Wielu ludzi zatrzymało się i napisało o śmierci wiele książek. Zatrzymujących śmierć. Smutnych w większości.
Autorka też się zatrzymała i pokazała, że śmierć to żaden koniec, jak brzmi stanowczy tytuł opowieści o rodzinie, której tak naprawdę nie było. To śmierć i pogrzeb nestorki Krystyny w wieku osiemdziesięciu sześciu lat był początkiem do przyjrzenia się jej bliskim, by odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie, które zadawali sobie jej dzieci i wnuki – I jak potrafiła, bo to wręcz godne podziwu, jak umiała bez naszej wiedzy, świadomości i chęci, bez nas zupełnie zrobić z nas, ze mnie i z Kuby, obcych sobie ludzi, sąsiadów z jednego genetycznego bloku, niewiedzących nic o sobie. Zdumiewające, jak do umiała. I jak umarła bez odpowiedzi, czy to inteligencja i wyrachowanie, czy przypadek. I jak myślała, że śmiercią wszystko nam pozamyka.
Stało się wręcz przeciwnie.
Śmierć babci otwarła wiele domów i wiele butelek wina. Otworzyła świadomie zamkniętą przez nią historię losu Krystyny, którą zmuszono do małżeństwa z dużo starszym od niej wdowcem po jej siostrze, by urodzić mu dzieci. Która faworyzowała syna Mareczka i deprecjonowała córkę Martusię. Która odebrała własnym dzieciom prawo do pamięci o ojcu, wycinając go ze zdjęć i rozmów. Która z rodzonego brata uczyniła nieznajomego sąsiada z jednego bloku. Która szukała miłości u wielu panów po śmierci niekochanego męża. Która zostawiła w niewiedzy wnuka Jakuba i wnuczkę Justynę chcącą przez chwilę być nią. Przez jeden dzień. Wejść w jej ciało, w jej głowę, sprawdzić, czy działała z premedytacją i wyrachowaniem czy przypadkiem. Czy była po prostu głupia czy przebiegła. Czy brnęła po omacku i gubiła się w nieszczęściach, czy przynosiło jej przyjemność widzieć, jak nas wszystkich plącze i gubi. Czy zapomnieć i przebaczyć jej, czy tylko zapomnieć. Czy tylko przebaczyć.
I w tym sensie to smutna opowieść o rozpadzie międzypokoleniowych więzi rodzinnych.
O rodzinie, którą zbudowano na bazie przymusu i powinności, ale bez spoiwa miłości. Połączoną genami i krwią, dzięki którym dostajemy w niechcianej, niepokwitowanej paczce wzrost, kolor oczu, tendencje do odkładania się tłuszczu na bokach albo do wczesnego siwienia, osteoporozę i wrzody, a nie dostajemy wiedzy naszych babć i dziadków o przeszłości, ich poglądów, doświadczenia, ich pamięci. O budowaniu nic z niczego z braku więzów tkanych jedynie z uczuć. To dlatego na stypie dom był pełen ludzi, ale każdy z nich wyglądał na pustego w środku, każdy robił coś sam, nikt z nikim nie rozmawiał, nikt nikogo nie pocieszał. Z tego zgiełku, plątaniny i chaosu wychodził brak. Wielkie nic, które członkowie rodziny chcieli wypełnić. Niestety bezowocnie, dowodząc tylko prawdy o sobie, o swojej żałosnej sytuacji i śmieszności.
Najciekawszą w tej powieści była jej forma.
Przez autorkę przemówiła teatrolożka, która wykorzystała w niej elementy wodewilu, by śmierć uczynić lżejszym niż życie, bo śmierć jest do przeżycia, poważnie. Z życiem jest znacznie trudniej. Bo czasami trzeba umrzeć, by jedni zaczęli żyć, a jeszcze innym otworzyć drzwi do wcześniej światów niedostępnych, a nawet zakazanych. Same sceny sytuacyjne w formie długiej, krótkiej lub bardzo króciutkiej, bo w postaci jednego, skromnego, ale ważnego zdania, pojawiającego się niczym chór w tragedii greckiej, poukładała niczym akty dramatu z jedną myślą przewodnią lub puentą. Upiększając fabułę, brzemienną myślami i przekazami, jak na barokowe pochodzenie wodewilu przystało, dialogami prosto z komedii z podziałem na role, kantyczką, osobistym komentarzem narratora czy dramatem liturgicznym. To dzięki temu komicznemu przedstawieniu, opowieść o śmierci pełnej absurdu, groteski, wisielczego, ale czułego humoru, nabrała innego wymiaru. Zmieniła punkt widzenia na koniec, który okazał się początkiem. Była wręcz potrzebna właśnie taka niepoważna, ponieważ ludzie potrzebują wodewilu, bo mają dość życia. Czasami oswajanie ze śmiercią poprzez dystans humoru, na własnych warunkach, jest skuteczniejsze niż poważne traktaty filozoficzne, po których nadal jest smutno i straszno.
A nie musi, bo jedynie klaun w cyrku wie, kto naprawdę jest smutny, i tylko dziecko się nie śmieje.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Żaden koniec – Zośka Papużanka, Wydawnictwo Marginesy, 2023, 256 stron, literatura polska.
Rozmowa z autorką książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz