Czytelniku, ruszamy!
Tym zachęcającym zwrotem autorka zaprosiła mnie do podróży dobrze znanymi jej ścieżkami. Do wejścia w labirynt (stąd tytuł) uliczek Neapolu i Palermo. Mieszkała w nich od kilku lat razem z jego mieszkańcami, więc mogłam ufnie podążać szlakiem jej pamięci i wspomnień, jak za wtajemniczonym przewodnikiem. Obiecała mi to już we wstępie – Chcę przeprowadzić Czytelnika przez mój labirynt, zwracając uwagę na znaki niezrozumiałe dla niewtajemniczonego, chcę objaśnić to, co niby widoczne, a nieoczywiste dla przybysza.
I dotrzymała słowa!
Zaglądałam do mieszkań i podwórek wewnątrz kamienic, gdzie życie toczyło się na zasadach nieskrępowanego ekshibicjonizmu. Udawałam się do urzędów, śledząc procedury załatwiania spraw petentów. Przyglądałam się pracy w szkole. Uczestniczyłam w ruchu drogowym, stając się świadkiem zdawania egzaminu na prawo jazdy. Zajrzałam do szpitala, komisariatu karabinierów, a nawet do więzienia, otrzymując materiał i dane do porównań z funkcjonowaniem polskich placówek tego typu. Jednak to, co najbardziej mnie ciekawiło, to zwykłe, przeciętne, codzienne życie mieszkańców i oni sami.
Bardzo odmienne od mojego.
Przede wszystkim żywiołowe, energiczne, spontaniczne i próbujące sprytnie przechytrzyć los. Jeśli nie własnymi siłami to za sprawą wierzeń w siły wyższe. Autorka umiejętnie oddała zwyczaje, obyczaje i tradycję, czyniące ich życie głośnym, jawnym, żywiołowym, a przede wszystkim bardzo towarzyskim. Najbardziej zdumiało mnie to, że w katolickim kraju ze stolicą apostolską i Watykanem w Rzymie, tak powszechnie i nagminnie, ocierając się o bałwochwalstwo i bluźnierstwo, praktykowano liczne zabobony, z których w osłupienie i przerażenie wprawił mnie kult czaszek. Jego powszechność była tak dominująca, że musiał interweniować papież, zakazując go.
Było też o konkretnych ludziach.
Osobach spotykanych przypadkowo i tych widzianych codziennie. Kolorowych ptakach charakterystycznych dla kamienicy czy dzielnicy. Ludziach tworzących toczące się gwarne, głośne, wręcz hałaśliwe życie w domach, na podwórkach i ulicach do późnych godzin wieczornych. Autorce tak dobrze udało się odtworzyć zjawisko społecznego rozedrgania, że zakończyłam tę podróż z dwoma nastawieniami.
Z jednej strony nie miałam ochoty na podróż do Włoch, a przynajmniej do opisanych miejsc. Nie byłam w tym pierwszym odczuciu osamotniona, bo autorka na początku pobytu również miała problem z dostosowaniem się do włoskiego stylu życia. Tyle że ona miała silną motywację – włoski partner. Jak sama przyznała – Miała być Hiszpania, ale serce zdecydowało inaczej, więc osiedlenie się na stałe nie obyło się jednakże bez bólu, ponieważ wejście w nowe scenariusze obyczajowe na uczelni, w pracy, w życiu sąsiedzkim, wymagało ode mnie sporo cierpliwości, no i oczywiście »nagięcia się«.
Z drugiej strony pociągała mnie wszechobecna historia wtopiona w to życie, którą było widać na każdym kroku – w architekturze miasta, we wnętrzach kamienic, w wyposażeniu mieszkań oraz w zachowanej tradycji sięgającej dalekiej przeszłości.
Jednak znalazłam kompromis.
W trakcie dyskusji z uczestnikami Dyskusyjnego Klubu Książki, której książka była bohaterką. Wśród nich były osoby, które odwiedziły Włochy. To one przekonały mnie swoimi uzupełniającymi informacjami, by nie skreślać definitywnie tego kraju z planów odwiedzin. Chociaż autorce nie chodziło o przekonywanie do żadnej opcji, a raczej o ukazanie włoskiej rzeczywistości, z którą się zmierzyła. Trochę za namową ludzi Południa, a trochę dla polskiej i włoskiej rodziny, którym wspomnienia dedykowała.
Reszta to dzieło przypadku w labiryncie polekturowych odczuć i wrażeń czytelników.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
W labiryncie południowych Włoch – Agnieszka Kwiatek, Księży Młyn Dom Wydawniczy, 2021, 144 strony, ilustrowana zdjęciami, literatura polska.
Książka jest bogato ilustrowana zdjęciami.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Podróżnicze
Dodaj komentarz