Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Opowieść o Darwinie – Irving Stone

21 marca 2019

Opowieść o Darwinie – Irving Stone
Przełożyła Hanna Pawlikowska-Gannon
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza , 2011 , 718 stron
Literatura amerykańska

Gdybym nie wiedziała, że autor tej powieści nie był rówieśnikiem Karola Darwina i nie żył w jego czasach, to pomyślałabym, że towarzyszył bohaterowi tej powieści biograficznej od narodzin w rodowej posiadłości The Mount do śmierci w domu rodzinnym w Down House, w roli dyskretnego obserwatora, który mógłby śmiało zakończyć ją niczym baśń – tam byłem, miód i wino piłem, a co widziałem wam opowiedziałem.
Na ponad siedmiuset stronach!
Dlatego nastawiłam się na bardzo długą opowieść, ale że będzie to historia pełna skrajnych emocji, sprzecznych uczuć, niebezpiecznej pasji, silnych namiętności, momentów grozy, napięć niepewności, wyczerpujących zmagań z ludzkimi słabościami i z bezsilnością wobec granic technicznych możliwości narzędzi pracy, nigdy bym nie przypuszczała. Dodam, emocji bezpośrednio przelewanych na mnie.
A wszystko to było udziałem skromnego, niepewnego własnej wartości, poziomu swojej wiedzy i wykształcenia (przynajmniej na początku kariery), a potem niedowierzającego w swoje osiągnięcia, nieliczącego wielości zaszczytów, nagród i tytułów, Karola Darwina, twórcy myśli o ewolucjonizmie. Autora nowego spojrzenia na pochodzenie gatunków, które do dnia dzisiejszego dzieli ludzkość na dwa, przeciwne, zwalczające się obozy, mimo że na przykład Kościół katolicki oficjalnie uznał już teorię ewolucji.
Ale zanim do tego doszło Karol Darwin był młodym, poszukującym własnej drogi życia, dwudziestodwuletnim, początkującym geologiem, planującym objęcie prebendy na angielskiej prowincji, gdyby nie przypadek, który zadecydował o jego dalszym życiu, zmieniającym całkowicie przyszłość – propozycja podróży. Wyprawa dookoła świata na Hydrograficznym Jego Brytyjskiej Mości statku „Beagle” w roli naturalisty, którą przyjął z ogromną radością. Podróż tę, opisaną w pierwszej części książki, mogłam śledzić również na współczesnej Karolowi Darwinowi mapie z zaznaczoną trasą przebiegu, umieszczoną na wyklejce:

 

 

Pięcioletnią, niezwykle intensywną w doznania emocjonalne i odkrycia naukowe oraz obfitą w zdobyczne egzemplarze zwierząt, skał i roślin, w trakcie której zrozumiał, że zostawił bezpowrotnie swoją nieukierunkowaną młodość i stał się mężczyzną nie stopniowo, tylko nagle, z wykrystalizowanymi planami na przyszłość i zapoczątkowaną myślą będącą od tej pory jego radością i przekleństwem, a on jej niewolnikiem. Myśl o transmutacji gatunków, nad której rozwojem i badaniami naukowymi ją potwierdzającymi pracował po powrocie do Anglii przez następne 20 lat, zanim ubrał ją w słowa i wydał w formie książki pod tytułem O powstawaniu gatunków. I o tej walce człowieka ogarniętego pasją nauki, gorączką zdobywania wiedzy, zmaganiach z możliwościami fizycznymi ludzkiego organizmu, z ograniczeniami dostępu do informacji, z granicami możliwości technicznych metodyki badań, z zazdrością i złośliwością naukowców o osiągnięcia innych, z przeciwnikami jego teorii, jest druga część tej książki.
Całość tworzy obraz człowieka, którego, wbrew jego woli, wybrał los?, Bóg?, przypadek?, łut szczęścia? natura? do przekazania ludzkości myśli naukowej niczym objawienie wiernym przez proroka, z wszystkimi przynależnymi cechami procesu tego zjawiska. Począwszy od skromnego, nieśmiałego wybrańca. Człowieka uległego zarówno wobec autorytetów naukowych, którego przerażała myśl przeciwstawienia się ówczesnemu, niezmiennemu porządkowi ustanowionemu przez Boga i ludzi, jak i wobec ojca, dla którego gotów był zrezygnować z marzeń, powołania, podróży. Poprzez początkowe odsuwanie od siebie zdobytej wiedzy (na prośbę wierzącej żony), potem ukrywanie jej, planowanie publikacji pośmiertnie, by za namową przyjaciół wyjawić ją światu za życia, przypłacając to zdrowiem fizycznym i załamaniami psychicznymi. Na ogromie ciężaru, nałożonego na jego spolegliwą, uległą, szczerą osobowość dobrego człowieka, skończywszy, a który zdołał udźwignąć jedynie dzięki grupie oddanych, wiernych przyjaciół i rodzinie. Przede wszystkim żonie, Emmie Wedgwood, z którą tworzył wzorowe małżeństwo, oparte nie tylko na miłości, ale i lojalności, wyrozumiałości i przyjaźni. Był przykładem naukowca, szczęśliwego męża i ojca, z którym można było żyć na co dzień, wychować siedmioro dzieci, zadając kłam wizerunkowi szalonego, o aspołecznych cechach osobowości samotnika.
Ale ta obszerna opowieść biograficzna to nie tylko historia życia jednego człowieka i jego rodziny. To również szkic literacki o epoce, w której przyszło żyć niezwykłemu uczonemu. Autor dokładnie opisał tło społeczne, polityczne i gospodarcze ówczesnej Wielkiej Brytanii. Wiernie ukazał środowisko naukowców przez pryzmat ludzkich emocji, kierujących się również zawiścią i zazdrością w dążeniu do sukcesu, stan nauki i czynniki procesu jej rozwoju, świat kultury, poziom życia warstw społecznych, bezradność medycyny wobec wielu, współcześnie wyleczalnych chorób czy burzliwą politykę mającą wpływ na losy kształtującego się świata na geopolitycznej mapie. A wszystko to bardzo szczegółowo, wręcz pedantycznie drobiazgowo z podawaniem tytułów książek jakie czytano w XIX wieku, wystawianych sztuk teatralnych i operowych, z opisem ubiorów, wyposażeniem wnętrz budynków, mieszkań jak i statku, z wyliczaniem potraw pojawiających się na stole w domu i w podróży czy stylem życia zarówno na wsi, jak i w mieście. Ale to, co mnie najbardziej poruszyło, to umiejętność operowania słowem przelewającym na mnie emocje towarzyszące Karolowi Darwinowi – strach i ciekawość przed wypłynięciem w podróż statkiem, gorączka poznawania wszystkiego co nowe, irytacja wymuszoną, choćby nawet chwilową bezczynnością, bezgraniczna radość na widok wyczekiwanych listów od rodziny, które czytałam z nie mniejszą ekscytacja niż Karol, a potem ta niepewność własnych poglądów, lęk przed atakiem złości i nienawiści ze strony wierzących i duchownych i ta wszechogarniająca, obezwładniająca, zniewalająca pasja szukania odpowiedzi, wkraczania na bezkresne obszary, dziewiczych, niezbadanych jeszcze terenów wiedzy i stale poganiający przymus pracy, działania, badania, poznania, wyjaśniania przypuszczeń, domniemań, domysłów i hipotez do utraty poczucia czasu, miejsca i świadomości istnienia. Stąd to moje wcześniejsze skojarzenie i porównanie do męki proroczych objawień, w tym przypadku naukowych. Ten sam ciężar dźwiganego brzemienia wiedzy, te same skrajne, rozszarpujące serce i umysł emocje, tyle samo wątpliwości w sens słuszności obranej drogi i tyle samo zjadliwości w przeciwnikach atakujących publikowaną wiedzę. A przecież Karol Darwin nigdy nie zaprzeczył istnieniu Boga, stał się z czasem jedynie agnostykiem i nigdy też nie twierdził, że człowiek pochodzi od małpy, chociaż ten pogląd pokutuje wśród ludzi do dnia dzisiejszego. Nic dziwnego, że większość wielkich uczonych doceniana jest dopiero po śmierci.
Osiągnięcia Karola Darwin, bardzo liczne i nie ograniczone tylko do idei ewolucjonizmu, zostały na szczęście uznane jeszcze za jego życia, ale rozpoczęte spory, wbrew pozorom i upływowi lat, są nadal kontynuowane. Jego następcy rozwijający teorię ewolucjonizmu, jak chociażby Richard Dawkins w czytanym przeze mnie Najwspanialszym widowisku świata, nadal nie mają lekko.
Walka trwa nadal!

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Biografie powieść bograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *