Ależ się działo!
Odbyłam fascynującą, burzliwą, pełną zwrotów akcji, pachnącą papierem, skórą i farbą drukarską, ale i kurzem, pleśnią, prochem i krwią, podróż przez dwa tysiące lat tworzenia, katastrof i destrukcji, złej woli i poświęcenia, a czasem po prostu skrajnej głupoty.
Przez czas, w którym norma historyczna wyznaczała sinusoidalny cykl tworzenia i rozproszenia, rozpadu i odbudowy bibliotek i nierozerwalnie z nimi związanych księgozbiorów. Kondycja książki została ukazana przez autorów jako odporny artefakt, który przetrwał upadek Cesarstwa Rzymskiego, wynalezienie druku, reformacje i oświecenie, naloty dywanowe i nieliczone próby ograniczenia dostępu do niepożądanych tekstów. Również wiele nowinek technicznych, które miały wpędzić ją do grobu: mikrofilm, CD-ROM, a ostatnio czytniki e-booków. Tę niezniszczalność i trwałość autorzy powiązali z kondycją bibliotek, dzielącą z książką jej wielorakość.
Ostatnie pojęcie odnosiło się tym samym do charakteru całej publikacji.
Autorzy, obaj historycy i wykładowcy na szkockim Uniwersytecie w St. Andrews, połączyli swoją rozległą wiedzę i mobilność w dotarciu do ponad 300 bibliotek i archiwów na całym świecie, by stworzyć obszerną i ważną monografię licznie ilustrowaną zdjęciami.
Nie użyłabym jednak pojęcia „monumentalną”.
O ile jej zakres tematyczny był bardzo rozległy, a w niektórych zagadnieniach szczegółowy, skupiający się na wielu wątkach głównych, jak historia książki, bibliotek i księgozbiorów, oraz okołotematycznych, jak dychotomia funkcji książki jako pochodnie wiary albo źródło skażenia lub roli od ofiary (recykling, niszczenie, palenie, grabieże, kradzieże) do broni jako narzędzia w ustanawianiu lub umacnianiu władzy (kolonizacja, biblioteki narodowe), o tyle każdy rozdział można było uzupełnić dodatkowymi informacjami.
Tym samym autorzy nie wyczerpali tematu.
Niemniej z założenia do monumentu nie aspirowała. Nie takie było założenie autorów, którzy chcieli zwrócić uwagę na zagadnienia pomijane lub traktowane pobieżnie w tym zakresie w historii powszechnej. Czego skutkiem jest wiele nadinterpretacji lub utrwalonych mitów w świadomości ludzkiej. Chociażby powszechne przekonanie, że księgozbiory najbardziej ucierpiały w wyniku działań wojennych, do którego przyczyniły się losy spalonej Biblioteki Aleksandryjskiej. Otóż autorzy wyraźnie podkreślali – Zaniedbanie było dużo potężniejszym wrogiem niż wojny i zła wola. Wynikało to z historii kolekcjonowania książek, od Aleksandrii aż do dziś: nikomu nie zależy na kolekcji bibliotecznej tak bardzo, jak osobie, która ją stworzyła. Tym samym największym wrogiem książki były pożary, zaniedbanie, napaści piratów, niewdzięczni spadkobiercy, niedbali bratankowie. Autorzy przytaczali mnóstwo brutalnych, ale i przeciekawych wydarzeń obrazujących tę kruchą historię, jak głosi podtytuł, książki i bibliotek.
Z drugiej strony paradoksalnie historię spiżową.
Myśli spisanej, która przeżyła niejedno książkobójstwo. To pojęcie, którego użyli autorzy, odnieśli do największego zamachu na kulturę i planu zniszczenia pisanego dziedzictwa grup skazanych na unicestwienie w Polsce przez nazistów, którzy mieli świadomość jednego – czytanie sprawia, że stajesz się człowiekiem. Również myśli pogardzanej od zawsze przez krytykę literacką do dziś jako szkodliwą, a ujętą w formie beletrystyki czytanej przez kobiety, zadając pytanie – W jakim stopniu czytelnicy powinni się oddawać przyjemnościom, zamiast sięgać po książki, które są dla nich dobre? Jednak paradoksalnie to ona i jej czytelniczki stanowiły wielki tryumf kobiecej sprawczości – dążeń realizowanych z wytrwałością i poświęceniem godnym dzielnych bohaterek tych powieści, w obliczu ostrej krytyki i jawnej pogardy. Tak potępiany gatunek – romans, ostatecznie pozwolił przetrwać bibliotekom publicznym, w których miliony czytelników poszukują szybkiej, przyjemnej lektury, a biblioteki drżące z obawy przed kolejnymi cięciami budżetowymi, z wdzięcznością witają wszystkich klientów, którzy przekraczają ich progi.
I coś w tym jest.
W tym kontekście ukazana historia cenzury ośmieszała tylko tych, którzy ją z wielu powodów wprowadzali i nadal wprowadzają – religijnych, moralnych, obyczajowych czy doktrynalnych, ferując wyroki, dzisiaj wzbudzające co najmniej zdziwienie, jeśli nie śmiech – czytanie powieści jest »jedną z głównych przyczyn szaleństwa«, powołując się na »doniesienia z kilku francuskich szpitali dla obłąkanych«. Podobnie jak próby narzucenia młodzieży, co czytać powinna, a czego nie, ujęte w rozdziale Zmagania z nowoczesnością, próbując odpowiedzieć na pytanie – Jak nadążyć za dzieciakami?
Publikację autorzy zakończyli rozdziałem pod wiele mówiącym tytułem – Czytelnictwo bez książek.
Obaj są pewni, a ja razem z nimi po tak obszernej dawce wiedzy, że książka i związana z nią biblioteka, przetrwa, argumentując – Aby zostać idealnymi konsumentami usług cyfrowych, ludzie musieliby się upodobnić do robotów – musieliby stać się dużo bardziej przewidywalni, ograniczeni i posłuszni. Człowiek zawsze będzie się tym ograniczeniom wymykał, a wraz z nimi trwała forma jego myśli – książka.
Pozornie krucha, a jednak ze spiżu.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Biblioteki: krucha historia – Andrew Pettegree, Arthur der Weduwen, przełożyła Agnieszka Nowak-Młynikowska, Wydawnictwo Smak Słowa, 2022, 554 stron, ilustracje, literatura brytyjska.
Ciekawy podcast o książce.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Dodaj komentarz