Smród i strach. Strach i smród. A przez środek rzeka.
Ten opis kreślony przez jednego z bohaterów powieści brzmi jak kwintesencja przekazu na jej poziomie realnym, historycznym i metaforycznym. Historycznym, kiedy w czerwcu 1941 roku Niemcy szykowali się z ciężkim sprzętem bojowym do inwazji na ZSRR, spokojnie stacjonując sobie jeszcze w ramach porozumienia Ribbentrop-Mołotow na jednym z brzegów granicznej rzeki gdzieś na Podlasiu. Na drugim można było zobaczyć Rosjan jeszcze pokojowo nastawionych do chwilowego sprzymierzeńca w czwartym rozbiorze Polski rozpoczętym 17 września 1939 roku. Po obu stronach mieszkańcy, którzy nie mieli kościoła, nie mieli prawie nic prócz parunastu chałup, podmokłych pastwisk i piaszczystego wzgórka za wsią, gdzie sadzili kartofle i siali owies, by potem wypatrywać gradu, deszczu albo suszy. Od zawsze tutejsi, wymieszani, współistniejący w symbiozie życia. Na siłę dzieleni przez racje polityczne, które uosabiały polskie wojska partyzanckie AK o skrajnie prawicowych poglądach – Bat na bydło jest potrzebny, bo tylko batem z bydła ludzkość uczynisz i w kupie utrzymasz, aby się z lęku, chciwości i głupoty nie rozpierzchła. Najlepiej przez ostry podział wyrażony w jednej myśli – Polak to jest, kurwa, katolik. Innych Polaków nie ma.
A wszystkich łączył przewoźnik.
Na rzece nie było mostu, więc każdy chcący przedostać się na drugi, oddalony o dwa kilometry, brzeg, korzystał z jego usługi. Cywile, Niemcy, Rosjanie, przemytnicy, Żydzi, partyzanci – byleby płacili. Z tego brało się pomieszanie wykluczających się interesów własnych i poglądów, na którym autor zbudował fabułę.
Mroczną, w której smród i strach.
Wszystkie wątki owijały się wokół rzeki, a raczej wiły wzdłuż niej i przez nią o mulistej woni przemieszanej z zapachem wsi – dym, świński gnój, odór wychodków, kurz. Jej migotliwy, srebrny widok towarzyszył mi stale. Jej zastała woń wody przenikała wszystkie strony. Wzbudzała strach i nadzieję, bo przewoźnik przeprawiał chętnych tylko w nocy. Jednak mrok towarzyszył mi również w dzień, zmieniając się fizycznie w ten psychiczny, przyciemniający światło dnia brutalnymi obrazami, bezwzględnymi zachowaniami, skrajnie negatywnymi emocjami włącznie z traumatycznymi, którym towarzyszył głos lelka – zwiastuna śmierci.
Czas mroku, zawieszenia, oczekiwania i jednostki w niego uwikłanej.
Chcącej tylko żyć, bo wojna się kiedyś skończy, a rzeka będzie zawsze. Te czasy poznawałam dzięki synowi (w domyśle) przewoźnika, próbującego długo po wojnie odtworzyć tamten gorący, złowrogi czerwiec, szukając go w już nieistniejących miejscach i we własnym dzieciństwie. Przede wszystkim jednak w opowieści osiemdziesięcioczteroletniego już świadka, któremu dopiero teraz odblokowała się pamięć po długim czasie milczenia, ale było już za późno. Pamiętał zdarzenia, ale były oddzielone, niepowiązane, wynurzały się z nicości i znów w nią zapadały. Stąd wiele domyśleń, sztukowania, niepewnej rekonstrukcji popartych lokalnymi wizjami, by móc sobie wyobrazić tamte sceny, zdarzenia i wszechobecny strach i smród. Swoją narrację nazywał rojeniami o swoim kraju, który nie chce wydorośleć. Sam uważał się za uosobienie Polski ze swoimi lękami, które każą stale odwracać głowę za siebie, by w przeszłości odnaleźć ukojenie, wśród zjaw znaleźć pocieszenie, liczyć na innych, oglądając się za nimi to na Wschód, to na Zachód, to za siebie. Gdybym uniosła się nad topografią akcji powieści, ujrzałabym graficzną metaforę w plenerze, którą autor wypełnił słowami kreślącymi tak naprawdę współczesny stan kondycji Polski – podzielonej, ze ścierającymi się frakcjami, sąsiadami, na których się ogląda i polega oraz wrogami, którzy nie mogą, w jej mniemaniu, znieść polskiej tradycji i wiary, chcąc ją unicestwić, wydrzeć jej mesjańskie serce cywilizacji, religii i kultury. Polski, która nie może liczyć na samoświadomość i samostanowienie własnego, zalęknionego narodu, nieumiejącego patrzeć w przyszłość. W której „strach i smród”.
Z nielicznymi budującymi mosty „przewoźnikami”.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Przewóz – Andrzej Stasiuk, Wydawnictwo Czarne, 2021, 400 stron, literatura polska.
Wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść historyczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz