Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Dom tęsknot – Piotr Adamczyk

21 marca 2019

Dom tęsknot – Piotr Adamczyk
Wydawca Agora , 2014 , 511 stron
Seria Biblioteka Gazety Wyborczej
Literatura polska

Tęsknię…
Mogę tylko powtórzyć za głównym bohaterem Piotrem – Ściany naszej kamienicy zbudowane były z tęsknot. (…) Zrozumiałem, że teraz po prostu przyszła kolej na mnie. Przyszedł czas i na mnie, zatęsknić za światem ukrytym między okładkami tej książki. Za dozorcą Smokiem z parteru zionącym ogniem, Wiecznie Potępioną żyjącą ze słabości mężczyzn do jej ponętnych kształtów, panną Julianną wyczekującą powrotu narzeczonego z wojny, siostrą Immakulatą zbiegłą z zakonu, ale nadal noszącą habit, doktorem Szorstkim przeprowadzającym podejrzane eksperymenty w piwnicy, panem Henryczkiem żyjącym z przemian światopoglądowych państwa, panią Emanuelą haftującą i prującą napisy na sztandarach w zależności od słuszności polityki państwa, panem Teofilem podkochującym się w pannie Juliannie, Rozalką przywożącą z każdej pielgrzymki święty obraz, a nawet za Money Lizą odpłatnie pokazującą swoje wdzięki chętnym chłopcom.
Jak to możliwe, zatęsknić za cudzymi wspomnieniami?
Jaki wyjątkowy dar opowieści i przekazu emocji trzeba mieć, by tę tęsknotę wzbudzić we mnie? Pozostawić na tyle głęboko i tak silną, by zacząć sobie przypominać własną przeszłość z czasów dorastania i dojrzewania. Doszukiwać się wspólnych lub podobnych doświadczeń, i najciekawsze, spojrzeć za siebie oczami głównego bohatera. Ale zanim ten woal nostalgii otulił moje serce, zanim pożegnałam się ze światem minionym i z jego bohaterami, musiałam przeżyć historię mieszkańców wrocławskiej kamienicy opowiedziany przez kilkuletniego chłopca, potem nastolatka, następnie studenta i w końcu dojrzałego mężczyzny. Na każdym etapie opowieść niby była ta sama, bo miejsce akcji i jej bohaterowie byli niezmienni, a jednak inna. Wynikała ona ze zmienności Piotra – dorastającego i dojrzewającego. A tym samym ze stopnia rozumienia przez niego trudnych, niebezpiecznych i bolesnych problemów świata dorosłych.
Najpierw przez chłopca w wieku szkolnym, który, opisując codzienne życie mieszkańców kamienicy, do której wprowadzili się tuż po wojnie, ich wzajemne, formalne i nieformalne stosunki i układy, sposób życia i przeszłość determinującą ich zachowania, postawy i reakcje, widzi to wszystko poprzez pryzmat przygody i wielkiej tajemnicy do wytropienia. Każdy coś ukrywa, knuje, kolaboruje, kręci, a sam dom jest pełen skarbów do odkrycia w ścianach, oknach, a nawet w przedmiotach pozostawionych przez poprzednich lokatorów i właścicieli – niemiecką rodzinę Freytagów. Tłumaczenie świata dorosłych i jego trudnych spraw z polityką w tle, w których potrzeba denazyfikacji ze strony ojca Polaka mocno ścierała się z jej brakiem ze strony matki Niemki, swoim dziecięcym rozumem, budowało obraz uproszczony lub nadinterpretowany, a przez to pełen humoru, komicznych sytuacji i genialnych dialogów, które kończyłam czytać z głośnym śmiechem. To najpogodniejsza, najbardziej humorystyczna część opowieści, przy której po prostu dobrze się bawiłam razem z Piotrusiem. Chłopcem, który jednak dorastał i zaczynał powoli rozumieć więcej, niż dorosłym wydawałoby się, a przez to dostrzegać sytuacje i wydarzenia bardziej krytycznie. Świat polityki, który do tej pory istniał w tle, i o którym główny bohater myślał, że to bardzo szkodliwa rzecz godna zakazania, zaczął wysuwać się na plan pierwszy.
Bo tak naprawdę to opowieść o nas.
O Polakach zaplątanych w wir wojny i wyrzuconych przed bramę jednej kamienicy, zmuszonych do egzystencji pod wspólnym dachem, utrudnionej dziedzictwem przeszłości materialnej i niematerialnej swoich poprzedników. Tych ze wschodu, tych z zachodu, autochtonów, Żydów, Polaków, Niemców, komunistów, żołnierzy AK, inteligencji i chłopów. To również próba innego spojrzenia na tych, którzy nie wyjechali do Niemiec. Autochtonów zostających w miejscu ich urodzenia. Walczących z piętnem Niemca-nazisty i z uporem powtarzających, że są stąd, z Wrocławia. To również próba opowiedzenia fenomenu bezkrytycznej wiary i jej bolesnej utraty w Hitlera od strony jednostki, konkretnego człowieka. To tutaj mogłam zrozumieć, dlaczego Holocaust był możliwy.
Ale to także opowieść o miłości.
Takiej na całe życie. Tej jedynej, która podobno zdarza się raz w życiu, bo reszta to zauroczenia. Takiej trwającej od dzieciństwa do śmierci, bez względu na stopień jej skomplikowania. Pięknej nie tylko dlatego, że byłam świadkiem jej narodzin, delikatnego rozwoju, pierwszych doświadczeń erotycznych, porażek i zawodu, ale i powolnego zakorzeniania się w sferze psychicznej. Takiej przebaczającej wszystko. Wyznaczającej miejsce na Ziemi, której istotę tak pięknie ujął Piotr – Moje miejsce na ziemi nie ma stałych współrzędnych geograficznych, przesuwa się wraz z tobą i leży dokładnie między twoim lewym ramieniem i uchem. O miłości, która jako jedyna posiada cudowną moc burzenia murów między ludźmi. Tych rzeczywistych, dosłownych, budowanych z cegły i tych abstrakcyjnych, na fundamencie uprzedzeń i podziałów światopoglądowych czy narodowościowych.
Bo ostatecznie to powieść o budowaniu nowej kultury współistnienia na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych na bazie tych wyniesionych z domu rodzinnego. Sukces zależy od tego, czego użyjemy do budowy. Tego, co w nas najlepsze, czy tego, co w nas najgorsze.

Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2014 roku.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

A tak rekomenduje swoją książkę autor. Nie dajcie się zwieść tej miłości. Tak naprawdę to wielowątkowa i wielopłaszczyznowa powieść, w której miłość, choć ważna, jest jedną z wielu historii. Do 14 listopada można jej posłuchać na antenie Polskiego Radia Jedynka

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *