Wszędzie, gdzie mogę, opowiadam o czynach chłopców.
Autorka tych słów i bohaterka wspomnień Danuta Zdanowicz-Rossman stawiała siebie w cieniu ich zadań, działalności i czynów. Wolała wspierać mężczyzn, gdyż najbardziej fascynowały ją ich zadania. Uważała, że są ciekawsze niż te, które stawiała przed nią drużynowa. Dwie autorki, pracując przy biograficznym opracowaniu innej uczestniczki Powstania Warszawskiego Hali Glińskiej i korzystając przy tym z pomocy jej przyjaciółki, Danuty Rossman, dostrzegły jej nieocenioną rolę w konspiracji, Powstaniu Warszawskim i działalności harcerskiej po wojnie. Postanowiły spisać kolejne wspomnienia nie tylko łączniczki „Zośki”, czyli Tadeusza Zawadzkiego, ale przede wszystkim dziewczyny, która położyła na szali walki o niepodległość swoje życie. Zabrzmiało bardzo patetycznie, ale w tamtym czasie, w ówczesnych okolicznościach, ono tak nie było odbierane. Tak się myślało. Przynajmniej w jej środowisku harcerskim i rodzinnym. Jej spojrzenie to również działalność konspiracyjna i wojna z silnym podziałem ról ze względu na płeć widziana oczami dziewczyny wchodzącej w dorosłość. Ról kobiecych nie mniej ważnych od ról męskich z pierwszej linii frontu walki z okupantem, a jakoś, jak zauważyły autorki, pomijanych lub zdawkowo wspominanych w opracowaniach historycznych.
Bohaterka wspomnień to zmienia.
Opisując zakres swojej działalności oraz pełnione funkcje, kreśliła niewidoczną siatkę infrastruktury wspierającej i umożliwiającej realizację planów mężczyzn, bez której nie miałoby szansy powodzenia wiele akcji, a przynajmniej obniżającej koszty materialne i ludzkie ich przeprowadzenia. To tutaj dowiedziałam się, co konkretnie robiły dziewczyny i kobiety, jakiego rodzaju zadania im zlecano, do przeprowadzenia jakich zadań je zobowiązywano, jak ogromną odpowiedzialnością za życie innych obarczano i jak bardzo wszystkie one były niebezpieczne. Jak sama bohaterka wspomnień mówiła – Byłam dwukrotnie ranna. Jak to się stało, że te wszystkie kule, granaty i bomby mnie ominęły? Żadna z nich nie trafiła śmiertelnie? Nie wiem. Jakoś nie… Jakoś wtedy nad tym się nie zastanawiała. Dopiero teraz, po wielu dekadach, gdy zabrakło jej ówczesnych towarzyszy systematycznie odchodzących z jej życia właśnie od tych kul, granatów, bomb i tortur. To nie znaczy, że nie bała się, dodając – Oczywiście, że towarzyszył mi strach. Naturalnie, że czasem się bałam, ale nie chciałam o tym myśleć. Ja tak wierzyłam w chłopców, że wyciągną mnie z każdej opresji i że ta wiara dodawała mi odwagi.
Wiara w przyjaźń.
W jej opowieści jawiła się jako wyjątkowa, w bezgranicznym zaufaniu i niemal ślepa. I coś w tym musiało być nietuzinkowego, bo nie odnalazła przynależnych i tak dobrze znanych jej wartości i cech wśród polskich oficerek w niemieckim obozie jenieckim, do którego trafiła po upadku Powstania Warszawskiego. Może dlatego tak bardzo tęskniła za swoimi chłopcami, nadal troszczyła się o pamięć o nich, dzieląc się wiedzą naocznego świadka, uczestniczki, a przede wszystkim przyjaciółki. Dzięki temu mogłam odtworzyć ich osobowości widziane na co dzień, prywatnie, z ich wadami i zaletami, których nie ma w przekazach historycznych i encyklopedycznych. Obrazy emocjonalne, pełne cech charakteru, postaw i wyznawanych wartości widocznych przede wszystkim w czynach. Choć w dążeniu do wspólnego celu stanowili jedność, to każdy z nich był inny – wspominała Danuta Rossman – Tadeusz poważny, często pogrążony w myślach, Alek miał na poczekaniu wesołe pomysły, potrafił rozbawić do łez. Jaś delikatny, kochliwy, miał dobry głos i bosko tańczył.
Tacy byli „Zośka”, „Alek” i „Rudy”.
Te osobiste opisy znanych obecnie osób z historii, opracowań, artykułów, a nawet powieści, ilustrowane niepublikowanymi dotąd fotografiami z prywatnego archiwum bohaterki wspomnień, intymnymi listami i dokumentami, czyniły je bliższymi, ludzkimi i namacalnymi.
Wzruszałam się tak samo, jak wspominająca.
A gdy pamięć zawodziła, autorki wykorzystywały sugestie swojej rozmówczyni, by uzupełnić je relacjami innych, jeszcze żyjących świadków tamtych dni lub ich dzieci. Chociażby po to, by pokazać na przykładzie jednego losu Adama Borysa o pseudonimie „Pług”, jakie represje stosowały Służby Bezpieczeństwa w PRL wobec żołnierzy AK.
Relacje Danuty Rossman niosły ze sobą jeszcze jedną nieocenioną wartość.
Jako uczestniczka i naoczny świadek wielu akcji sabotażowych obalała mity i nadinterpretacje ówczesnych zdarzeń zniekształcanych przez współczesnych twórców, chociażby filmów, zadając im kłam lub zapobiegając kolejnym ewentualnym „sensacjom” dotyczącym chociażby preferencji seksualnych „Zośki” czy jego „tajemniczej” śmierci w akcji „Sieczychy”. Zgodnie z uprzedzeniem autorek we wstępie – „nie była pruderyjna”. Zależało jej na spisaniu tych wspomnień najwierniej, by ocalić rzeczywisty obraz „jej chłopców” od zapomnienia, mając w pamięci namawiające słowa „Anody”- Janka Rodowicza – Piszcie wspomnienia. Tylko nasza pamięć może ich ocalić. Stąd to przekonane wspominającej – Tam musi znaleźć się trochę prawdy. To mi da wreszcie ulgę.
Przynajmniej to.
Danuta Rossman nie dożyła wydania swoich wspomnień, ale zostawiła swój w nich głos. Ważny. Zwłaszcza w odwiecznym sporze o sens i konieczność wybuchu Powstania Warszawskiego, którego istnienie i trwanie pomimo upływu czasu dla mnie jest dowodem na to, że świetna propaganda sowietów osiągnęła cel, a jej skutki dosięgają kolejnych pokoleń.
Słyszę ich chichot z zaświatów, bo o takich efektach nawet nie marzyli.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Łączniczka „Zośki”: wspomnienia Danuty Rossman – Dorota Majewska, Aleksandra Prykowska, Wydawnictwo Sport i Turystyka – Muza, 2021, 352 strony.
Wywiad z bohaterką wspomnień Danuta Rossman.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna
Dodaj komentarz