Powstańcy ’44 bohaterowie i świadkowie: rozmowy i relacje – Małgorzata Czerwińska-Buczek
Wydawnictwo Bellona , 2015 , 311 stron
Literatura polska
Wyjątkowe rozmowy wyjątkowych przyjaciół.
Czyniące z tej książki nie zbiór reportaży czy wywiadów, ale szczerych wspomnień spisanych w dokładnie takiej jakości relacjach tylko i wyłącznie dlatego, że ich bohaterowie zaufali autorce. Nie reporterce, ale człowiekowi. Niektórzy z nich otworzyli się po raz pierwszy od 70 lat po wybuchu Powstania Warszawskiego. Bo przecież Boże, jak ciężko jest szperać w pamięci, kiedy tak dużo pozostało skrajnych wspomnień… – mówił jeden z nich, Sławomir Pocztarski. Byli „zwierzyną łowną” – uzasadniała ich lęk i strach autorka – nie tylko w czasie Powstania (autorka, wyrażając szacunek, używa dużych liter, więc pozostanę przy jej pisowni), ale również długo po nim. Więc najpierw było zaufanie, potem rozmowy, w których powracali do dramatycznych lat młodości i traumatycznych wydarzeń, a dopiero potem pomysł i potrzeba utrwalenia tych relacji w formie książki. Bardzo emocjonalnej w treści nie tylko ze strony Powstańców, ale i w narracji samej autorki. Te moje odczucia potwierdziła w ciekawym wywiadzie radiowym i w kilku pierwszych zdaniach rozpoczynających wstęp – Ta książka miała być historią ludzkich przeżyć, a jest zapisem wielkich emocji i przyjaźni. Powstała z miłości i miłością była karmiona… Nie ma nic bardziej pożądanego i właściwszego niż dokładnie taki logiczny ciąg zdarzeń, by powstała tragiczna w swoim wymiarze, ale piękna jednocześnie w postawach, opowieść o Powstaniu Warszawskim ukazywana z wielu punktów widzenia ich uczestników a zarazem świadków lub tylko świadków, bo byli za mali, by czynnie w nim uczestniczyć. Mieli od 14 do 22 lat w chwili wybuchu Powstania. Mogłam dokładnie wyliczyć sobie ich wiek na podstawie daty urodzenia podanej w krótkim wprowadzeniu do życiorysu, poprzedzającym dalsze relacje. Dodatkowo opatrzonym zdjęciem rozmówcy z lat młodości z wyróżnionym cytatem jego słów.
Walczyli w różnych punktach Warszawy lub przemierzali ją z dzielnicy do dzielnicy, tworząc osobisty szlak walki. Byli świadkami okrutnych scen (pacyfikacja szpitala) lub bohaterami cudownych ocaleń spod ostrzału lub planowanych rozstrzelań tak, jak Joanna Chmielińska, która po wojnie została siostrą zakonną, do dzisiaj modlącą się za Niemca z plutonu egzekucyjnego, który ocalił jej życie. To dlatego nierzadko pada w tych wspomnieniach fraza lub jej podobne – Zrozumiałem, że przeżyłem własną śmierć!.
A mimo to, nie czuli się bohaterami.
Byli anonimowi. Jednymi z wielu. Tylko nieliczni rozpoznawalni z filmów dokumentalnych z tamtych lat tak, jak Witold Kierżun:
W większości wychodzący z anonimowości dopiero tą publikacją. Towarzyszyłam im wszędzie – w kamienicach, piwnicach, kanałach, szpitalach i kościołach. Widziałam śmierć wokół, ale i miłość, która dawała siłę, by przetrzymać to wszystko. By przeżyć. To była młodość, jak wspomina Urszula Katarzyńska – weszłam w najpiękniejszy okres swojego życia. Okupant dookoła „rozsiewał śmierć”, a mnie tak bardzo chciało się żyć – byłam zakochana. Nie ma nic bardziej tragicznego i bardziej wzmacniającego niż miłość w oceanie śmierci. I chyba właśnie to chciał między innymi pokazać reżyser Jan Komasa w Mieście 44 i o czym pisał Marek Edelman w I była miłość w getcie. To dlatego, pomimo upiorności przeszłości, rozmówcy dziękowali autorce (mówi o tym w wywiadzie radiowym), za możliwość powrotu do lat młodości. Jakakolwiek by ona nie była.
Innej nie mieli.
Obraz każdej historii odtwarzanej z pamięci autorka ilustrowała licznymi zdjęciami z miejsc akcji oraz samych bohaterów z lat okupacji, powojnia i czasu obecnego:
I mimo, że jest ich w tej publikacji opisanych tylko dziewięć, to tak naprawdę znajduje się ich tutaj o wiele więcej. Wokół każdej krążyły losy ludzi, których Powstańcy znali osobiście lub obserwowali ich działalność. Nie mniej ważną w poświęcaniu się dla innych, jak na przykład postać księdza Tomasza Rostworowskiego zwanego powszechnie ojcem Tomaszem. I wielu innych ludzi, którzy już odeszli i nie zdążyli lub nie mieli odwagi zostawić osobistego świadectwa powstańczej Warszawy. Być może ta publikacja pozostanie jedyną, w której o nich wspomniano. Zresztą niektórzy bohaterowie relacji również nie zdążyli opowiedzieć autorce wszystkiego, a jeśli nawet im się to udało, to nie doczekali publikacji swojej książki. Widać w tym przekazie, jak powoli odchodzi najmłodsze, ostatnie pokolenie Powstańców. Autorka jeszcze zdążyła utrwalić to inne spojrzenie na Warszawę, w której każdy mur pełni rolę swoistego pomnika upamiętniającego tych, którzy ginęli za nią. Jest w tej książce taki fragment wspomnień Marii Pajzderskiej, który dobitnie mi to ukazał i uzmysłowił i czego zawsze będę świadoma dzięki tej książce – Z podwórka wyszedł jakiś pijaczek. Zataczał się, coś przeżuwał, resztki wypluł na ścianę domu. Poczułam jak robi mi się słabo. To była ta ściana. Przed oczami stanął obraz sprzed lat… Rok 1943, szłam do kolegi na Grójecką. Nagle zajechały niemieckie samochody. Udało mi się schować w najbliższej bramie, ale kątem oka zobaczyłam, co działo się na ulicy. Niemcy wyprowadzili z samochodów ludzi, ustawili ich pod ścianą. Słyszałam serie z karabinów, zobaczyłam osuwające się ciała…
Gdy posiadło się zdolność podwójnego widzenia, umiejętność nakładania na obrazy współczesne scen z przeszłości, gdy ma się świadomość takich rzeczy z pozoru drobnych i nieistotnych, ale składających się ostatecznie na postawę szacunku wobec przeszłości własnego narodu, wtedy na pewno nie ukradnie się napisu znad oświęcimskiej bramy obozowej.
Przewartościowanie – to jest właśnie efekt towarzyszenia tym wyjątkowym rozmowom z wyjątkowymi ludźmi.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Tagi: książki w 2015
Dodaj komentarz