Ciężki miał żywot Alois Pokora.
Można powiedzieć, że urodził się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu. Tak pełne żalu, wściekłości, gniewu, cierpienia do wszystkich wokół ono było. Brnął przez nie z trudem, niesiony przypadkiem i mimowolnie wciągany w wir wydarzeń przez innych, a ja z ciekawością wsłuchiwałam się w jego konfesyjną narrację. Właściwie skierowaną w przeważającej części do swojej niespełnionej miłości życia – Agnes. Dziewczyny, a potem kobiety, dla której żył, cierpiał i toczył swoją cuchnącą kulkę gnoju, niczym żuczek gnojownik pobudzany jedynie instynktem istnienia. Byle do przodu, byle do kolejnego etapu życia, byle do kolejnego awansu zawodowego i sukcesu życiowego, które zbliżały go do Agnes, a od której rzuciło go aż na zachód Europy w okopy I wojny światowej. Właśnie skończył dwadzieścia siedem lat i szrapnel sprowadził na niego ciemność nieświadomości, która stała się punktem wyjścia do opowieści o swoich skomplikowanych i pokręconych dziejach. O chłopcu, a potem mężczyźnie z Górnego Śląska. Jednego z dziewięciorga żyjących rodzeństwa górniczej rodziny Pokorów, z której został wyrwany do szkół, a potem na studia w Breslau, a rozpoczętych za cudownym wstawiennictwem miejscowego księdza partycypującego w ich kosztach. Dorosłego człowieka mającego problemy z własną tożsamością, próbującego usilnie ustalić, kim tak naprawdę jest, dokąd idzie i czego pragnie, by przestać być stale przyszpilanym do ściany przez oczekujące spojrzenia innych. Jego starania systematycznie niweczyła i zmieniała rzeczywistość kształtowana przez wielką politykę czasów, w których przyszło mu żyć, a co za tym idzie, wielką historię ustalającą powojenną polskość lub niemieckość Śląska.
Piekielnie trudny okres przemian.
W tym jednym, skomplikowanym i emocjonalnie pokazanym żywocie autor zobrazował losy wielu ludzi na Śląsku, którzy, nam współczesnym, wydawali się ówcześnie Polakami, ale w rzeczywistości, których realia można odnaleźć w licznych źródłach historycznych, ich świadomość narodowa po wielu dekadach niewoli zaborowej, nie była jednoznacznie polska. W przypadku Aloisa Pokory nawet światopogląd nie był stały. Zmieniał się w zależności od wciągających go okoliczności uzależniających, od socjalistów począwszy na nacjonalistach skończywszy. W tym zagubieniu ostatecznie poszukiwał spokojnego życia i normalności tak, jak wielu mu ówczesnych. Autor obalił mit?, przeświadczenie?, zniekształcenia historyczne?, że Polacy gremialnie czekali na wolność, od lat pielęgnując polskość i chętnie się za nią opowiadając. Tak naprawdę pokazał to, co można przeczytać w dokumentach i wspomnieniach świadków tamtych czasów o odradzaniu się niepodległej Polski (Wasserpolacken Joachim Ceraficki, Emisariusz Niepodległości Michał Sokolnicki, Polski wir I wojny Agnieszka Dębska i wiele, wiele innych), a na co zżymał się Józef Piłsudski – nie było hurraoptymizmu, a Naczelnik musiał ciężko się napracować, żeby to zmienić i osiągnąć zamierzony cel.
Polska narodziła się z chaosu, w cierpieniu i bólu.
Metaforycznie z takiego samego chaosu, w takim samym cierpieniu i bólu rodziła się również „niepodległość” Aloisa Pokory, wychowanego przez okrucieństwo, w okrucieństwie, do okrucieństwa, by w wieku trzydziestu czterech lat zrozumieć, że Agnes, która zastąpiła mu Boga, nie istnieje, istnieje tylko ta znudzona, bogata, zepsuta mieszczka, którą podniecała gra, bawienie się słabym, bezbronnym chłopcem. Że świat, który wydawał mu się szkatułką pełną skarbów, tak naprawdę okazał się latryną pełną gówna. Że to, co wydawało mu się chaosem bezsensownego wrzasku i gniewu opowiadanym przez idiotę w roli głównej, ukształtowało go, nadając ostateczną formę świadomości i tożsamości Aloisa Pokory. Że sens jego życia nie określa klasa społeczna, pochodzenie, społeczny awans, ale jego działania i czyny, które zmieniają i wpływają na otaczającą go rzeczywistość, a co najważniejsze – mogą ją zmieniać. Że pokora wobec życia i pogodzenie się z dziedzictwem mentalnym ojca mówiącego – …lepszy świat nie jest możliwy. Ten, w którym przyszło nam żyć, ludziom takim jak my, mierzwie ludzkiej, nie sprzyja. Innego świata nie będzie. – było błędem, bo świat zawsze może być inny i lepszy bez względu na czas i miejsce poprzez człowieczą aktywność, a nie bierność. Poprzez walkę o niego, a tym samym o siebie.
Błędem, który zrozumiał zbyt późno.
A może nie? Może nie było za późno? Może, tak jak w poprzednich skrajnych zdarzeniach, tym razem również dopisze mu szczęśliwy zbieg okoliczności wyrywający ze szponów śmierci? Tego nie wiem, bo autor pozostawił mnie z otwartym zakończeniem powieści. Jego dokończenie i interpretacja zależy już tylko ode mnie. Od każdego następnego czytelnika.
Swoją drogą jestem ich bardzo ciekawa.
Dla mnie to była kolejna, bardzo potrzebna lekcja świadomości historycznej (po Królu) w formie literackiej obrazowo, rzeczowo, emocjonalnie, boleśnie, a zarazem pięknym słowem poprowadzona.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Pokora – Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie, 2020, 518 stron, literatura polska
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść historyczna, Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz