Dla indiańskiego plemienia Osagów nastał czas krwawego księżyca, który zabijał kwiaty.
Ta piękna i jednocześnie przerażająca metafora ich ludu odnosiła się do okresu działania nieznanego zabójcy, który ściągnął czarne chmury na ziemie Osagów i zmienił rozległe tereny, które każde inne indiańskie plemię uznałoby z zazdrością za raj, w Golgotę, wzgórze usiane ludzkimi czaszkami. Raj dla biznesmenów, którzy skaliste, ale największe roponośne ziemie w Stanach Zjednoczonych, chcieli spieniężyć za wszelką cenę. Również cenę ludzkiego życia. Raj i piekło zarazem dla Indian, którzy dzięki naturalnym złożom, stali się najbogatszymi i jednocześnie najnieszczęśliwszymi ludźmi świata w 20. latach XX wieku. Kość w gardle ludzi białych, którzy postulowali – Indianie z plemienia Osagów są już tak bogaci, że coś trzeba z tym zrobić. I „coś” zrobili, bo w tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach zaczęli systematycznie ginąć członkowie plemienia, a w prasie pojawiły się alarmujące nagłówki – Spisek na życie bogatych Indian.
Temu zjawisku drobiazgowo przyjrzał się autor.
Swoje dziennikarskie śledztwo rozpoczął od losów rodziny Mollie Burkhart, której po kolei umierali najbliżsi – zabita siostra Anna, otrute siostra Minnie i matka. Jej życie również było zagrożone, mimo że jej mąż był białym mężczyzną. By potem przejść do kolejnych dwóch modułów historii widzianych z perspektywy śledczego i własnej, czyli dziennikarza.
Z czasem okazało się, że Osagowie nie byli jedynymi ofiarami spisku.
Ginęły również osoby proszone o pomoc w wykryciu sprawcy zabójstw i niewygodni świadkowie. Oficjalna liczba zmarłych sięgnęła dwudziestu czterech członków plemienia i osób im pomagających – strzelano na łące i gdy siedzieli w samochodzie, innych truto, a nawet wysadzano w powietrze, kiedy spali w domu.
To sprawiło, że morderstwami zajął się rząd.
Dokładnie agent Tom White z ramienia Biura Śledczego w Waszyngtonie, które z czasem przekształciło się w znane obecnie FBI. To ciekawie poprowadzony wątek historii tego departamentu, ponieważ do tej pory w dużej mierze to zwykli obywatele zajmowali się śledztwami kryminalnymi i utrzymaniem porządku publicznego.
To między innymi ten czynnik umożliwiał zacieranie śladów przestępstwa.
W swoim śledztwie autor w dochodzeniu do prawdy posunął się dalej, ukazując kontekst zabójstw nazywany potocznie „indiańskim interesem”, wskazując na jego kryminogenne elementy, czyli drakońskie prawo ograniczające sposób wydawania własnych pieniędzy przez Indian oraz okradanie ich przez opiekunów i administratorów ich majątków, a także ich status prawny jako ludzi, których można było zabić bez konsekwencji. Ewentualnie być posądzonym jedynie o znęcanie się nad zwierzęciem. To dlatego dochodziło również do innych zbrodni – zbrodni, których nie ujęto w oficjalnych statystykach i nie sklasyfikowano jako morderstwa.
Takie podejście autora pozwoliło na ukazanie sprawy jako terroru białych wobec rdzennej ludności.
Okazało się bowiem, że morderstwa Osagów nie były rezultatem spisku kierowanego przez jednego człowieka. W procederze „indiańskiego interesu” brali udział lekarze fałszujący akty zgonów, adwokaci ułatwiający i ukrywający proceder, bankierzy czerpiący zyski z nielegalnych transakcji, opiekunowie i administratorzy majątków okradających swoich podopiecznych, skorumpowany burmistrz miasteczka oraz niezliczeni stróże prawa, prokuratorzy i sędziowie, bez skrupułów przyjmujący splamione krwią pieniądze.
Większość białej elity hrabstwa.
Ludzi, którzy nie mogli znieść myśli, że Indianie zamiast przymierać głodem… cieszą się bogactwem. „Elity”, która przekroczyła linię wskazaną proroczo przez jednego z dziennikarzy na początku śledztwa – Lament nad »biednymi Indianami« może z łatwością przemienić się w nienawiść do »bogatych czerwonoskórych«.
Autor ten proces przemiany rzetelnie ukazał.
Oparł się w swoim dziennikarskim śledztwie głównie na materiałach dotychczas niepublikowanych – dokumentach FBI, tajnych zeznaniach przysięgłych i informatorów, korespondencji, pamiętnikach, przekazach ustnych, rozmowach z członkami rodzin, notatkach służbowych, telegramach, zdjęciach z miejsc zbrodni, artykułach z gazet, publikacjach poświęconych plemieniu Osagów oraz wielu innych. Treść reportażu zilustrował licznymi zdjęciami z ówczesnego okresu. Wszystko to umieścił w bibliografii, indeksach i przypisach na końcu książki.
W efekcie czytałam ten reportaż jak powieść sensacyjno-kryminalną z elementami horroru socjologiczno-psychologicznego, którego tytuł mógł brzmieć – O stosie kamieni, który okazał się wart miliony dolarów i wszyscy chcą dostać się tutaj i trochę zarobić po trupach Osagów.
I jeszcze jedno.
Nie zgadzam się z myślą, że Osagowie znaleźli się jednak na drodze ekonomicznego rozwoju świata. Takie uogólnienia gubią człowieka, który stanął na drodze po prostu ludziom skrajnie chciwym.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Czas krwawego księżyca: zabójstwa Osagów i narodziny FBI – David Grann, przełożył Piotr Grzegorzewski, Wydawnictwo W.A.B., 368 stron, literatura amerykańska.
Na podstawie książki Martin Scorsese nakręcił film pod tym samym tytułem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Dodaj komentarz