Jakie życie, oprócz zmarnowanego, może mieć dzieciak z domu dziecka?
To najbardziej porażająca smutkiem myśl wypowiedziana przez dziecko, jaką przeczytałam w tej historii dwojga rodzeństwa – siedmioletniego Zaka i dziewięcioletniej Iry. Wrażliwej i inteligentnej dziewczynki, a zarazem narratorki, która czuła się odpowiedzialna za młodszego brata, bo była dla niego jedyną osobą, której ufał. Nie mogła go zawieść, bo mieli tylko siebie, jedyne wspólne zdjęcie z dzieciństwa, żadnego dowodu na to, że kiedyś mieli rodzinę, żadnych marzeń, które mogłyby spaść i potłuc się oraz wiele przeprowadzek od rodziny zastępczej do kolejnej, do których trafiali z różnych powodów. To sprawiało, że rodzeństwo czuło się z tym coraz gorzej, by z czasem zrozumieć malejącą szansę na znalezienie rodziny i jej powody dojrzale wymieniane przez Irę – Nie jesteśmy już małymi dziećmi. Za każdym razem, kiedy ktoś nas nie chce, to trochę widać. Chcemy zostać razem.
Zanosiło się na smutną opowieść.
Jednak stało się coś, co diametralnie zmieniło jej charakter. Coś, co warto było odszukać w pamięci już dorosłej Iry, by to opisać. Coś, co sprawiło, że dorosła Ira posklejała tę historię z pamiętników prowadzonych przez siebie w dzieciństwie, ponieważ, jak napisała w prologu – czułam się niewidzialna, a chciałam mieć pewność, że nasza historia zostanie opowiedziana, a także w nadziei, że życie małej, niekochanej dziewczynki, którą byłam ja, oraz mojego jeszcze mniejszego, niekochanego brata stanie się lepsze. A jeśli nawet nie, to chciała je ubarwić, by stało się bardziej kolorowe niż w rzeczywistości. Jednak okazało się, że nie musiała tego robić.
Życie samo w sobie okazało się ekscytujące.
Wywróciło życie brata i siostry do góry nogami. To właśnie o tym wydarzeniu, które po latach nabrało dla Iry innego znaczenia, napisała opowieść, mając nadzieję na dodanie otuchy dzieciom podobnym do niej. Myślała przy tym właściwie o wszystkich zagubionych dzieciach, które zastanawiały się, co przyniesie im jutro lub czy jutro w ogóle nadejdzie.
To bardzo ciepła, wzruszająca i wbrew pozorom optymistyczna opowieść ilustrowana rysunkami.
Bardzo emocjonalnie przedstawiona przez nad wyraz dojrzałą dziewczynkę z ograniczonym zaufaniem do dorosłych, którzy wielokrotnie ją zawiedli. Z których powodu była sierotą. Dzieckiem niechcianym. We własnej ocenie ułomnym, chociaż rozumiejącym, skąd to przekonanie się wzięło. Tłumaczącą otaczający ją świat na swój dziecięcy, ale roztropny sposób, wykorzystując metaforę palety barw – Inni ludzie mają emocje, które są jak kolory o różnych odcieniach. […] Ale nasze emocje leżą dokładnie jedna obok drugiej, więc w jednej chwili jesteśmy weseli, a za moment się złościmy, a czasami w ogóle nic nie czujemy. To trochę przerażające.
Dla mnie przerażające było to, jak każdą niesprawiedliwą ocenę umiała sobie zracjonalizować.
Autorka tak poprowadziła tę ostrożną i czujną obserwatorkę przez meandry zdarzeń, wydarzeń, sytuacji i niespodzianek mających charakter odrobinę przygodowy i odrobinę detektywistyczny, by to zaufanie do dorosłych odbudować. By pokazać, że zachowanie ludzi i jakość ich życia warunkowane jest przeszłością i dzieciństwem.
Nie zawsze szczęśliwym.
Opowieść pomaga małemu odbiorcy zrozumieć zachowania dorosłych i jakość ich życia, które pomimo traumatycznych doświadczeń może być w pełni wartościowe. Tym samym dając nadzieję na budowanie własnego, szczęśliwego życia.
A wszystko to zanurzone w ogromnej dawce czułości, delikatności, empatii i optymizmu, dających prawo do marzeń i nadziei na ich spełnienie. Bez względu na to, kim jesteśmy i w jakim momencie życia się znajdujemy. Również my – dorośli.
Bez względu na to, jak bardzo byłoby ono w danej chwili „zmarnowane”.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Skrawki nieba – S. E. Durrant, przełożyła Anna Piasecka, ilustrowała Katie Harnett, Wydawnictwo Zielona Sowa, 2017, 224 strony, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Dla dzieci
Dodaj komentarz