Nie duchów, zjaw i mar należy bać się, ale ludzi.
Tak uważała Władysława. Babcia głównej bohaterki – Gabrysi. Jej mąż Janek po swojej śmierci nadal towarzyszył jej w życiu, dając znać o swojej obecności stukaniem w domowych pomieszczeniach. To z nim babcia Władzia rozmawiała, gdy było jej ciężko. Słyszeli go wszyscy członkowie rodziny, ale nie widzieli. Weronikę, matkę Gabrysi, po jej nagłej śmierci widziała tylko jej córka.
Ten element grozy zjawisk nadprzyrodzonych wprowadzony przez autorkę do opowieści o rodzinie pogrążonej w żałobie gdzieś na polskiej wsi w latach sześćdziesiątych nie straszył. Raczej zaciekawiał i obrazował ówczesne wierzenia i wiarę idących ze sobą w parze. Naturalny element folkloru ówczesnego społeczeństwa wiejskiego. Miał za zadanie pogłębiać stan żałoby, jej sposoby przeżywania przez babcię, jej syna Franka i jego córkę. Przedstawić stan obcowania i oswajania, wręcz hartowania żywych ze śmiercią, która była smutna, pełna lęków, cierpliwa i bezwzględna. Zawieszona między światami, gdyż żywych musiała odbierać z tego i oddawać tamtemu, więc nie należała do żadnego. Była samotna, aż bolało. Tak bardzo, że odbierała Władzi, Frankowi i Gabrysi radość życia, którą córka przejawiała za życia mamy, a którą po jej odejściu zamroziła w sobie, bo nawet z najszczerzej odczuwanego szczęścia wypełza czarny wąż smutku. Nie należało go karmić emocjami, w ogóle pokazywać, że istnieją. Ten stupor emocjonalny autorka podkreśliła czasem akcji, dziejącej się wprawdzie na przestrzeni kilku lat, ale zawsze zimą.
Na białym więcej i bardziej było widać.
Gabrysia tłumiła więc swoje emocje mimo troskliwej opieki babci, która mimo szczerych chęci nie mogła zastąpić jej miłości matczynej i przy ojcu, który wycofał się z wychowywania córki. Problem pogłębił się w okresie dojrzewania, kiedy z dziewczynki stawała się kobietą. Autorka powoli i dokładnie pokazała mechanizm wypaczenia procesu adolescencji w warunkach skrajnych, gdy nastolatka na miarę własnych możliwości zaczyna zgłębiać wiedzę o seksualności, podglądając własnego ojca i eksperymentując z własnym ciałem.
To drugi element grozy budowany tym razem przez żywych.
Napięcie, które towarzyszyło przeistaczaniu się niewinnego dziecka w uświadomioną nastolatkę, potęgowała kompozycja tekstu. Podzielony został na trzy rozdziały – etapy życia Gabrysi, ale i stopnie nadchodzącego nieszczęścia prowadzące do tragicznego finału, z których każde było opatrzone silnie wybrzmiewającym słowem zaczerpniętym z tytułu. Wyabstrahowane z całości brzmiały pojedynczo jak wykrzykiwana, a może wyszeptywana przestroga przed nadchodzącym dramatem.
Zanim pojawiła się krew.
Krew tak wyraźna i groteskowo piękna na białym śniegu z metaforycznym i dosłownym przesłaniem rozpoczynającym ten wpis. To bardzo smutna historia o samotności wśród ludzi, którymi rządzą bezwartościowe konwenanse silniejsze od wartości moralnych, przed którymi może ochronić dziecko jedynie miłość matczyna. Emocjonalnie trudna, bo opowiadana głównie z punktu widzenia dziecka, ale potrzebna, by móc docenić współczesne czasy i możliwości, jakie niesie każdemu bez względu na wiek i historię, jaka nam się przydarzy. Z drugiej strony przestrzegająca, że bez względu na czas, okoliczności i położenie geograficzne nic nie zastąpi w życiu dziecka matczynej miłości i jej cudownej mocy ochrony jego niewinności białej niczym śnieg. Zanim przestanie być czysty.
I w tym sensie to ponadczasowa i uniwersalna opowieść.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Śnieg jeszcze czysty – Anna Musiałowicz, Wydawnictwo Stara Szkoła, 2022, 228 stron, literatura polska.
Wywiad z autorką.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz