W końcu nakłonienie jej do czegokolwiek to bułka z masłem.
To sarkastyczne stwierdzenie jednego z bohaterów powieści podkreślało buntowniczą, niepokorną i niezależną osobowość Isabelle. Nic dziwnego! Miała dopiero osiemnaście lat i wszystkie cechy trudnej nastolatki. Dziewczyna chciała czuć życie, doświadczać go i działać. Czasy, w których przyszło jej żyć, sprzyjały – właśnie wybuchła wojna, a Paryż, jej miejsce urodzenia i dorastania, zajęli Niemcy. Jeśli do tej niepokornej duszy dodać autorytet bohaterskiej kobiety Edith Cavelli ratującej życie alianckim lotnikom, na której życiu wzorowała się, to nie mogło stać się inaczej, niż ją naśladować. Musiała zacząć działać we francuskim ruchu oporu. Chciała stać się bohaterką wojenną. Stanąć po stronie generała Charlesa de Gaulle’a nawołującego do przeciwstawienia się okupantowi. Przecież jej życie nie mogło tak wyglądać. Schwytana w potrzask w jednym domu z hitlerowcem, w miasteczku, które poddało się Niemcom bez cienia protestu.
Dokładnie tak, jak jej siostra Vianne.
Zupełne jej przeciwieństwo. Zwolenniczka generała Phillipe’a Pétaina i rządu Vichy, który poddał Francję i namawiał Francuzów do uległości i bierności. Vianne wierzyła mu i zupełnie nie rozumiała młodszej siostry, która nie była jeszcze mężatką i nie miała dzieci, zabiegając o ich bezpieczeństwo. Dopóki dramatyczne wydarzenia same nie wciągnęły jej w swój niebezpieczny wir, w którym człowieczeństwo i bestialstwo naprzemiennie przybierało postać stacjonujących u niej niemieckich oficerów. W którym mieszało się bohaterstwo i tchórzostwo, stając się niejednoznacznym. Skomplikowane relacje sióstr stojących po przeciwnych frontach światopoglądu, jeszcze bardziej złożone przez tragiczne zdarzenia niesione przez wojnę, były kanwą fabuły tej powieści. Jej nić wspomnień snuła po kilkudziesięciu latach jedna z sióstr, której tożsamość poznałam na ostatnich stronach książki. Ten zabieg tajemniczości był niezbędny, abym w trakcie czytania, bez sugestii, mogła sama określić, która z postaw była ostatecznie słuszna, a która tchórzliwa. Odpowiedź nie była dla mnie łatwa tak, jak nie były łatwe losy obu kobiet. Tragizm ich sytuacji przewartościowywał mój system oceny i nieustannie zmiękczał jego sztywne kryteria.
Drugim atutem tej powieści była jej historyczna wiarygodność.
Wojnę stanowiącą tło dla dziejów jednej rodziny, do której należały główne bohaterki, autorka przedstawiła bardzo rzeczowo i realnie. Włącznie ze zmieniającym się nastawieniem i poglądami Francuzów wobec polityki okupacyjnej Niemców. Wykorzystanie jej jako tła do losów Słowika, które było pseudonimem Isabelle, miało jedno zadanie – opowiedzieć o odwadze kobiet w czasie drugiej wojny światowej w ich imieniu. Tych milczących, o których milczy również historia.
Dlaczego?
Autorka doszła do wniosku, który włożyła w usta narratorki – Opowiadanie historyjek to działka mężczyzn. […] Kobiety żyją dalej. Dla nas ta wojna była czym innym niż dla nich. Kiedy się skończyła, nie brałyśmy udziału w paradach, nie dostawałyśmy medali, nie wspominano o nas w książkach historycznych. W czasie wojny robiłyśmy to, co do nas należało, a gdy się skończyła, pozbierałyśmy kawałki i zaczęłyśmy życie od nowa. I nie miała na myśli tylko postawy o głośnych czynach pokroju Isabelle i jej pierwowzoru literackiego – Andrée de Jongh, ale również te ciche bohaterki dnia codziennego, o których działaniach nikt nie wiedział poza nielicznymi osobami wtajemniczonymi, które uosabiała Vianne.
Było w tej opowieści mnóstwo emocji!
Skrajnych, silnych, bolesnych i pięknych w morzu cierpienia. Zaryzykowałabym nawet określenie – męczeńskich. Może dlatego powieść wydała mi się mocno ckliwa, chociaż ostatecznie ten koktajl emocji wypełnił moje oczy łzami. Tę opowieść koniecznie należy czytać w pakiecie z chusteczkami. Przydają się zwłaszcza w końcówce powieści podczas zamykania wszystkich wątków.
Bo jest w niej miłość!
Odmieniana przez wszystkie przypadki i tryby czasu. Ukazana we wszystkich jej rodzajach – siostrzanej, matczynej, ojcowskiej, dziecięcej i tej łączącej mężczyznę i kobietę. We wszystkich jej aspektach – zakazanej, złamanej, rozdartej, ukrywanej, zdradzonej, zbrukanej, zniekształconej, poranionej, niezniszczalnej, zgwałconej i się poświęcającej.
Przede wszystkim niezwyciężonej!
To opowieść o jej potędze, sile i mocy czynienia wielu cudów – podnoszenia z kolan i miłosiernego zapomnienia. Wbrew wojnie i jej paradoksalnie największemu wrogowi – człowiekowi. Istotę tej myśli autorka ujęła w pierwszym zdaniu, którym narratorka zanurzyła się we wspomnienia, pociągając mnie za sobą – Jeśli moje długie życie czegoś mnie nauczyło, to tego, że miłość pokazuje nam, kim chcemy być, wojna zaś – kim jesteśmy.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Słowik – Kristin Hannah, przełożyła Barbara Górecka, Wydawnictwo Świat Książki, 2020, 558 stron, literatura amerykańska.
Film promocyjny książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść historyczna
Czeka na mojej półce na właściwy moment. Muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się Twój blog – będę tu częściej zaglądać 🙂
Ja takich książek czekających na półce mam mnóstwo, więc bardzo dobrze ciebie rozumiem. Dziękuję za miłe słowa. 🙂