I tak samo niezwykły był Poldek Tyrmand. Człowiek nie do podrobienia. Nie wiem, jak można o takim napisać książkę. Myśli pan, że się da?
To pytanie do autora skierował Jerzy Przeździecki. Przyjaciel Leopolda Tyrmanda. Autor nie tylko myślał, że jak najbardziej da się, ale również ją napisał. Dostrzegł w tej wielobarwnej postaci o nieprzeciętnym życiorysie pełnym tajemnic i białych plam ogromny potencjał. Jednak pod jednym warunkiem, który sobie postawił – pokazanie człowieka w całej jego złożoności. Jego pełnej historii, z której obrazu nie utworzy ani dobra, ani zła. I tę złożoność w jednej osobie, dla mnie niezwykłej, barwnej, niebanalnej, oryginalnej, udało mu się ukazać. Skupić wielogłos znanych (Z. Herbert, S. Kisielewski, T. Konwicki i wielu innych) i mniej znanych jego najbliższych oraz wrogów i, przepuszczając przez śledczą soczewkę reportera, wyłonić złożoność twórczego, inteligentnego, utalentowanego i kreatywnego człowieka uwikłanego w burzliwą historię Polski i Europy.
Człowieka, który z jednej strony nie miał talentu muzycznego i nie grał na żadnym instrumencie, ale stał się pionierem, akuszerem, apostołem i ojcem chrzestnym zaistnienia amerykańskiego jazzu w socjalistycznym państwie. Który stale cierpiał na niedobory finansowe, ale uchodził za bikiniarza w kolorowych skarpetkach idącego z duchem mody. Nikt nie domyślał się, że te topowe kołnierzyki szył z materiału pobieranego z tyłu koszul, lecz niewidocznego pod marynarką.
Który miał problemy z pracą uniemożliwianą mu przez reżim, ale jeździł ostentacyjnie ulicami Warszawy Oplem, na którego nikt ówcześnie z jego środowiska nie mógł sobie pozwolić. Który trzymał się z dala od prorządowej elity warszawskiej świata artystycznego, ale stworzył najbardziej wnikliwy jej obraz dusz i talentów zaprzedanych i ujętych w bestsellerowym Dzienniku 1954. Który od zawsze był działaczem w opozycji, ale atakowany przez wrogów za publikacje w komunistycznym czasopiśmie litewskim w latach młodości. Który wybierał kobiety na swoje partnerki życiowe pod warunkiem, że ich ojcowie byli młodsi od niego, ale długo zwlekał z założeniem rodziny, chociaż to właśnie role ojca i męża zostały wykute w kamieniu nagrobnym spośród wielu pełnionych w życiu, tak jakby one były najważniejsze. Który pomógł obcemu, pobitemu przez SB mężczyźnie na ulicy, otaczając go pełną opieką, a jednocześnie, uchodząc za egoistę i snoba. Który, jako żydowski chłopiec, uciekł z Polski przed Niemcami na Litwę, gdzie został aresztowany przez Sowietów, od śmierci tychże Sowietów ratują Niemcy. Któremu udało się przeżyć Holocaust poza Polską, ale trafić jednak do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Norwegii. Który będąc Żydem, nosił paszport francuskiego katolika. Który w radosnej i optymistycznej propagandzie odbudowywania stolicy, widział Warszawę pełną szemranego towarzystwa prostytutek, kanciarzy i gangów, chroniąc tużpowojenny obraz miasta w pierwszej socjalistycznej powieści kryminalnej Zły, z której autor zaczerpnął podtytuł do biografii pisarza, wznawianej do dzisiaj i wiecznie w czytaniu, co sprawdziłam w mojej bibliotece publicznej – bez rezerwacji permanentnie niedostępna. Który takich sprzeczności miał w sobie dużo, dużo więcej, a których przyjemność odkrywania pozostawiam kolejnym czytelnikom. Autor zebrał do tego celu ogrom materiałów z wielu źródeł, często cytując je i ilustrując licznymi fotografiami.
Dla mnie najważniejszym, bo ponadczasowym, był umiejętnie, wnikliwie, obiektywnie zbudowany obraz człowieka, którego najtrafniej opisał Wojciech Karolak – Kolorowy, piękny ptak, który nie wiadomo, skąd się wziął w tej szarej rzeczywistości i ubarwiał ją samym swoim byciem. Który dusił się w opresyjnym ustroju, szukając trzeciej drogi wyjścia poza dwiema znanymi – ulec lub umrzeć wewnętrznie. Tę jego walkę o siebie toczoną właściwie od wybuchu drugiej wojny światowej, o własny światopogląd, indywidualną ścieżkę rozwoju, wyraźnie widziałam w tej śledczej opowieści reporterskiej przypominającej raczej sensację niż biografię.
Wielką i zaciętą walkę z systemem o umysłowe przetrwanie.
Dla mnie to w niej widać tę Tyrmandowską złożoność osobowości człowieka nieugiętego, walczącego o swoją jednostkową niepodległość. Pisarza, który, jak jego bohater z powieści Zły, był zły, a jednak dobry albo dobry, ale zły. Polski Janosik, bo taką miał wolę nim być, słuchający wewnętrznego głosu i wierzący w swój geniusz, intuicję i szczęście, by ostatecznie osiągnąć sukces i nadal nieskrępowanie patrzeć sobie w oczy w lustrze sumienia.
Autor pięknie to pokazał.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Tyrmand: pisarz o białych oczach – Marcel Woźniak, Wydawnictwo Marginesy, 2020, 496 stron, literatura polska.
Zwiastun książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna
Dodaj komentarz