Córka rabina: o seksie, narkotykach i ortodoksyjnych Żydach opowieść prawdziwa – Reva Mann
Przełożył Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Cyklady , 2010 , 336 stron
Literatura angielska
Nie tyle sam tytuł tej książki przyciągnął moją uwagę, co podtytuł umieszczony tuż pod nim:
I dopiero wtedy zrobiło się ciekawie, bo w moim pojęciu bardzo sprzecznie i niespójnie, jeśli nie wręcz wykluczająco się.
Ortodoksyjni Żydzi i tak niepasujące do nich narkotyki!
Seks nie był już takim stojącym w opozycji do reszty, bo w końcu są ludźmi, więc muszą go uprawiać, ale to, czego dowiedziałam się o nim z tej książki, a dokładniej o jego roli w ich życiu, uświadomiło mi, jak kluczową (niekoniecznie chwalebną!) wagę odgrywa on w mojej kulturze, ale niekoniecznie w żydowskiej. No i na koniec tych zadziwień fakt, że jest to historia prawdziwa. A takiej właśnie potrzebowałam, bo właściwie, co ja wiem o współczesnych Żydach i ich życiu codziennym? Pomijając polityczne doniesienia programów informacyjnych i jedną książkę o służbie w wojsku żydowskich dziewcząt (Żołnierka Valerie Zenatti), czytaną zresztą bardzo dawno temu, to właściwie nic. Wiedzę historyczną o Holokauście nie biorę pod uwagę, bo to przeszłość i inne problemy.
Wszystkie te aspekty, paradoksalnie i na przekór pozornym kontrastom, powiązała ze sobą osoba głównej bohaterki, a zarazem autorki tych wspomnień ukrytej pod skróconym nazwiskiem od Unterman.
W warstwie psychologicznej mogłabym je podsumować pojęciem opisu bolesnego dramatu kobiety, która z powodu braku okazywania miłości rodzicielskiej i czasu oraz zainteresowania jej osobą (ojciec introwertyk, a matka chorująca na depresję), próbowała miłość odnaleźć w ułamku sekundy, kiedy zatracał się w niej mężczyzna.
W wielu ułamkach sekund, wielu mężczyzn, których nie znała nawet imion.
Nie była wybredna w jej poszukiwaniach. To był jej sposób na walkę z samotnością, jaką odczuwała w domu. Z jego dusznej atmosfery uwalniały ją z czasem narkotyki. Początkowo te miękkie, a później również twarde. Jako dziewczyna szukała jej w rozwiązłości seksualnej, a potem, jako kobieta, w małżeństwie. Żadna z tych dróg nie zrekompensowała jej oschłego, bezuczuciowego dzieciństwa.
Ale nie ta płaszczyzna wspomnień była dla mnie najważniejsza, bo jest to dosyć często występujący motyw w literaturze, zwłaszcza psychologicznej. Moje zainteresowanie wzbudził raczej aspekt społeczny i religijny.
Reva nie pochodziła z przeciętnej rodziny żydowskiej. Była córką ortodoksyjnego rabina i wnuczką rabina będącego niegdyś naczelnym rabinem Izraela, mieszkającą z rodzicami w Londynie. Brak okazywanej miłości przez pogrążonych we własnym świecie rodziców zaowocował w okresie dojrzewania buntem przeciw żydowskiej tradycji i ostatecznie ucieczką z domu w świat nie-Żydów. Dobrowolnym skazaniem się na banicję. Na samotność na wygnaniu, porównywaną przez nią do żydowskiej diaspory, z której wróciła prosto w klatkę małżeństwa z ortodoksyjnym Chasydem z najbardziej rygorystycznego odłamu. Ten etap opisany bardzo szczegółowo, z przytaczaniem obrzędów tradycji i obyczajów religijnych, zakazów i nakazów w życiu codziennym i małżeńskim, roli mężczyzny, kobiety i rodziny w społeczeństwie żydowskim i żony w małżeństwie, był dla mnie bardzo ciekawy.
I jednocześnie bardzo intymny.
Kiedy Revę zapytano w wywiadzie, dlaczego napisała tę książkę, odpowiedziała, że między innym dla tych, którzy wstydziliby się o to wszystko zapytać wprost. Ja również wielu pytań bym nie zadała, bojąc się nie tylko zbyt daleko posuniętej ingerencji w swoich dociekaniach, ale po prostu nie wiedziałabym, o co pytać. Reva była bardzo szczera w swoich wspomnieniach, może nawet ekshibicjonistyczna. Pozwalała nie tylko zaglądać w głąb swojej duszy i umysłu, ale nawet w pożycie małżeńskie i pozamałżeńskie. Wszystko było dla mnie nowe, bo ukazujące niejednorodność wyznawców religii mojżeszowej i różny stopień zaangażowania się w nią i w interpretacje Tory, Talmudu czy Midraszu. Czasami nawet rozbieżne w rozumieniu i postrzeganiu przykazań bożych, od bardzo liberalnych po te skrajne, bezwzględnie egzekwowane. Ale jedno było wspólne – surowe prawo zapewniające obecność Boga we wszystkich myślach i uczynkach każdego Żyda i Żydówki, wprowadzające go w każdą, dosłownie w każdą, sferę życia. To dlatego rozumiałam prosty sens zdania – Kiedy czuję nabrzmiewający członek mojego kochanka, myślę że Bóg mnie kocha. – nie widząc w tym ironii, hipokryzji, bluźnierstwa, a już na pewno perwersji. Tak, jak nie widziałam szaleństwa, omamów i nawiedzenia w doznanej przez autorkę iluminacji umysłu widzącego namacalną obecność Boga.
I właśnie ta płaszczyzna religijna była dla mnie najciekawsza. Do tej pory uważałam, że wyznanie mojżeszowe to religia taka, jak chrześcijaństwo czy islam, a okazuje się, że bardzo blisko jej do duchowości i mistycyzmu Wschodu. Zresztą nie byłam w tym odosobniona. Reva również do pewnego momentu tak uważała. Jak sama pisze – Nigdy nie chciałam stracić jasności rozumienia, której doświadczyłam tamtego dnia. Nigdy nie byłam też na większym haju – zaznałam bowiem ekstazy znacznie przewyższającej skutki narkotyków, które kiedyś zażywałam. Autorka odkryła przede mną świat ludzi, którzy poświęcają całe swoje życie i każdą jego chwilę na studiowanie Tory i innych ksiąg, dla których dążenie do świętości było najważniejszym priorytetem w doczesności. W kontekście otaczającej mnie kultury, jakże smutno zabrzmiało zdanie – ..akt seksualny jest nasycony znaczeniem, bo nasza miłość wprowadza boskość w ten świat i stwarza nowe życie. To coś zupełnie innego niż czysto fizyczny seks w rzeczywistości świeckiej, w której królują kondomy, kremy spermatobójcze, kult ciała i fizyczna satysfakcja, potem zaś nieunikniona samotność. Paradoksalnie, ta samotność odczuwana w związkach z wieloma mężczyznami, stała się jej udziałem również w małżeństwie. Reva w swojej pobożności nie podołała wyzwaniu wiary. Jej chorobliwe pożądanie seksualne i głód miłości nie pokonała wiara i życie zgodne z nakazami religijnymi, w których seks nie był najważniejszy, życie z mężczyzną dążącym do świętości trudne, a miłość pojmowana bardziej duchowo niż więź psychiczna między małżonkami, dla niej niesatysfakcjonująca.
Wspomnień Revy nie traktuję jako zjawiska powszechnego w społeczeństwie żydowskim. Raczej jako częste zjawisko psychologiczne (brak miłości w dzieciństwie i w okresie dojrzewania), które przydarzyło się również Żydówce, a przez to odsłaniające przy okazji (a dla mnie przede wszystkim) sposoby i procesy radzenia sobie z tą przypadłością w kontekście wymagającej tradycji, bardzo surowej religii, mistycznej wiary i wszechobecnego Boga.
Te wspomnienia to przede wszystkim poszukiwanie równowagi między sacrum a profanum, będące ciągiem bolesnych prób akceptacji bólu egzystencjalnego i pogodzenia go z dziedzictwem przodków osadzonego we współczesnym świecie kultu ciała, materializmu i konsumpcji o tyle ciekawe, że odsłaniające wewnętrzne życie ortodoksyjnych Żydów.
I jeszcze jedna myśl.
Odsunięta przeze mnie na początku wiedza historyczna na temat przeszłości narodu żydowskiego, wróciła w tych wspomnieniach jak bumerang. Okazało się, że trauma Holokaustu dotyka nadal. Trwa. Mimo że od wojny upłynęło kilkadziesiąt lat, ona nadal zbiera swoje żniwo wśród kolejnych pokoleń. Reva była również i jego ofiarą, o czym wspomina w swojej książce. I to jest kolejny, wprawdzie delikatnie zarysowany, ale ważny aspekt tych wspomnień.
A może spowiedzi w swojej bolesnej szczerości?
Tutaj mogłam posłuchać Revy mówiącej o sobie i swojej książce. Jej oryginalna okładka bardziej do mnie przemawia niż ta w wydaniu polskim.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: Żydzi
Dodaj komentarz