Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Moja siostra mieszka na kominku – Annabel Pitcher

21 marca 2019

Moja siostra mieszka na kominku – Annabel Pitcher
Przełożyła Donata Olejnik
Wydawnictwo Papierowy Księżyc , 2013 , 286 stron
Literatura angielska

Tytuł jest zarazem pierwszym zdaniem tej wzruszającej (chociaż to zbyt letnie określenie do przeżytych emocji) opowieści dziesięcioletniego Jamie’go. Drobnego, piegowatego rudzielca (jego wygląd, pochodzenie i wyznanie ma znaczenie w tej historii), który pięć lat wcześniej stracił jedną z sióstr bliźniaczek – Rose. Przez te pięć lat czas nie uleczył ran, jak zapewniali dorośli. Wręcz przeciwnie. Mama porzuciła rodzinę, mówiąc, że więcej tego nie wytrzyma i odchodząc do innego mężczyzny. Ojciec popadł w beznadziejną rozpacz za ukochaną, coraz bardziej idealizowaną córeczką, topiąc smutek i żal w alkoholu, całkowicie zapominając o dzieciach żyjących. Jasmine, mając dość kultu zmarłej, zmieniła diametralnie wygląd, odcinając się fizycznie od dotychczasowego wizerunku przypominającego bliźniaczkę.
A Jamie…
No, cóż. Jamie nie pamiętał swojej tragicznie zmarłej siostry. Nie był z nią na tyle związany emocjonalnie, by przeżywać żałobę wraz z pozostałymi. By zrozumieć lub empatycznie poczuć ich rozpacz. Dla niego zmarła Rose, a właściwie to, co z niej zostało po kremacji w urnie, stała się przyczyną nagłych, burzliwych zmian w rodzinie. Niestety, na gorsze. Nie pomogła nawet przeprowadzka z Londynu do małej miejscowości, bo urna pojechała wraz z nimi i w nowym mieszkaniu, zajęła centralne miejsce w salonie. Na kominku. Stając się martwym, ale jakby żywym członkiem rodziny, z którym liczył się ojciec, o którym pamiętał lepiej niż o żywych, a nawet nosił jedzenie, mimo że był martwy.
Jamie tego nie pojmował!
Nie rozumiał decyzji mamy i zachowania ojca, który nie potrafił definitywnie pożegnać się z Rose, chociaż kilkakrotnie próbował rozsypać jej prochy. Bezskutecznie. To chłodne, a przez to bardzo krytyczne podejście do otaczającego go świata, zachowania dorosłych i spotykających go sytuacji, ubrane w wydawałoby się prostolinijne i logiczne komentarze z punktu widzenia niewiele rozumiejącego z tego chłopca, początkowo wywołały na mojej twarzy permanentny uśmiech. Momentami przechodzący w głośny śmiech. Ale z czasem, ze zwiększającą się ilością informacji o samej tragedii i katastrofalnym funkcjonowaniu chłopca w szkole i w rodzinie, w komizm sytuacyjny i słowny zaczął powoli wkradać się smutek. Ze strony na stronę coraz większy i coraz trudniejszy do udźwignięcia przeze mnie. Jamie jeszcze sobie dawał radę, bo ratowała go nieświadomość jego beznadziejnego położenia. Zdałam sobie sprawę, że to, co widział i relacjonował mi w tak zabawny sposób dziesięciolatek, dla niego nie było wesołym czy śmiesznym, ale normalnym. Ta normalność dużo później wydała mu się jednak podejrzana, kiedy odrzucił nadzieję na powrót do tego, co było wcześniej i zobaczył obiektywną prawdę swojego położenia. Pomagała mu w tym siostra Jasmin i rówieśniczka z klasy – Sunya, z uporem twierdząca, że są tacy sami, chociaż byli różni. Ale tym, co różniło ich najbardziej było wyznanie.
Sonya była muzułmanką i nosiła hidżab.
A przecież tata nienawidził muzułmanów. Wygłaszał o nich jednoznaczną opinię – Muzułmanie zatruwają nasz kraj jak paskudna choroba, a każdy z nich to terrorysta budujący bombę w łazience albo ukrywający ją w turbanie. A największą ich wadą było to, że zabili mu córkę w zamachu. To dlatego rodzącą się przyjaźń chłopiec musiał ukrywać przed ojcem, a tragedię rodziny przed rówieśnikami. Żył w poszatkowanym przez uprzedzenia dorosłych świecie, próbując na swój dziecięcy sposób zrozumieć i złożyć mimo wszystko w jeden. Pomagał mu w tym własny krytycyzm oraz powiększająca się rozbieżność między postępowaniem i teorią ojca a obserwowaną rzeczywistością. To odkrywanie prawdy, na początku pełne humoru i komizmu, wypieranie marzeń przez bolesne fakty, słodkich życzeń i pragnień przez brutalny realizm, zamienianie złudnych kłamstw na przytłaczającą rzeczywistość, wyczerpywała nie tylko Jamie’ego.
Mnie również.
Oboje balansowaliśmy między słodką nadzieją a cierpieniem chwili, między bezinteresowną miłością a nienawiścią, między lojalnością wobec rodziny i jej bólu a sympatią do jej „wroga”, między empatią a nieświadomością uczuć, między zrozumieniem a niewiedzą, śmiejąc się, smucąc i płacząc niestety też.
To bardzo ważna książka nie tylko dla młodzieży, ale również dla dorosłych. Jej czytelnikiem może być każdy, bez względu na wiek. Dla mnie pierwsza skierowana do młodszego pokolenia, która poprzez fikcję literacką, tłumaczy współczesny, skomplikowany politycznie i wyznaniowo świat, walcząc przede wszystkim z ludzką skłonnością do generalizacji i powielania uprzedzeń. Ukazuje tragedię, która mogła mieć miejsce i która prawdopodobnie ma swoje odbicie w realnym życiu, a co najgorsze, może się powielić jeszcze nieraz, zarówno od strony poszkodowanych, jak i cierpiących skutki generalizacji i stereotypów. Likwiduje wszystkie podziały wśród społeczeństw, zostawiając tylko jeden – na ludzi dobrych i złych. I nie bez powodu bohaterami czyni dzieci. To w nich nadzieja na przerwanie zaklętego kręgu nienawiści, która zaciemnia rozum.
Nie zdradzę, jak zakończył opowieść Jamie. Wystarczy, że ja zamknęłam książkę ze ściśniętym boleśnie gardłem, chociaż z uśmiechem na twarzy. Bo taka właśnie jest ta historia.
Uśmiechnięta przez łzy!

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 A tutaj obejrzałam angielski trailer książki. Nie dajcie się zwieść temu beztroskiemu wprowadzeniu!

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Dla młodzieży

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *