Szukam przyjaciela.
Tak tłumaczyła Renia Spiegel swoją potrzebę pisania pamiętnika. Ta forma wypowiedzi gwarantowała w jej mniemaniu zapisywanie trosk i radości dnia codziennego w dyskrecji. Czego nie zapewniłby jej powiernik-człowiek ani żadna z jej przyjaciółek. Rozpoczęła go wpisem 31 stycznia 1939 roku i od tego momentu stał się jej duszą i zwierciadełkiem, a z czasem, żeby milczał ból, żeby rozerwać rany, żeby wysączyć troski w strasznym i groźnym czasie, który przypadł na najpiękniejsze jej lata młodości.
Nie wiedziała, że rozpoczęła go tuż przed wybuchem II wojny światowej.
Uzupełniała go systematycznie aż do 25 lipca 1942 roku. W tym czasie z piętnastoletniej dziewczynki marzącej o chłopcu stała się osiemnastoletnią dziewczyną z pierwszymi doświadczeniami erotycznymi. Wydawałoby się, że groza okoliczności, w których przyszło jej żyć, zdominuje treść wpisów w dzienniku. Jednak Renia świadomie nie chciała skupiać się na brutalizmie otaczającej ją rzeczywistości, pytając – czy jedyny, najdroższy, serdeczny dzienniczek ma być rocznikiem politycznym czy rocznikiem serca??? Ktoś bardzo surowy i kamienny powiedziałby tak: »Jak ty to myślałaś?» Każdy normalny człowiek powinien raczej powiedzieć: »To napisała młoda szesnastoletnia dziewczyna, która bardzo, bardzo, bardzo kochała…»”
Broniła się przed mrokiem brutalnych realiów na dwa sposoby.
Pierwszym były wypełniające jej serce i umysł wiersze, które przelewała na karty dziennika. W zdecydowanej większości optymistyczne, radosne, doceniające chwilę i pełne głodu życia, które kochała, bo w ziemi potrafi każdy gnić/ nie sztuka umrzeć, sztuka żyć. Była pod tym względem uzdolniona i doceniona przez rodzinę oraz środowisko szkolne. Nie chciała myśleć o przyszłości, pisząc – A ja chcę żyć bez zmartwienia/ Chcę przeweselić dnie od ranka do ranka/ Chcę pisać wiersze no i…/ Mieć kochanka!. I jeszcze marzyć, bo w obłokach jest tak dobrze, a na ziemi tak brzydko.
Drugim sposobem na zdystansowanie się do wojennej rzeczywistości była miłość.
Renia zakochała się ze wzajemnością w starszym o rok koledze Zygmuncie Schwarzerze. To miłość, pierwsze doznania i przeżycia, burza skrajnych emocji i perypetie „docierania się” w związku, stanowiły treść większości wpisów. To właśnie dzięki temu uczuciu było jej dobrze na świecie, wyznając – Wszystko jedno/ na strychu, w piwnicy/ czy w aryjskiej dzielnicy/ czy w getcie/ Z takim płomykiem/ w sercu dobrze mi będzie na świecie/ Z takim spojrzeniem/ można na morza/ spłynąć dno/ nie jedną nosić opaskę/ ale przynajmniej sto. Jej romantyczne usposobienie było maską, a zarazem tarczą ochronną przed grozą wydarzeń, których była świadkiem. Miała tego świadomość, broniąc się przed zarzutami ze strony ukochanego Zygi o romantyzm, naiwność, sentymentalizm i beztroskie podchodzenie do życia, pisząc – Mówi, że ja chciałabym żyć lekko, że nic sobie z niczego nie robię. Czy naprawdę i on nie dostrzega maski, która nakładam (z trudem)? Wbrew pozorom dostrzegała tę dychotomię wszechobecnego zła i szczęścia, od czasu do czasu wtrącając świadome realiów zdania – Kiedy idę z Zygusiem przez dalekie ulice (ironia losu, jesteśmy niepewni życia, miasto zwalone, wojna, straszna niepewność, biała opaska), to jestem szczęśliwa i jest mi dobrze i chciałabym uchwycić, przycisnąć coś, co jest i czego nie ma, a jednak jest. Dostrzegała też kontrast między otoczeniem a swoim światem wewnętrznym – Jakie to ironiczne. Tu zamykają dzielnicę (nie będę mogła się widywać z Norką), wysiedlają ludzi z miasta, prześladowania, bezprawia – a tu wiosna i pocałunki, i słodkie pieszczoty, że zapominam o całym świecie. Jej ucieczki od realiów nie wykluczały jednak lęku przed śmiercią. Jak każdy bała się jej, prosząc – Boże, daj nam żyć, błagam Cię, ja chcę żyć! Tak mało miałam życia, nic, nie chcę umierać, boję się śmierci. Prawie każdy wpis kończyła wiarą w moc sprawczą Boga i jej matki, która musiała zostawić ją i jej młodszą o sześć lat siostrę Arianę w Przemyślu pod opieką babci i dziadka. Dziennik kończy kilka wpisów umieszczonych przez ukochanego Zygę opisującego próby ratowania mu najbliższych – matki, ojca, Reni i Ariany, co udaje mu się tylko w przypadku ostatniej, wyprowadzając ją z getta. Los pozostałych ujął w ostatnim wpisie, 31 lipca 1942 roku, w dwóch zdaniach – Trzy strzały! Trzy stracone życia! Odnotowanych dzień po zastrzeleniu Reni i jego rodziców 30 lipca podczas likwidacji przemyskiego getta.
Dziennik Reni ma charakter literacki i dokumentalny.
Ten pierwszy, ponieważ stanowi subiektywny przekaz autorki postrzegającej świat przez pryzmat własnych emocji ujętych w prozie i poezji. Dokumentalny, ponieważ stanowi dla historyków pierwotne źródło opowieści o Holokauście opisane przez dziewczynę, która go nie przeżyła. Bez zniekształceń, jakie nanosi czas i pamięć na później spisywane wspomnienia oraz bez świadomości kontekstu historycznego. Dzięki temu dziennik zachował ówczesną hierarchię priorytetów, która mogłaby być przetasowana w trakcie późniejszego spisywania wspomnień oraz emocje przeżywane tu i teraz, bez znajomości przyszłości i końca opisywanych wydarzeń. Dziennik uzupełniały dodatki osadzające go w kontekście historycznym oraz poszerzające wiedzę o dalsze losy jego bohaterów i samego dziennika – obszerne komentarze Ariany odnoszące się do wpisów siostry, epilog kreślący losy Zygmunta, dzięki któremu dziennik ocalał i trafił do matki Reni oraz posłowie profesor historii Holocaustu i nota od wydawcy.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Dziennik Reni Spiegel – Renia Spiegel, Wydawca Prószyński Media, 2021, 392 strony, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz