Koniec punku w Helsinkach – Jaroslav Rudiš
Przełożyła Katarzyna Dudzic
Wydawnictwo Czeskie Klimaty , 2013 , 293 strony
Literatura czeska
Literacki patchwork.
Takie skojarzenie nasunęło mi się po przeczytaniu tej książki. Jego trafność znalazłam w wywiadzie z autorem Jaroslav Rudis – punk z Europy Środkowej, zdradzającym w nim tajniki powstania tej powieści, jako rezultatu połączenia kilku krótkich form literackich pisanych początkowo osobno, a które są efektem stylu pracy autora z potencjalnym tekstem na powieść. O tym też wspomina w swojej rozmowie.
W tej powieści wykorzystał dwa snute naprzemiennie opowiadania i jeden monolog, które różnią się wszystkimi elementami formy w strukturze powieści – bohaterami, miejscem i czasem akcji czy sposobem i językiem narracji. Dla mnie wspaniały w swojej różnorodności miszmasz.
Bohaterem pierwszego, rozpoczynającego powieść był niemiecki czterdziestolatek Ole, kiedyś członek zespołu muzycznego Automat. Obecnie właściciel baru Helsinki (stąd tytuł), gdzieś w byłych Wschodnich Niemczech, będący azylem dla pokolenia jego rówieśników – ostatnich prawdziwych punków z końca lat 80. ubiegłego wieku. Ludzi wielobarwnych w swoich osobowościach, stylach życia i poglądach. Indywidualistów i ekscentryków niemogących pogodzić się z utraconą przeszłością, rozczarowanych teraźniejszością i bez nadziei na lepszą przyszłość. W barze, między solanką, której przepis znalazłam na wewnętrznej stronie okładki tytułowej,
będącej biedniejszą siostrą barszczu, na której po wojnie wyrosły Niemcy Wschodnie a sznytem, którego istotę wyjaśnił Ole w ten sposób:
klienci baru, znajomi i przyjaciele gospodarza, zwierzali mu się z problemów, bolączek, rozczarowań, marzeń, tęsknot i planów. Natomiast Ole uciekał we wspomnienia, analizując swoje życie teraźniejsze z latami młodości, w których czas był przebojem eksportowym tego kraju. Tylko nikt go nie chciał, więc gromadził się, aż była go nieskończona i nieznośna ilość. Na życie, gadanie, zabawę, chlanie, jaranie, cięcie żył i przede wszystkim na planowanie tego, co nigdy nie mogło nastąpić.
W tę historię ostatniego, prawdziwego punka (przynajmniej według Olego), pełną retrospekcji relacjonowaną przez narratora zewnętrznego, autor wplótł dziennik czeskiej siedemnastolatki Nancy o niemieckich korzeniach, mieszkającej ze swoimi rodzicami w Jaseniku w pobliżu polskiej granicy, relacjonującej na bieżąco swoje życie punka w socjalistycznych Czechach pod koniec lat 80. ubiegłego wieku. Swój bunt przeciwko wszystkiemu i wszystkim uwidoczniła wulgaryzmami w języku potocznym przesiąkniętym slangiem młodzieżowej subkultury, a nawet w bojkocie interpunkcji we wpisach. Tutaj, w odróżnieniu do pierwszej historii, czas był linearny i progresywny.
Ale to nie koniec tego literackiego patchworku.
Trzeci element wypatrzyłam w trzonie książki:
To ten wąski, ciemniejszy pasek, który początkowo wzięłam za wklejkę z ilustracjami, a okazał się być szarymi stronami zapisanymi monologiem tym razem współczesnej, niemieckiej nastolatki, zwolenniczki punka, którego tytuł brzmiał bardzo intrygująco:
A który okazał się manifestem, plującym zdaniami pełnymi wściekłych myśli, złości i agresji podkreślonej wulgaryzmami, zajadle negującymi pokolenie Olego – bo jak oni byli punk, to wszyscy byli punk, a przede wszystkim, jeżeli punk znaczył kiedyś choć trochę bunt i rewoltę przeciwko systemowi, a nie był tylko głupią faszyn, to oni w najmniejszym stopniu nie są ostatnim punkowym pokoleniem…. Dla niej stali się „atrakcyjnymi ludźmi”, których nienawidziła za zakopanie swoich ideałów na cmentarzu zapomnienia, przysięgając sobie, że nigdy nie będzie, jak ci , co o sobie mówią, że kiedyś byli pancurami, ekologami, niezależni, alternatywni, i lubią wspominać z głupimi łzami w oczach te wszystkie przejarane imprezy na uniwerku, wszystkich wyruchanych chłopców i dziewczęta, i wszystkie koncerty przy bezkofeinowej kawie, bo momentalnie kofeina nie jest zdrowa, i mówią o sobie jako o ostatnim punkowym pokoleniu…. Chciałoby się dodać – skąd ja to znam?
Te trzy krótkie formy, tak różne w swojej strukturze, ostatecznie stworzyły powoli, w miarę czytania, ściśle zazębiająca się, jednolitą powieść. Autor niczym mistrz krawiecki, połączył ze sobą wątki, miejsce akcji, wiążąc losy bohaterów w czasie przeszłym i teraźniejszym. Ale to, co nierozerwalnie scaliło tę powieść, to narrator zewnętrzny, który swoją tożsamość (ku mojemu totalnemu zaskoczeniu!) ujawnił na końcu powieści, odpowiadając przy okazji na moje stale nasuwające się pytanie – dlaczego i skąd niemieccy bohaterowie i miejsce akcji u czeskiego pisarza? A także przesłanie powieści. A był nim bunt czasu dojrzewania przeciwko ograniczeniom w walce o wolność, a dokładniej o siebie.
Uniwersalny i ponadczasowy etap w rozwoju każdego człowieka.
To dlatego nie ma znaczenia narodowość bohaterów (mających wielokulturowe korzenie), miejsce życia (miasto Olego pozostaje nienazwane), czas akcji (miesza się przeszłość z teraźniejszością), a nawet ustrój, który ulega transformacji z socjalistycznego na kapitalistyczny. Według Leny, przyjaciółki Olego, może nastać nawet chiński komunistyczny kapitalizm, a i tak niczego nie zmieni w kwestii odwiecznej walki o siebie. Jej strach, gniew, siłę i jedność młodzi odczuwają tak samo pod każdą szerokością geograficzną, o każdym czasie i w każdym narodzie, bo gdy ma się szesnaście lat, to wydaje ci się, że musisz być szczęśliwy, że jest na to jakiś przepis, tak samo jak myślisz, że nigdy nie odwalisz kity. Od siebie dodam – że będziesz zawsze młodym i zdrowym.
I do tego momentu powieść nie byłaby odkrywcza w swoim przesłaniu, gdyby nie dwie myśli (dla mnie nowe) tak trafnie opisane przez autora.
Pierwszą było posunięcie się o krok dalej w rozważaniach o pokoleniowych ideałach i ukazanie ludzi pokroju Olego, którzy nie zrezygnowali z nich, nadal walcząc o siebie. Drugą, która mnie przeraziła, to obraz rosnącego poziomu agresji młodych z pokolenia na pokolenie. Zestawienie postawy Nancy z lat 80. ubiegłego wieku (porzucająca szkołę, ignorująca dorosłych, żyjąca koncertami i miłością do chłopaka, topiąca agresję w alkoholu i narkotykach, należąca do zgranej paczki kumpli i buntująca się dla samej przyjemności buntu) z postawą nastolatki XXI wieku – przeraża. Współczesny, zbuntowany nastolatek, to dziecko z rozbitej rodziny, samotne, inteligentne, bo uczące się, próbujące naprawić świat poprzez ekoterroryzm, kochające zwierzęta, ale nienawidzące ludzi i potrafiące to uargumentować:
Kierujące swoją autoagresję również na zewnątrz, na drugiego człowieka, dla którego bardziej atrakcyjne od seksu jest poszukiwanie przepisu na życie w wirtualnym świecie. Po prostu włazisz z kompem do łóżka i masz gdzieś, co twoi kumple robią za ścianą, bo teraz nie masz chcicy, bo jesteś rozpalona i obczajasz net i guglasz dobrą instrukcję na największy i najbardziej rajcujący cios twojego krótkiego życia. Finałem tych poszukiwań jest informacja podana w mediach. W Internecie na czerwono dużymi literami.
W mieście X wybuchła bomba… Do szkoły X wtargnął szaleniec zabijając… Na ulicy X zamordowano… Ze szpitala X ewakuowano pacjentów po telefonie…
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, nigdy nie znaleźć się w miejscu X, bo przyznaję, że wobec tego zjawiska społecznego jestem bezsilna. Pocieszenie, że ma ono niewielką skalę, przy sile rażenia jego skutków, jest marne. To naprawdę koniec starego, dobrego punku i to nie tylko w Helsinkach.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz