Herezja – Leszek Kołakowski
Wydawnictwo Znak , 2010 , 92 strony
Literatura polska
Edukowana na trzytomowej Historii filozofii Władysława Tatarkiewicza, wykłady telewizyjne Leszka Kołakowskiego odebrałam niemalże jak objawienie innego sposobu przekazywania skomplikowanej w odbiorze wiedzy filozoficznej. Na tyle przyjemnego, że potem przeczytałam te „Mini wykładu o maxi sprawach” jeszcze raz w formie książkowej. Traktowałam je jak bajki na dobranoc z zadatkiem do rozmyślań tuż przed snem. Kiedy więc zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że muszę do niej zajrzeć. Zwłaszcza, że zawarte w niej teksty są drukowanym zapisem 14 wykładów radiowych prowadzonych przez autora w polskiej rozgłośni radiowej Wolna Europa na przełomie lat 1982-1983. Odnalezione i nieznacznie zredagowane już po jego śmierci.
Ta monografia herezji, nie jest jednak, jak sam autor zastrzega w pierwszym tekście, jej historią, a rozważaniem nad jej zjawiskiem w całej ogólności, w czym historyczne wzmianki będą służyły jako ilustracje. Zaczyna więc od samego pojęcia herezji oraz pojęć jej podobnym – schizma lub pochodnym – apostazja, sekta, a także równoznacznym – rewizjonizm. To uporządkowanie pojęć niezbędne do dalszych rozważań uzmysłowiło mi ich dwuznaczność, dwoistość, płynność i względność w określaniu mianem herezji w zależności od tego, kto się nim posługuje. Dotychczas to pojęcie kojarzyło mi się ściśle z Kościołem rzymskim i jak przyznaje autor, jest on w tym przypadku uprzywilejowany, ale tylko historycznie. Jego funkcjonowanie w świadomości ludzkiej wybiega daleko poza te granice, mając swoje konsekwencje nie tylko w sferze religii, ale i w sferze świeckiej w zależności od ich sensu społecznego: politycznego, intelektualnego czy ludowego. To co mnie najbardziej zainteresowało, to ewolucja tolerancji Kościoła w kontekście herezji na przestrzeni dziejów. Od sporów myślicieli o przymus nawracania ludzi na wiarę chrześcijańską po współczesną ideę ekumenizmu.
A wszystko to przekazane w sposób jasny, logiczny, z charakterystycznym szykiem wyrazów, gdzie często czasownik kończył zdanie, myśl. Z pojęciami poszerzającymi moją wiedzę (jak ja to lubię!), które mobilizowały mnie do zajrzenia do słownika (szybolet, konwektyl), do dalszych poszukiwań. Nie przeszkadzały mi nawet łacińskie wtrącenia, mimo że nie znam łaciny. Czułam, że autor mając świadomość i chęć dotarcia do jak najszerszej grupy ludzi, dbał o podanie ich polskich, równoznacznych znaczeń lub zrozumiały kontekst zagadnienia.
To książka wielokrotnego użytku, z ponadczasową treścią. Nadal do niej zaglądam. Czytam urywkami, czasami wybiórczo, tradycyjnie tuż przed snem, podziwiając piękno umysłu autora, który potrafił w tak syntetyczny sposób wyłuskać z ogromu nie tylko myśli filozoficznej, ale i historycznej wiedzę podporządkowaną jednemu zagadnieniu, unikając przy tym subiektywizmu, a tym samym czyniąc książkę przystępną każdemu. Bez względu na preferowaną ideologię. Po to tylko, aby zakończyć zdaniem jak przesłaniem, tak potrzebnym we współcześnie niespokojnych czasach ludzi wykorzystujących religię do własnych celów: wystarczy, aby własnej swojej pewności wiary nie używać jako uzasadnienie fanatyzmu i przemocy.
Tylko tyle i aż tyle.
Tutaj wysłuchałam co o książce sądzi profesjonalista Zbigniew Mentzel.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz