W twoim kraju wojna! – Małgorzata Niezabitowska
Wydawnictwo Ośrodek Karta , 2016 , 335 strony
Literatura polska
Nie znałam chlubnej przeszłości autorki.
Zawsze kojarzyła mi się z rolą rzeczniczki prasowej rządu Tadeusza Mazowieckiego z charakterystyczną grzywką zaczesywaną na czoło. Krucha blondynka nie wyglądała na konspiratorkę i wojowniczkę. Na wojnę szli mężczyźni, a kobiety ich wspierały. Autorka padła ofiarą tego stereotypu, który, paradoksalnie ze względu na konspirację, podtrzymała.
A była konspiratorką i wojowniczką.
Swoją tajną działalność w czasie stanu wojennego, który nazywała wojną polsko-jaruzelską, ujęła w tym swoistym, trójkolorowym tryptyku, uwidocznionym w trzonie książki.
To celowy zabieg wydawniczy. Każda z tych części ma inny charakter przekazu, odmienną narrację, różny cel przeznaczenia i powód powstania, ale wszystkie stanowią nierozerwalną, integralną i uzupełniającą się całość. A wszystko dlatego, że dwie pierwsze części dokumentowania wojny polsko-jaruzelskiej powstawały na bieżąco w czasie stanu wojennego.
Część pierwszą, szarą, głęboko zakonspirowaną włącznie z prawdziwymi danymi autorki, w której narratorem uczyniła mężczyznę, świadomie pisała z myślą o odbiorcy zagranicznym. Maszynopis utrzymany w formie dziennika, a którego zdjęcie pierwszej strony rozpoczyna tę część, miał przybliżyć wszystko to, co działo się w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego.
Dlatego zaczyna się, podobnie jak druga część, 13 grudnia 1981 roku, a kończy 21 marca 1982 roku. Autorka starała się w dzienniku reżimowym kłamstwom przeciwstawiać prawdę, tłumaczyć wydarzenia w Polsce, sytuację polityczną i gospodarczą, ale i zwykłą codzienność Polaków stojących w kilometrowych kolejkach po reglamentowane jedzenie.
Ale nie tylko. Chciała, poprzez autentyczne wydarzenia przekazywane na gorąco, poruszyć czytelników, wstrząsnąć nimi, przez emocjonalny przekaz sprawić, aby gdzieś tam, w dalekiej Europie, współodczuwali nasz dramat. Również z przekory i bojowego nastawienia. Zagrać komunistom na nosie i udowodnić, że można przełamać mur milczenia blokujący prawdziwą informację i obnażyć dezinformacyjne działania komunistycznego rządu wobec Zachodu. Metaforycznie pokazać słynny gest Kozakiewicza uwieczniony na jednym ze zdjęć.
Przemycane w tej formie przez granicę relacje ukazywały się we włoskich i francuskich tygodnikach jako Dziennik buntownika z Warszawy.
Część druga, błękitna, to osobista, rodzinna relacja o charakterze dziennika, a zarazem pamiętnika utrwalającego wszystko to, co działo się w rodzinie i otoczeniu autorki. Bardziej refleksyjna i emocjonalna, ujawniała nazwiska pojawiających się w niej osób oraz samej autorki, ale na tyle nadal zakonspirowana, by w razie ujawnienia, jak najmniej osób mogło ponieść konsekwencje ze strony władz. To dlatego tę część rozpoczyna zdjęcie rękopisu zawierającego przede wszystkim codzienność rodziny autorki, jej męża i córki oraz przyjaciół.
Lęk, niepewność, wściekłość, bezsilność, brak poczucia bezpieczeństwa, stałe zagrożenie, walka z wątpliwościami, czy to wszystko ma sens? czy jest jakkolwiek interesujące? pokazuje choćby ułamkowo, co się u nas i z nami dzieje? oddaje moje uczucia?, ale i niezwykła wola walki z reżimem zgodnie z przekonaniem wyniesionym z domu – warto walczyć w słusznej sprawie, to charakterystyczna cecha narracji tej części. To tutaj najbardziej odczułam niedosyt pełnej wiedzy wynikający z niedopowiedzeń na temat konspiracyjnej działalności autorki i jej męża, sygnalizowanych ogólnymi i zdawkowymi stwierdzeniami, że dzieje się, że działają, ale pisać o tym nie może.
Wtedy.
Dzisiaj, po 35 latach dopisała część trzecią, białą, w pełni opisującą to, czego nie mogła ujawniać w dwóch poprzednich – dokładny opis wszystkich akcji dokumentujących wojnę polsko-jaruzelską. Przygotowania, sposoby robienia zdjęć, procedurę kontaktów z łącznikiem z Francji, dzięki któremu materiały wypływały poza granice Polski, zdjęcia z ulic Warszawy pełne wojsk, nielegalnej drukarni,
internowanych działaczy „Solidarności” w więzieniu, uwięzionego Lecha Wałęsy, którego zdjęcia obiegły świat,
starć ludności z oddziałami ZOMO na ulicach Warszawy.
Oglądałam liczne zdjęcia jej autorstwa ilustrujące tekst i czytałam te relacje jak doniesienia sensacyjne, w których stawką była z jednej strony wolność Polski, a z drugiej życie ludzkie. To dzięki autorce świat znał prawdę o stanie wojennym. Jej dziennik i zdjęcia były w tym początkowym, niepewnym czasie ciszy informacyjnej jedynymi źródłami prawdziwej wiedzy. Z narażeniem życia dokumentowała wraz z mężem wszystko to, co działo się wokół niej.
Dla siebie, dla Zachodu i dla Polaków.
Nie widzi jednak w tym bohaterstwa, pisząc – Nie pochlebiam sobie, że zostanę potraktowana niczym Mata Hari i jako superagentka skazana na najsurowszą przewidzianą w kodeksie karę śmierci, ale najniższa, dziesięć lat więzienia, dostatecznie podnosiła poziom adrenaliny.
Dla mnie to była relatywna wersja mojego czasu stanu wojennego, który przeżywałam bezpiecznie w domu jako dziecko. Powoli poznaję ten nieznany mi dotychczas świat aktywnych dorosłych. Widziałam już, co w tym czasie robił dla mnie Jacek Kuroń, czytając jego Listy jak dotyk. Zobaczyłam, co robiła niepozorna kobieta, zaprzeczająca stereotypowi walczącego tylko mężczyzny. Dla współczesnych i przyszłych pokoleń to świadectwo aktywnego świadka tamtych dni i źródło wiedzy na temat życia w peerelowskiej rzeczywistości, w której wachlarz postaw w walce z reżimem rozpościerał się od walczących poprzez biernych do zwolenników.
Jednak najważniejsze przesłanie tej opowieści kryje się między wierszami.
Postawa autorki nie wzięła się z powietrza. To doskonały przykład sztafety wychowania patriotycznego do niepodległości przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W jej rodzinie ojciec, żołnierz AK, zamiast bajek opowiadał prawdziwe, rodzinne historie, powtarzając te ulubione, o działaniach tajemnych, sekretnych, zakazanych, o spiskach przeciw zaborcom i okupantom, tak często, że stały się oczywistością. Te lekcje miłości do Ojczyzny uczyniły autorkę gotową na jej kolej, a kiedy nadeszła, podołała. Mimo wątpliwości zawartych w pytaniach do siebie samej – Czy jestem tchórzem? Mój Boże, chyba nie, lecz boję się… I tego zastrzyku adrenaliny życzy najmłodszym czytelnikom, nie w kolejnej narodowej tragedii, ale w codziennej walce w słusznej sprawie.
Piękna postać!
A kruchy wygląd i grzywka w tym wszystkim straciły jakiekolwiek znaczenie.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz