Listy do młodego pisarza – Mario Vargas Llosa
Przełożyła Marta Szafrańska-Brandt
Wydawnictwo Znak , 2012 , 125 strony
Literatura peruwiańska
Nigdy nie chciałam i nadal nie chcę zostać pisarzem, więc nie zmartwiłam się pierwszymi słowami autora w tej książce, że nie jest to podręcznik sztuki literackiej – jej prawdziwi pisarze uczą się sami, bo nikt nikomu nie wytłumaczy, jak się tworzy dzieło – co najwyżej pomoże zdobyć umiejętność pisania i czytania. Natomiast zawsze, odkąd pamiętam, chciałam być dobrym czytelnikiem. Miałam tylko problem z określeniem zawartości i granic tego pojęcia. No bo, co to właściwe znaczy być dobrym w odbiorze tego, co napiszą inni? W przeciwieństwie do piszących, poradników dla czytelnika, o ile mi wiadomo, nikt jeszcze nie napisał. Świat przyjął powszechny standard, że czytelnikiem się jest lub nie. Mało kto zastanawia się nad tym (udało mi się wysłuchać tylko jednej wypowiedzi na ten temat, nieżyjącego już krytyka literackiego), a tym bardziej nie rozpisuje się, JAKIM się jest tym odbiorcą. I nie mam tutaj na myśli profesjonalistów, jakimi są krytycy literaccy, ale całe rzesze odbiorców, dla których i z myślą o których pisarze tworzą, dla których dają się zjadać przez wewnętrznego solitera (właśnie takich zapomnianych słów używa autor) oraz mitycznego katoblepasa, tak sugestywnie przedstawionych zwierzęcych odpowiedników powołania i doświadczeń życiowych w pierwszych dwóch esejach, czyniących z pisarzy niemalże męczenników sztuki pisarskiej. Dlatego bardzo ucieszyło mnie jedno zdanie noblisty: Być może zapamiętałym czytelnikom powieści posłuży do czegoś wiedza, że za zmyślonymi przygodami, które ich poruszają, rozpalając wyobraźnię, kryje się nie tylko intuicja, fantazja, inwencja twórcza tudzież odrobina szaleństwa, ale także wytrwałość, dyscyplina, porządek, strategia, chwyty i przemilczenia, cała skomplikowana struktura budująca i utrzymująca w napięciu fikcję.
To były ożywcze słowa, kojące odwieczną tęsknotę mojej czytelniczej duszy za samookreśleniem się. Słowa, które mnie zauważyły.
Mnie, zwykłego, przeciętnego czytelnika.
Bo i może są to listy do pisarza, jak określił swoje dwanaście esejów autor, ale dla mnie było to bliskie spotkanie pisarza ze swoim czytelnikiem, ze mną, które zawsze rozpoczynał od ciepłego zwrotu – Drogi Przyjacielu. Każdego z nich słuchałam trochę jak wykładu, a trochę jak rozmowy (czasami domyślał się moich pytań, odpowiadając na nie), otwierających przede mną osobisty i intymny świat człowieka potrafiącego oczarować słowem. Pozwalający zajrzeć do swojego serca i sanktuarium powstawania jego powieści. Pomógł mi nie tylko nazwać to, co do tej pory określałam własnymi słowami, usystematyzować wiedzę na temat struktury powieści, której poświecił pięć esejów, zwrócić uwagę na stosowane przez pisarzy środki nadające siłę przekonywania (wiedza dostępna każdemu studentowi literaturoznawstwa i kierunków pokrewnych), ale przede wszystkim opowiedział mi o czynniku X (wiedza niedostępna na żadnej, nawet najbardziej prestiżowej uczelni). Tajemniczym składniku, który wymyka się rozumowi oraz nawet najbardziej sumiennej i trafnej krytyce literackiej. Nieuchwytnym czynniku spajającym całą strukturę powieści, nadając jej zniewalający czytelnika urok. O kluczu otwierającym poziom emocji niedostępny racjonalizmowi, w którym najistotniejszą rolę odgrywa intuicja, wrażliwość, domyślność, a nawet przypadek – wymykające się sieci, choćby o najbardziej gęstych okach, krytycznego badania. Na co przemądrzalcy wymyślają niezliczone określenia na określenie czegoś, co każdy czytelnik chwyta bez najmniejszego problemu.
I za te słowa jestem autorowi niezwykle wdzięczna. Za docenienie zwykłego, szarego, przeciętnego czytelnika. Ba! Za podkreślenie jego wyjątkowości emocjonalnej, która dzieła z poprawną strukturą powieści skazuje na zapomnienie (wystarczy wymienić chociażby wielu laureatów literackiej nagrody Nobla), a kiepskie warsztatowo powieści wstawia na półkę kultowych. Sam pisarz zresztą nie ukrywa własnych sympatii i antypatii literackich, nawet wobec tych znanych i uznanych przez krytykę literacką, wymieniając z nazwiska tych, których uważa za miernych twórców. Pozwoliło mi to zrozumieć na przykład fenomen bardzo krytykowanej sagi Zmierzch czy dychotomię odbioru twórczości Paulo Coelho i wysnuć jeden wniosek – każdy czytelnik ma swojego pisarza, a każdy pisarz swojego odbiorcę. Różnica w tych zależnościach jest tylko ilościowa, a ilość, w tym przypadku, nie świadczy o jakości. W literaturze nie obowiązują prawa demokracji i zasady statystki.
Słuchałam tego człowieka i czułam, jak cały dotychczasowy chaos zaczyna się powoli porządkować, nabierać sensu i określonego kształtu, który wyłaniał się w miarę czytania i wynotowywania najważniejszych haseł na skrawku papieru, który ostatecznie przybrał taką formę:
Te pozorne bazgroły są dla mnie bardzo, bardzo klarowne, a pod każdym słowem kryje się mnóstwo treści. Dobrze je zapamiętałam, bo wszystkie listy czytałam dwa razy, inne trzy, niektóre więcej, a przy pierwszym i ostatnim zgubiłam rachubę. I wiem, że będę do nich wracać, kiedy znowu się pogubię w czytelniczych doznaniach i rozterkach. Byłam taka dumna z tego naszkicowanego przeze mnie planu, odnoszącego się do merytorycznej warstwy esejów, dopóki nie przeczytałam pożegnalnego zdania – Drogi Przyjacielu, chcę Ci powiedzieć, żebyś zapomniał o wszystkim, co przeczytałeś w moich listach na temat formy powieściowej, i wreszcie zabrał się do pisania powieści. W moim przypadku „do czytania powieści”, w którym czynnik X jest najważniejszy, a moje merytoryczne notatki już mniej.
Ale nie posłucham się mojego mentora. Nie wyrzucę ich. Będę je trzymała na biurku wśród innych ważnych fiszek, by w chwilach zagubienia i zapomnienia, przypomnieć sobie, co jest najważniejsze podczas czytania powieści, czym się kierować wchodząc w ich wykreowaną rzeczywistość i jak potem porównywać je z innymi powieściami i ich odbiorem przez innych czytelników, pielęgnując w sobie bezcenny czynnik X.
To pozycja obowiązkowa dla:
– Pisarzy (pisanych dużą literą), którzy chcą zrozumieć istotę powołania i talentu,
– pisarzy, którzy chcą się dowiedzieć, dlaczego mała ilość wielbicieli nie świadczy o jakości ich twórczości,
– krytyków literackich ku pamięci, że „rozum i szkiełko” to nie wszystko,
– czytelników, którzy mogą nareszcie odpowiedzieć sobie na dwa nieśmiertelne pytania: Dlaczego opowieść mnie pochłonęła, chociaż była o niczym? oraz Jak nazywa się to coś, czego zabrakło mi w powieści?,
– blogera piszącego o książkach, który chce pisać zgodnie z własnym sumieniem, nie krzywdząc przy tym powieści i jej autora,
– studenta literaturoznawstwa i kierunków pokrewnych, żeby wiedzą nie oślepili duszy,
– wykładowców, żeby pokazać, że wykłady nie muszą być nudne,
– i wreszcie dla każdego, komu wydaje się, że pisanie, czytanie i pisanie o tymże czytaniu to tylko rozrywka.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2012
Dodaj komentarz