływu kilkudziesięciu lat, poza opisami sytuacji polityczno-gospodarczej, zachowała wiele nadal aktualnych informacji. Zwłaszcza tych z zakresu ludzkiej mentalności, która transformacjom poddaje się najwolniej. Autor zanim wprowadził mnie w świat dwóch krajów kongijskich (dawniej Brazzaville i Leopoldville) oraz Rwandy i Burundi, których położenie geograficzne na mapie umieszczono, dla mojej wygody orientacji, na wyklejce:

 

 

przestrzegł – Książki podróżnicze z tak zwanych krajów egzotycznych kłamią często nie dlatego, że podają rzeczy nieprawdziwe, lecz że koncentrują na swych kartach fakty i obrazy sensacyjne, kolorowe, atrakcyjne, podczas gdy codzienność tych rejonów świata wywatowana jest monotonią, nudą, pustką, niejako jedną i tą samą melodią. Nakazał wyrzucić europejski pryzmat postrzegania, pozbyć się „matowej szyby cywilizacji” i przyjąć afrykańską miarę rzeczy i problemów. Od siebie dodałabym wykreślenie ze słownika pojęcia „dziwny”, świadczący tylko o niedoinformowaniu oceniającego i zastąpienie go słowami: inny, specyficzny, charakterystyczny.
Tak wyposażona weszłam w przeszłość, której echa i następstwa ówczesnej polityki, obserwuję do dzisiaj w doniesieniach informacyjnych. Nadal trwają walki plemienne między Hutu i Tutsi. Nadal korupcja i łapownictwo, mające swoje źródło w tradycji Afrykańczyków, o których czytałam w tegorocznym wydaniu angolańskiej powieści Tajny agent Jaime Bunda, są klęską kraju, kłodą na drodze jego stabilizacji i rozwoju. Nadal trwa współzawodnictwo o wpływy. Dawniej ideologiczne między blokami państw komunistycznych i kapitalistycznych, a teraz o bogate i rzadkie zasoby naturalne między najzamożniejszymi i wpływowymi państwami świata. I nadal (na szczęście) płynie rzeka Kongo wśród kongijskiej dżungli, której szlak, a właściwie jej dopływ tak sugestywnie opisał Joseph Conrad, a potem, łowiąc krokodyle, pokonał autor (słowo przepłynął zupełnie nie pasuje) takim oto statkiem:

 

 

Również nadal rośnie dżungla. W zakresie witalności istnienia jest niezmienna, a opisy pokonywania potęgi jej natury czy to w Jądrze ciemności, czy w Równoleżniku zero, czy we współczesnych opowieściach podróżniczych Wojciecha Cejrowskiego, nie różnią się niczym. Tropikalna dżungla nadal jest ponura, upalna, wilgotna, śmierdząca, swędząca, podszyta lękiem, a słowa, które odczytujecie w tej chwili są mokre od deszczu, pary i potu, a czasami od łez kresu wytrzymałości porywających się z maczetą na to zielone piekło.
To co zmieniło się na pewno, to ludzie. Nie ma już takich postaci jak Paul Dussand, który połowę życia poświecił Pigmejom zwanych również Babingami mówiąc: Szkoda, że jestem już za stary i nie mogę cywilizowanym dzikusom pokazać, jak wyglądają i żyją niecywilizowani kulturalni ludzie, a z którymi autor uwiecznił się na poniższej fotografii:

 

 

Nie ma również pasjonata Amerykanina Tony’ego, który mówił: mam już dwadzieścia trzy lata, szkoda czasu na życie w kraju, w którym wszystko jest ogłoszeniem. Ciekawe jak dzisiaj oceniłby USA XXI wieku? Nie ma Polaka Stanisława Hempla, któremu swoje wspomnienia zadedykował autor.

 

 

Wielkiego myśliwego z zamiłowania, który do życia wybrał najbardziej dziką część kontynentu, o zabójczym klimacie, przyjmując go takim, jakim on jest naprawdę, z całym jego prymitywizmem, okrucieństwem i surowością. I wielu, wielu innych zauroczonych Afryką, jej kulturą, ludźmi, a nie korzyściami materialnymi, w której życie wybrali świadomie, działając dla jej dobra. Zapisanych w pamięci już tylko na kartach takich właśnie książek jak ta.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *