Rzeczy, które kończą się inaczej, niż można by się spodziewać.
Ten tytuł jednego z podrozdziałów tej powieści trafnie ujmuje jej całościowy charakter, w której pewne są tylko trzy rzeczy – główny bohater Robert, jego przyjazd jako kuracjusza do sanatorium w Beskidach Niskich i jego wyjazd. To, co dzieje się w międzyczasie jest tak niepewne, niestabilne, płynne i nieprzewidywalne, jak samo życie, w którym przeszłość jest mgła, przyszłość jest ćma, rządzone przez trzy namiętności ludzkości – władzę, pieniądze i seks. Autor spośród nich wybrał tę ostatnią i stworzył dla jednych powieść fantastyczną, dla innych obyczajową, a dla mnie przede wszystkim filozoficzną, a przez to mocno rozerotyzowaną i gęstą od wielu przesłań, konkluzji, wniosków oraz przemyśleń. Jedną z nich była myśl, by życie ukazać przez pryzmat mężczyzny, bo dzisiaj dużo mówi się o kobietach, pisze się o kobietach, czyta się o kobietach: kobiety ciekawsze, bo mężczyźni przecież myślą tylko o dupie i cyckach, o seksie. W efekcie kobiety są tak ukształtowane religijnie i kulturowo, że w to wierzą. By współczesna Ewa zapomniała, że przed nią była Lilith i o jednym z tych niepisanych praw świata, o których się nigdy nie mówi, a które uświadamiamy sobie w samotności nad ranem. To prawo mówi, że kocha się tylko jedną osobę w życiu, tak jak jest jedna matka i jeden ojciec, i jeden Bóg, jedno życie, i jeden język, którym mówi się od dzieciństwa i w ogóle wszystko, co ważne na świecie, jest tylko jedno, jedyne, niepowtarzalne.
Tak, jak Lilith.
Jedyna kobieta i jedyna miłość w życiu Adama, która jest jak ogień, a wokół niej krążący jak ćmy, mężczyźni. To wokół niej zakrzywia się czasoprzestrzeń każdego z nich. To ona jest środkiem ich świata. To w niej chcą się zanurzyć, dać się porwać i pochłonąć, tylko tego tak naprawdę pragnąc. To jej się boją, ostatecznie wybierając uległą Ewę. To za nią tęsknią, szukając jej wśród innych kobiet. To ona jest przyczyną Adamowego rozdwojenia między profanum a sacrum. Między ogniem, strachem, grzechem, fantazją i krwią Lilith a zapachem mleka, uległością, stabilnością, domowym ogniskiem i niewinnością Ewy. To jest ta męska, syzyfowa walka z samym sobą i ze światem z góry skazana na niepowodzenie, bo Lilith nie da się obłaskawić, spętać i zachować dla siebie, bo ona z kolei szuka w mężczyznach odległych ech Boga, tych popłuczyn Jego siły i miłości. Ma takie same szanse na ich znalezienie jak dowolny z mężczyzn na usidlenie jej.
Koło życia napędzane poszukiwaniem miłości się zamyka.
A życie to nie Raj, tylko ziemia, i wszyscy jesteśmy pęknięci w środku. Wszystkie Ewy nierozumiejące Adamów i wszyscy Adamowie od patriarchów i proroków począwszy, na zwykłych śmiertelnikach skończywszy. Ten obłęd nieustannego i bezskutecznego poszukiwania miłości widać w tekście, którego wątki fabuły prowadzą w wielu kierunkach jednocześnie. Czas zakrzywia się, mieszając literaturę z życiem. Bohaterowie literaccy czytanej przez Roberta powieści wnikają do jego rzeczywistości, stając się postaciami realnymi, za którymi stoi wiele historii. Każda z nich jest wieloznaczna, niedookreślona, zmienna i z kilkoma prawdopodobnymi życiorysami. Opowieści biblijne mieszają się z mitami, a te z kolei z miejscowymi podaniami. Nawet miejsca akcji ulegają przemianom, poddając się złudzeniom, a sny i stany nieświadomości Roberta nabierają realnego wymiaru, determinując jego zagubienie, postępowanie i zachowanie, przypominające błędne brodzenie w gęstym bagnie zdarzeń, emocji i postaci, w którym czas nie istnieje, zatrzymuje się, kurczy lub rozciąga. Nawet kolejność poszczególnych części tekstu dubluje się, sugerując równoległość i równoważność działów alternatywnych akcji powieści, by zobaczyć rzeczy, które widuje się czasem we własnej głowie lub o których się marzy czasem w niedzielę, lub o których czyta się w książkach, lub których można się tylko domyślać albo które są takie same, ale jednak inne.
Jest jeszcze jedna rzecz pewna w tej historii.
Miłość. Jakakolwiek by ona była i jakąkolwiek postać by przybrała – demonicznej Lilith, wszechmiłującego Boga, zafiksowanego na pierwotnym popędzie Adama czy uległej i zazdrosnej Ewy. A przez to złożona w swojej wydawałoby się prostocie – między mężczyzną a kobietą. Jest wszędzie na kartach tej opowieści. Czasami pod postacią chociażby sowy uosabiającej Lilith, bo dużo w niej symboliki. Widziana oczami mężczyzny i przez mężczyznę analizowana i tłumaczona, a przez mężczyznę-pisarza przedstawiona w formie literackiej. W sposób misterny w przekazie, plastyczny narracyjnie, w którym króluje realizm magiczny i piękny językowo. A wszystko po to, by wytłumaczyć skłonność mężczyzny do poligamii, odwołując się do archeologii jego duszy oraz przekazów biblijnych, mitycznych i folklorystycznych. Stworzyć swoistą alternatywę dla psychologii upatrującej jej w konstrukcji psychicznej mężczyzny, który w genach nie ma wpisanej monogamii.
Jednak uwaga!
Powieść jest tylko i wyłącznie próbą zrozumienia tego stanu rzeczy, a nie usprawiedliwieniem postępowania mężczyzny. Prawo do takiego wniosku daje mi motto uczynione z cytatu zaczerpniętego z twórczości Brunona Schulza, którego duch unosi się na całą powieścią, a poprzedzające powieść – Nie odpowiadam za swoje sny. Owszem, odpowiada pan. To w tym momencie autor zapowiada konsekwencje braku odpowiedzialności za, wydawałoby się, rozwiązłe postępowanie mężczyzny, a które ponoszą poszczególni bohaterowie – przestępstwa, ucieczka w nałogi, uprzedmiotowienie kobiety czy fiksacja w religii.
Geny genami, popęd popędem a zrozumienie zrozumieniem, ale jest jeszcze coś takiego, jak praca nad sobą – ta myśl wyraźnie wybrzmiewa w tej powieści.
I jeszcze jedno skojarzenie.
Gdyby ktoś szukał podobnej publikacji, ale dotyczącej z kolei archeologii duszy kobiecej, to polecam Biegnącą z wilkami Clarissy Pinkoli Estés.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Kocham cię Lilith – Radek Rak, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2014, 344 strony, literatura polska.
Autor w ogniu kilku pytań.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść filozoficzna
Dodaj komentarz