Nic zwyczajnego: o Wisławie Szymborskiej – Michał Rusinek
Wydawnictwo Znak , 2016 , 316 stron
Literatura polska
Przepiękna opowieść!
Nie biografia, nie monografia, a właśnie opowieść o Wisławie Szymborskiej przez pryzmat piętnastu lat sekretarzowania noblistce przez autora. Tkliwa, ale nie ckliwa. Ciepła, ale nie letnia. Osobista, ale nie ekshibicjonistyczna. Intymna, ale nie nietaktowna. Wzruszająca, ale nie melodramatyczna. Zwyczajna w swojej niezwyczajności. Z humorem w pakiecie z powagą. Po jej przeczytaniu miałam łzy w oczach, tuląc do siebie książkę, niczym pudełko, z ukrytymi w niej emocjami, doświadczeniami, doznaniami i wiedzą.
Moje na zawsze.
To piękny prezent nie tylko dla mnie. Nie tylko dla czytelników twórczości Wisławy Szymborskiej. Nie tylko dla jej biografów, badaczy jej twórczości i literaturoznawców. To również prezent dla zwykłego człowieka, dla której był ważny i któremu podpowiada, jak żyć? Jak być przyzwoitym, nie tracąc siebie w obliczu tragedii (dla niej) bycia bogatym lub bycia biednym materialnie? I czym jest lub nie jest noblowski milion dolarów, skoro piętnaście lat później, po otwarciu testamentu poetki, okazuje się, że podobna suma jest na jej koncie i zostaje przekazana utworzonej przez nią Fundacji?
Dla tych pierwszych czytelników związanych z literaturą zawodowo lub studentów tego kierunku to niezwykła okazja do przyjrzenia się poetce z bardzo bliska. Poznanie jej nawyków, powiedzeń, poczucia humoru, zasad, których nigdy lub rzadko łamała, ulubionych potraw, nastawienia do ludzi i dzieci, Nagrody Nobla i innych wyróżnień oraz zaszczytów, niechęci do współczesnych urządzeń elektronicznych, posiadanego systemu wartości, wyznawanego światopoglądu czy kręgu przyjaciół nieznanych i bardzo znanych:
A wszystko to po to, by dobrze zrozumieć jej przekaz w wierszach, które są kwintesencją jej obserwacji rzeczy zwykłych, powszechnych i wszechobecnych lub podsumowaniem myśli trudnych, ale ujętych w słowa zrozumiałe. Autor od czasu do czasu konkretne zachowania obrazuje analizą wiersza, będącego idealną ilustracją przenikania wątków branych prosto z życia do poezji.
Dla tych drugich, zwykłych czytelników, to okazja ujrzenia poetki o uznanym talencie w roli skromnego człowieka. Lekcja pokory, wierności obranym wartościom, szacunku wobec innych ludzi, ale jednocześnie asertywności i dyplomacji w „szale” okresu ponoblowskiego. Osoby pozornie kruchej i delikatnej, ale jednocześnie bardzo silnej w kwestiach zasadniczych – moralnych i etycznych.
Trudno było mi oderwać się od tej książki.
Zajrzałam do niej na moment, na kilka minut, jakie zostały mi przed planowanym wyjściem z domu, żeby ją obejrzeć, przewertować, oswoić przed wieczornym czytaniem. Ocknęłam się na stronie 80, niestety spóźniona, ale stety – pełna wrażeń i niecierpliwości oczekującego mnie wieczoru. Trudność w próbie zakończenia czytania w jakimkolwiek momencie „utrudnił” autor, który nie podzielił swoich wspomnień na jakiekolwiek etapy lub rozdziały.
To opowieść na jednym wydechu.
Z akapitami na nabranie powietrza. Jeden wątek zahacza o drugi, nawiązując do skojarzeń, sięgając do wydarzeń przeszłych, jednocześnie jednak zachowując chronologię zdarzeń w czasie od momentu otrzymania propozycji (między obroną pracy magisterskiej a zamiarem pisania doktoratu) sekretarzowania poetce tylko na kilka miesięcy, tych najgorętszych: od przyznania do wręczenia Nagrody Nobla. Potem wszystko powinno było się uspokoić, wrócić do stanu poprzedniego. Nie uspokoiło się. Nie wróciło. Jak się okazuje noblistką jest się dożywotnio. I tak z kilku miesięcy zrobiło się piętnaście lat. I tutaj muszę pokazać fotografię umieszczoną na tylnej okładce książki z opisem nawiązującym do jej tytułu, zapożyczonym przez autora z jednego z wierszy noblistki o nicości, która się przenicowała.
Faktycznie nic zwyczajnego, ale żeby to przenicowanie wyrażenia, tę niezwyczajność, tę niezwykłość i wyjątkowość pojąć, zrozumieć i przeżyć aż do wzruszenia szklącego oczy, trzeba pobyć z Wisławą Szymborską.
Autor mi to umożliwił.
Niby tematem było jego sekretarzowanie, ale we wspomnieniach usuwa się w cień, czyniąc z siebie cichego, choć bardzo potrzebnego, towarzysza poetki, często oddającego jej głos poprzez cytaty. W życiu zawodowym i prywatnym. Pokazuje zamieszanie, jakie wniosła Nagroda Nobla, reakcje ludzi (tych życzliwych, tych mniej życzliwych i tych bardzo nieżyczliwych), a przede wszystkim próby opanowania tego rozmachu, by móc żyć tak, jak do tej pory.
By móc pisać.
By móc nadal być po prostu poetką, która potrzebuje ciszy, posiedzenia w półmroku i samotności do tworzenia. Jednocześnie ukazuje człowieka z jego granicami cierpliwości, wadami, stanami depresyjnymi, z wyjazdami do przyjaciół i pasjami innymi niż poezja – kolażami i wyklejankami, które uwielbiała tworzyć.
Autor do wspomnień dołącza liczne zdjęcia jej rękopisów,
z podróży, za którymi nie przepadała, ale uwielbiała znaki drogowe z nietypowymi nazwami miejscowości,
ze spotkań zawodowych i towarzyskich oraz z mieszkania, w którym największy mój zachwyt wzbudziło to miejsce:
Nie muszę wyjaśniać, dlaczego. Co ciekawe, autor w opowieści używa czasu teraźniejszego tak, jakby relacjonował zachowania nadal żyjącej Wisławy Szymborskiej. Może dlatego tak emocjonalnie odebrałam zakończenie wspomnień, kiedy odeszła. Przeszła fizycznie do przeszłości wraz z ostatnimi słowami autora, po których zapadła we mnie cisza. Pozostał portret niejednorodny, niejednoznaczny, zwykły i zarazem niezwykły, który autor ujął w ten sposób:
Śmieszka. Ekscentryczna starsza pani. Rozchichotana, czasami frywolna, lubiąca językowe zabawy i practical jokes. Wolała rozmowy ze zwykłymi ludźmi niż kongresy poetów i dyskusje z intelektualistami.
Nieprawda.
Depresyjna. Melancholijna. Surowa w sądach o sobie i innych. Perfekcjonistka, nie znosząca rozmów o błahostkach i marnowania czasu na spotkania z ludźmi, które nic jej nie dawały oprócz, jak mówiła, pustych kalorii.
Też nieprawda.
Albo i jedno, i drugie – prawda.
Pozostały wiersze i teksty o lekturach nadobowiązkowych. I pozostanie ta subtelna książka, która dowodzi, że poetka zaufała odpowiedniej osobie, zapraszając ją do swego życia i do towarzyszenia jej do końca.
Jej sekretarz też nie był zwyczajny i nie napisał zwyczajnej książki. Mam wrażenie, że w jakimś stopniu stał się jej pojętnym uczniem, który tą opowieścią udowodnił 15 lat (nie)zwyczajnej nauki po prostu życia. I to chyba jest najbardziej niezwykłe w tej historii, która się już nie powtórzy.
Bo „nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy…”
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2016 roku.
Warto posłuchać poetki, by usłyszeć to, na co zwraca uwagę autor książki – oddech w wierszu ma duże znaczenie podczas jego czytania. Noblistka nie lubiła nadinterpretacji recytatorskich w swoich wierszach.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: artyści
Dodaj komentarz