Samotność to emocja zabójcza.
Doświadczając jej permanentnie (a towarzyszy nam nie tylko w chwili narodzin i śmierci, ale również w życiu pomiędzy), prędzej czy później umieramy psychicznie, duchowo, a nawet fizycznie. To mocne tezy, które postawił autor w przekazie swoich opowiadań pod bardzo sugestywnym tytułem, zwiastującym łączący ich temat główny. Ba! Posunął się dalej, pisząc we wstępie – nie jesteśmy istotami stworzonymi do szczęścia. Raczej do przeżywania wszystkich odmian emocji. Również tych negatywnych. Dopiero doświadczenie ich wszystkich może uczynić nas istotami w pełni ludzkimi. Na dowód tego stworzył sześć przekonujących, spójnych w swojej odrębności i mrocznych kreacji bohaterów.
Sześć argumentów przemawiających za postawionymi tezami.
Alkoholika, dla którego najlepszą dietą był alkohol pity systematycznie, codziennie i wytrwale, dzięki któremu trafiał do świata równoległego, pragnąc pozostać w nim na zawsze. Dobrze sytuowanego mężczyzny, który z perspektywy chodnika nieśpiesznie dokonywał analitycznej retrospekcji swojego nieudanego życia, dochodząc do wniosku, że zamienił „złoty róg” na sznur, jednocześnie próbując odpowiedzieć sobie na nurtujące go pytanie – Jak to się stało, że i ja dałem złapać się w takie sidła? Czterdziestoletniego Piotra, który wbrew ratującym go lekarzom, dążył do jednego celu – zrealizowania swojej wersji „szczęśliwej” wizji życia, bo to, w którym tkwił, dawno utraciło sens. Księdza samotnego podwójnie – emocjonalnie i duchowo, w zbudowanej przez siebie klatce. Inżyniera, który pustkę samotności z wyboru wypełniał niezobowiązującym, przypadkowym seksem. I wreszcie ocalałego, bezimiennego narratora w świecie postapokaliptycznym jako metaforę człowieczego losu.
Każda z tych historii opowiedziana nie tylko z różnej perspektywy konkretnego człowieka, ale również z perspektywy miejsca, w którym się w danej chwili znajdował – łóżka, chodnika, konfesjonału, szpitala, miasta Lublina i wreszcie ziemi niczyjej. Ich opowieści pełne wizji, majaków, pretensji, przemyśleń, monologów, wspomnień, migawek z pamięci, snów, ale i projekcji oraz marzeń, tworzyły bolesny, tkliwy, pesymistyczny obraz miernej, kruchej, zdeformowanej, miękkiej i słabej kondycji psychiki współczesnego człowieka (a przynajmniej obecnych czterdziestolatków), ukształtowanej przez narzucone odgórnie normy kulturowe i społeczne. Człowieka skrojonego na miarę cywilizacji i jej zniewalającego systemu. Nieszczęśnika mającego wszelkie narzędzia, by się z tego wyrwać, ale niemającego siły i odwagi, żeby wyjść z bezpiecznej strefy komfortu.
W efekcie piekielnie samotnego.
Każdy z bohaterów próbował samodzielnie dociec przyczyny swojego stanu, szukając jednocześnie dróg wyjścia z niego. Z góry skazując się na niepowodzenie. Autor zawarł w tych przekazach znaną wiedzę psychologiczną mówiącą o konieczności przeżywania życia ze wszystkimi przynależnymi mu uczuciami. Również tymi w naszym powszechnym pojęciu złymi, które od siebie odsuwamy, tłumimy w sobie lub spychami do podświadomości, roszcząc sobie prawo do stałego szczęścia, którego nikt nam przecież nie obiecywał. Zamiast uczyć się przeżywać życie takim, jakim jest. Ze swoimi zaletami i wadami. Umiejętnie wykorzystał przestrzeń opowiadań do rozważań egzystencjalnych, stawiając w nich pytania filozoficzne i religijne wypowiadane przez wszystkich bohaterów. Odpowiedzi ilustrował ich życiorysami.
Jednak nie odebrałam tych historii pesymistycznie.
Dla mnie były raczej wypunktowaniem krytycznych, skrajnych sytuacji jako efektu bezrefleksyjnego poddania się kształtującym nas czynnikom zewnętrznym w imię konformizmu i materializmu. Ten optymizm, wprawdzie nieśmiały, ale jednak, odczytałam w opowiadaniu Blizna, w którym bohater otrząsa się z marazmu, uświadamiając sobie, że ma wybór, bo każdy z nas ma wybór, nie zawsze taki, jaki by chciał, ale jednak ma. Widać go również w ostatnim opowiadaniu Kret, w którym bohater odcina się od dotychczasowego życia, wybierając się w podróż w nieznane. Stawiając na nowe życie. W obu przypadkach warunek był jeden – odcięcie się od cywilizacji. W Bliźnie bohater zniszczył jej symbol – telefon komórkowy, a w Krecie uczyniła to apokalipsa świata dotychczasowego. Dosyć radykalna propozycja, z którą się nie zgadzam, ale wpisująca się w szerszą tezę, która podobno jest sposobem myślenia milenialsów – są ludzie, którzy chcą być szczęśliwi (o tych są te opowiadania, o pokoleniu X), są ludzie, którzy tego szczęścia życzą innym i są ludzie, którzy to szczęście tworzą. Od nas zależy, do której grupy należymy i tutaj autor jest jednomyślny.
Świetnie literacko to ukazując!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Samotności – Kamil Zinczuk, Wydawnictwo Narracje, 2021, 246 stron, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz